Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2008

kończą sie powoli wakacje...

Wakacje powoli dobiegają końca; my studenci mamy jeszcze miesiąc, ale  to tak szybko przeleci, ze nawet sie nie zorientujemy a już trzeba będzie jeździć na uczelnię... Dziś byłam, na praktyce- powiem, ze jestem zadowolona z wyboru takiego właśnie zawodu- nie żałuje takiej decyzji i wiem, ze to jest to, co chcę w życiu robić....Bóg jest kochany, bo ja chciałam  mieć taki zawód, gdzie sie pomaga innym- potrzebującym no i mam.............wspaniały Bóg........ Pacjenci są fajni- "fajni" może słowo o zbyt szerokim znaczeniu, ale samo mówi przez się.....fajnie, kiedy   pacjenci powiedzą jakies miłe słówko, kiedy chcą abym to ja zrobiła im zabieg a nie inna osoba itd. fajnie kiedy budują człowieka- "Jesteś do tego stworzony", "masz dar- nie zmarnuj go"...itd. to miłe-nawet bardzo... Ja też wkładam całe serce w to, co robię; bo chcę pomóc......jestem dla innych nie dla siebie........ dzisiaj też koleżanka powiedziała swoje świadectwo- nigdy bym się nie spodziewała

cóż........

wakacje powolutku sie konczą- moja praktyka też- ale jest fajnie- pacjenci są super i tam widzę, ze jestem potrzebna; odczuwam "powołanie" do niesienia pomocy innym; choć czasem dołują mnie tam pewne rzeczy- np. gdy pacjenci mówią "Pani to musi mieć fajnego chłopaka"... "Ma Pani chłopak szczęście..." "A chłopak uczy się, pracuje ? " "Ten Pani chłopak to pewnie taki sam jak Pani- jesli tak, to jesteście najszczęśliwszą para na świecie" itd. itp. masakra- czasem nie chce mi się mówić- "Ale ja , ja ja po prostu jestem sama- nie mam żadnego chłopaka- nie mówcie mi tak, bo to bardzo boli...." to zabija--Pacjenci myśla, że jest fajnie, szczęsliwa.... a tak nie jest--- często to, co na zewnątrz przykrywa smutek, zwątpienie, żal itd. wnętrza; jak to bardzo boli--- serce pęka- jeśli w ogóle jest....... i myślę, ze już lepiej nie będzie; widze to wszystko w ciemnych kolorach; będąc w szpitalu przynajmniej na chwilę widzę, ze jestem komu

..................

Potykam się na swojej drodze...    często upadam...       Czasem chciałoby się tak zostać...          poużalać nad sobą...             ponarzekać na to, że życie ciężkie... Patrzę na krzyż i milknę. Bo cóż       powiedzieć można ?          Wspierając się o krzyż,             dźwigam się z prochu ziemi.                I znowu rozpoczynam wędrówkę.                   Cel Mojej Drogi wciąż daleko...

Angels are crying. We can be better... Love is the answer..

Obraz
Wczoraj skończyłam 22 lata...Urodziny- jak zwykle dzień przeleciał bardzo szybko..... Życie przemija zbyt szybko; czasu znajduje trochę czasu na refleksje- może to źle, bo wtedy zbyt mocno to wszystko przeżywam..a chyba nie warto brać wszystkiego na serio..... wczoraj dostałam kilkanaście życzeń, ale życzenia od dziadka jakoś najbardziej mnie urzekły- "Bądź w życiu kimś, osiagnij w życiu wiele..." niby proste, a jednak... zrobiłabym w życiu wiele- gdybym miała przy boku kogoś kto by mnie wspierał..... Trochę żałuję pewnych słów z przeszłości- będę mieć męża, wspaniałą rodzinę- będę szczęśliwa itd. teraz tak nie jest..... widzę, że wszystko się odwróciło i jest całkiem odwrotnie; większość moich znajomych jest już po ślubie, mają własny dom, rodzinę.... a ja......... ciąglę to powtarzam- nigdy nie będę szczęśliwa, jeśli nie będę miała męża, własnego domu itd. a widzę, zę im bardziej sie chce, tym gorzej..... a Bóg---kompletnie nie wiem co dla mnie planuje...... czasem mam dość

życie...

Coraz bardziej zaczynam się podle czuć.....to  wszystko zaczyna mnie przerastać... chyba bym nigdy nie uwierzyła komuś, jak można sie tak czuć- ale teraz sama tego doświadczam na własnej skórze.........i nie jest to jakieś użalanie się nad sobą czy coś...... Kto jest w takiej samej sytuacji jak ja to wie, co czuje serce........ na dłuższa metę jest to niedozniesienia....wewnętrzny smutek, żal, stan, którego tak do końca nie da sie opisać.......... pretensje...... hmmm jakieś tam są, ale do kogo?! Życie przestaje być życiem, kiedy człowiekowi odbiera sie iskierki nadziei o świat staje sie coraz bardziej brutalniejszy....... za wszystko Bogu nieustannie dziękuję; wiem, ze to jest Jego zasługa...... oddała bym wszystko za jedną- jedyna "rzecz"- oddała bym wszystkie skarby za to, aby kochac i być kochaną przez mężczyznę- nie byle jakiego; nie dla samej kwestii żeby był, ale chciała bym juz w końcu odkryć kto i czy w ogóle jest mi ktoś pisany...... nie sa to jakies rozmyślania nie