Ostatni dzień chorobowego...

"Gdy czegoś bardzo chcesz
Nie poddawaj się
Nie bój się kolejnych zmian
Jeśli bardzo chcesz
Zmienić życia sens
Nie, nie poddawaj się
Stawiaj wyższy cel..."


Dzisiaj ostatni dzień mojego L4- muszę przyznać, że bardzo szybko mi ten czas przeleciał- w ogóle wydaje mi się, że wskazówki zegara w domu znacznie szybciej się poruszają- to był jakiś kosmos; rany dosyć fajnie się goją i myślę nawet, że blizny będą niezauważalne. Cieszę się, że dostałam 2 tygodniowe chorobowe, człowiek choć na chwilę może odpocząć, oddychnąć... Żeby się nie nudzić, zakupiliśmy z mężem puzzle (kiedy byłam młodsza miałam ich bardzo dużo, bo uwielbiałam- w sumie nadal lubię je układać)- jedne 2000 elementów, które są w trakcie układania, no i drugie 4000 elementów, do których pomocy zobligował się mój mąż, te mniejsze układałam sama.


Tak było jeszcze wczoraj:


IMG_20171213_233058


A dzisiaj zostało mi tylko niebo do ułożenia.


Kolejnym moim przedsięwzięciem było zrobienie mojego małego krewetkarium, które umieściłam sobie w kuchni na parapecie, a które zawiera 3 krewetki:0) chciałam dodać zdjęcia, ale się okazuje, że są jakieś limity i kicha- nie mogę już dodać więcej fotek- porażka- co to powymyślali- dobrze, że w sumie zostałam "zmuszona" do przeniesienia bloga na inną witrynę- może tam nie będzie takich ograniczeń:0) muszę w najbliższym czasie nad tym usiąść i przenieść bloga w inne miejsce....


     Byłam ostatnio u mojego lekarza rodzinnego załatwiać to moje sanatorium, ale niestety chyba w najbliższym czasie nic z tego nie będzie, bo generalnie będę na termin czekać tak samo, jak inni, czyli od 2 do 3 lat, bo nie ma czegoś takiego, jak przyśpieszony termin- wniosek mam odebrać w poniedziałek i  w jakiś dzień dostarczę go do NFZ- planuję dołączyć do wniosku ksero wypisu ze szpitala i pismo z prośbą o przyśpieszenie terminu pobytu w sanatorium; w między czasie, w najbliższych dniach planuję rozpocząć domową kuracje okładów z plastrów borowinowych, choć mam jeszcze pewne obawy, bo po 1 nie wiem czy nie jest jeszcze za wcześnie (po laparoskopii), a po 2 nawet nie wiem, jaki obecnie mam dzień cyklu, bo ta laparoskopia trochę mi zachwiała równowagę hormonalną. Byłam wczoraj na akupunkturze, wszystko opowiedziałam co i jak, pani powiedziała mi, że de facto nie ma się co załamywać, bo różne rzeczy się zdarzały i nawet miała kiedyś pacjentkę, która przychodziła do niej nieregularnie, miała endometriozę i problemy z drożnością jajowodów i lekarze nie dawali jej najmniejszych szans na naturalną ciążę, kilka miesięcy po wizycie na akupunkturze kobieta oznajmiła, że jakimś sposobem zaszła naturalnie w ciąże; miałam nakłute 3 punkty, z tego co mówiła mi pani od akupunktury, nakłuła mi punkty, które miały działać na pozbycie się niezbędnych tkanek z brzucha i które miały zadziałać na to, by blizny lepiej się goiły. Opowiedziałam jej o moich planach i z sanatorium i z domowymi zabiegami z borowiny, powiedziała, że to jest dobry pomysł, bo borowina działa m.in. przeciwzapalnie- także borowina to dobry pomysł:0)


Dzisiaj z rana nieźle się wkurzyłam, choć chyba i tak wiedziałam, jaki będzie efekt końcowy, ale mimo to- chodzi o ubezpieczenie za pobyt w szpitalu- mam wykupione ubezpieczenie na życie z PZU, no i kiedy dostałam wypis ze szpitala zgłosiłam "szkodę"- wniosek o wypłatę odszkodowania za pobyt w szpitalu, wyobraźcie sobie, że decyzja przyszła odmowna, bo niestety leczenie niepłodności jest wykluczone z ubezpieczenia- byłam taka wkurzona i zdenerwowana- już nie chodzi o same pieniądze, ale o taka dyskryminację, że Ci, którzy zmagają się z niepłodnością są kimś gorszym, bo  nie są brani pod uwagę, przecież spełniłam warunek- leżałam przez 4 dni w szpitalu, a co tam robiłam, to w sumie nie powinno ich obchodzić, bo to moja osobista sprawa, w takich chwilach człowiek dostaje "szlag" w twarz- niestety jestem kimś innym; patrząc ich tokiem myślenia, to nigdy nie dostanę wypłaty odszkodowania za pobyt w szpitalu związanym z leżeniem na ginekologi, nigdy nie dostanę wypłaty odszkodowania za urodzenie dziecka- (wg ich toku myślenia- osoba bezpłodna- nigdy nie urodzi dziecka)... A kij im z tym....


 Ostatnio mieliśmy odwiedziny małżeństwa w podobnym wieku do naszego- żona w moim wieku, a jej mąż 2 lata starszy ode mnie- obydwoje dzieci mają z wpadki- pierwsze- przyszło na świat jeszcze przed ich ślubem, a drugie "zjawiło się" na świecie, bo jej mama  przerwała przyjmowanie leków antykoncepcyjnych- mieli trudną sytuację finansową i dziewczyna nie wykupiła leków- nigdy nie chcieli mieć 2 dziecka- ostatnio przy nas gadali o wazektomii- wiem, ze nie mówili tego specjalnie, ale znów mi się zrobiło troszkę przykro- bo oni "walczą" o to, aby nie mieć już dzieci- szukają różnych zabezpieczeń i metod antykoncepcji, podczas gdy my jesteśmy w odwrotnej sytuacji- i tu znowu mamy przykład tej "niesprawiedliwości", no ale cóż nikt z nas tego niestety nie zmieni- bo nie da się tego zmienić- chyba zawsze tak będzie, że tam gdzie nie chcą dzieci, będą się one pojawiać jedne za drugim, a tam, gdzie czeka się na nie z utęsknieniem, nigdy się nie pojawiają....

Komentarze

  1. Kochana jestem w szoku, że PZU w taki sposób podeszło do sprawy... i nie ukrywam, że nie podoba mi się to... Ja też jestem ubezpieczona w PZU ale oni nigdy nie odmówili mi wypłaty odszkodowania, powiem Ci, że nawet rok temu kiedy miałam histeroskopię wypłacili mi pieniądze bez żadnego "ale". Zabieg miałam w klinice leczenia niepłodności, a na wypisie/opisie zabiegu było napisane że zabieg został wykonany w ramach leczenia niepłodności. Może łosie zmienili regulamin w związku ze stale rosnącą liczbą niepłodnych? Aż muszę się tym zainteresować... : (

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że też byłam w szoku- nigdy nie miałam wypłaconego ubezpieczenia za pobyt w szpitalu, jak byłam na oddziale ginekologicznyn, a miałam już robione 3 HSG i jedna histeroskopie,no i teraz tą laparoskopie- podciągają to pod leczenie niepłodności, a w OWU jest to w wyłączeniu, ale postanowiłam się odwołać od tej decyzji odnownej,bo tyle razy im już darowałam, a tym razem nie odpuszcze, a to dlatego, że ja bylam na laparoskopii diagnostycznej, wiec to nie jest związane z leczeniem niepłodności, a z jej diagnozowaniem, a to jest różnica- tylko, że oni wrzucają wszystko do jednego wora- ale skoro Ty piszesz, że dostałaś odszkodowanie za pobyt w szpitalu, jak miałaś histeroskopie, to myślę, że ja za laparo też powinnam dostać, ale nie nastawiam się- na pewno coś znowu wymyśla tylko po to, żeby mi nie wypłacić...
    Ale to jest nie fair- bo jest to pewien sposób dyskryminacji nas- niepłodnych- a przecież co my za to możemy? I tak jest to już wystarczający cios, a tu do tego dochodzą jeszcze kolejne " ciosy" ze strony ubezpieczyciela, który daje do zrozumienia, że na prawde jesteśmy kimś gorszym- niestety ja tak to odczułam, co bardzo mnie zabolało...

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochane dziewczyny żeby było Wam raźniej dodam, że po poronieniu kiedy walczyliśmy, żeby dowiedzieć się co się stało, dlaczego tak. A potem korzystaliśmy z przysługujących nam praw, czułam się jak intruz, jakbym chciała niewiadomo czego i niestety zero zrozumienia. Więc nie jesteście gorsze i warto walczyć o swoje. Po prostu brak empatii to podstawa tego kraju :-(

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...

Dla tych, co by chcieli wiedzieć co u nas...