Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2015

Ten cykl spisany na straty...

W tym cyklu nadzieja umarła... Zwieńczeniem wstrzyknięcia 2 zastrzyków z pregnylu i monitorowania rosnącego pęcherzyka Graffa będzie prawdopodobnie miesiączka. Choć te wszystkie objawy raczej wydawały mi się zwiastunem czegoś zupełnie innego, no ale cóż- nie tym razem... W 20 dniu cyklu zrobiłam badanie poziomu progesteronu i wyszedł jeszcze niższy niż ostatnio-wynik ten mnie podłamał, bo liczyłam na coś innego. Od  tego też dnia zaczęłam aplikację luteiny dopochwowo co 12 godzin. Znowu z jednej strony trochę się cieszę, bo przynajmniej wiadomo w jakim kierunku działać, żeby szło ku dobremu-  mam za duży poziom prolaktyny oraz za niski poziom progesteronu- prolaktynę zbijam bromergonem już od maja, natomiast progesteron od kilku dni- zobaczymy jak to dalej będzie; są takie pary i małżeństwa, które również starają się o dziecko, ale wyniki badań, które wykonują nie wskazują żadnych odchyleń od normy, no i wtedy jest niepłodność idiopatyczna, czyli niewiadomego pochodzenia- w takim przyp

walczymy dalej i czekamy na cud ....

Byłam dziś na usg, ponieważ w czwartek miałam podany drugi zastrzyk z pregnylu- niestety na pierwszy chyba organizm nie zareagował... Kiedy w czwartek rano byłam na usg pęcherzyk nie był pęknięty, natomiast dzisiaj nie było już po nim śladu. Siedząc w poczekalni i czekając na to, aż zza drzwi gabinetu lekarskiego będzie rozbrzmiewać moje nazwisko, przysłuchiwałam się rozmowie telefonicznej kobiety może w wieku podobnym do mojego lub trochę ode mnie starszej- najpierw rozmawiała ze swoją matką i poprosiła ją żeby dała do telefonu jej pierwsze dziecko dziewczynkę i kazała swojej matce obserwować reakcję dziecka- - Wiki- będziesz niepocieszona, będziesz miała braciszka, a nie tak, jak chciałaś siostrzyczkę, ale nie martw się, bracia też są fajni w przyszłości będzie Cię bronił przed tymi, co będą Ci dokuczać... Rozmowa się skończyła, a kobieta siedząca koło rejestracji wykonała drugi telefon- na początku złożyła życzenia a potem rzekła - mam dla Ciebie wspaniały prezent urodzinowy- będzie

Nie odkładamy decyzji na potem!

  "...chwycić dłoń Boga i walczyć o swoje marzenia, wierząc, że ich spełnienie dokona się zawsze we właściwym momencie...."   W ostatnim czasie, będąc na niedzielnej mszy św. miałam dwukrotnie okazję usłyszeć list pasterski, który troszkę mnie poruszył- mianowicie, była w nim mowa o małżeństwie, o rodzinie, o niepłodności, ale to, co najbardziej mnie w nim poruszyło to to, że większość małżeństw odkłada podjęcie decyzji o dzieciach na późniejszy czas... Powiem tak, może jest garstka takich osób, które faktycznie odkładają swoje rodzicielstwo na potem, a najpierw chcą "pozałatwiać" wiele innych- ważniejszych spraw- ale myślę, że takich osób jest  na prawdę niewiele; coraz częściej się słyszy, że niepłodność stała się jedną z najpopularniejszych chorób cywilizacyjnych w obecnym stuleciu; dlaczego  kościół mówi, że ludzie odkładają decyzję o rodzicielstwie na później?-nie rozumiem tego i śmiem twierdzić, że kościół- księża nie zdają sobie sprawy z powagi problemu, jaki

Walka w pojedynkę....

"Kochani, chcieliśmy wam powiedzieć, że staramy się o dziecko, ale w tej chwili mamy z tym pewien problem, leczymy się. Jak nas kochacie, to się módlcie albo trzymajcie kciuki, ale nie pytajcie nas o to, bo to dla nas trudne". Śledząc jedną z bardzo wielu przejrzanych w ostatnim czasie stron internetowych związanych z niepłodnością, natknęłam się na taki bardzo fajny cytat, który pozwoliłam sobie wkleić na samym początku mojego postu. Gdziekolwiek jestem, nie mogę się w ogóle skupić- mam problem i myślę tylko o nim.... W pracy robię dobrą minę do złej gry- uśmiecham się mimo tego, że w sercu czuję ból, ale przecież nie można inaczej- nie będę każdemu tłumaczyć o co chodzi- każdy ma jakieś problemy- jedni większe, drudzy mniejsze... im mniej osób wie o naszym problemie, tym lepiej- (chodzi mi tutaj głównie o znajomych i o rodzinę- bo wiadomo, że łatwiej nam wygadać się obcym niż swoim)... Czasem się zastanawiam nad tym, dlaczego mi aż tak bardzo zależy? dlaczego nie należę do

Niemoc...

Są takie dni, kiedy jestem w totalnej rozsypce i boję się, że wystarczy tak niewiele, bym całkowicie się rozsypała... Czasem nie daję już rady, czuję, że to wszystko dzieję się bez mojego udziału- gdzieś tam, gdzie ja się nie liczę, gdzie Bóg mnie nie zauważa.. czasem te wszystkie moje wyrzeczenia, badania, wizyty u lekarza wydają mi się takie bezsensowne i  wydaje mi się, że niczemu nie służą, a są tylko wypełniaczem mojego czasu.... Czuję się podle... I to z dwóch powodów- jeden- wiadomo, a drugi- kiedy mąż zwyczajnie chce się przytulić, pobyć ze mną, chce dać mi trochę czułości, ja się odsuwam, nie potrafię być szczęśliwa, kiedy wiem, że to, na co tak bardzo czekamy jest niemożliwe... W moim sercu pojawiły się kolejne rany, które krwawią i to bardzo mocno- kolejne nowinki o ciążach znajomych, jak ostry nóż przeszywają moje serducho... a ono bardzo mocno krwawi... to takie straszne... Nie potrafię się cieszyć, słowo "gratulacje" nie może mi przejść przez usta- walczę z tym,