Walka w pojedynkę....

"Kochani, chcieliśmy wam powiedzieć, że staramy się o dziecko, ale w tej chwili mamy z tym pewien problem, leczymy się. Jak nas kochacie, to się módlcie albo trzymajcie kciuki, ale nie pytajcie nas o to, bo to dla nas trudne".


Śledząc jedną z bardzo wielu przejrzanych w ostatnim czasie stron internetowych związanych z niepłodnością, natknęłam się na taki bardzo fajny cytat, który pozwoliłam sobie wkleić na samym początku mojego postu.
Gdziekolwiek jestem, nie mogę się w ogóle skupić- mam problem i myślę tylko o nim.... W pracy robię dobrą minę do złej gry- uśmiecham się mimo tego, że w sercu czuję ból, ale przecież nie można inaczej- nie będę każdemu tłumaczyć o co chodzi- każdy ma jakieś problemy- jedni większe, drudzy mniejsze... im mniej osób wie o naszym problemie, tym lepiej- (chodzi mi tutaj głównie o znajomych i o rodzinę- bo wiadomo, że łatwiej nam wygadać się obcym niż swoim)...


Czasem się zastanawiam nad tym, dlaczego mi aż tak bardzo zależy? dlaczego nie należę do tego grona osób, które nie  mają miejsca w swoim życiu na dzieci- może było by mi wtedy łatwiej, może lepiej bym to wszystko znosiła... Zbyt mocno mi zależy, a wydaje mi się, że mój mąż podchodzi do tego z taką lekkością i łatwością- tak, jakby nic szczególnego się nie działo... Ciężko tak żyć... Trudno czasem zrozumieć, że dla kogoś czubek własnego nosa jest o wiele ważniejszy niż to, co naprawdę ważne.... Gdzie największym problemem jest to, że przegrywa się w jakiejś głupiej grze albo to, że ktoś się nie wysypia mimo, że śpi określoną liczbę godzin albo że ktoś musi znowu wstawać na ranną zmianę do pracy... Błahe problemy- gra jest tylko jakąś grą, która nie ma związku z rzeczywistością i tam mogą się dziać różne rzeczy; spać można położyć się także i w dzień po pracy, a praca- nie my jedyni do niej chodzimy, a po drugie dzięki niej mamy co jeść, mamy gdzie mieszkać, możemy się od czasu do czasu rozerwać... a problem bezpłodności nie rozwiąże się od tak za pstryknięciem palca, czy machnięciem magiczną różdżką.. .. Najgorsze też jest to, jak w związku- jedna osoba walczy, poświęca się, wiele sobie odmawia, robi wszystko by sie w końcu udało, a druga żyje tak, jakby problemu nie było....Nie wiem czy tak trudno zrozumieć co czuje kobieta, która pragnie dziecka, a nie może go mieć? Czy tak trudno zrozumieć przez co kobieta przechodzi i jak bardzo cierpi z tego powodu? nie mówię tutaj tylko o bólu fizycznym, choć takowy też był.... Jak przeczytałam na innej stronie internetowej o tematyce niepłodności i problemów z zajściem w ciąże, mężczyzna widzi tylko comiesięczna rozpacz i ból żony- jej panikę, żal, smutek i rozczarowanie, że znowu się nie udało- niejednokrotnie jest tym wszystkim zmęczony i woli zasiąść przed TV lub przed komputerem lub po prostu woli położyć się do łóżka.... A kobieta jest tym napędem- bo to przeważnie my planujemy kolejne wizyty, my działamy w tym kierunku, my obserwujemy nasze cykle, my mierzymy temperaturę itd., a mężczyźni cóż oni wielkiego robią?- skoro większość z nich nawet nie wie, kiedy ich żony, partnerki mają dni płodne... I tu taka walka w pojedynkę- żonie- kobiecie zależy- angażuje się, przegląda różne strony i fora związane z tą tematyką, czyta o polepszeniu płodności oraz o tym co jeszcze mogło by pomóc; mężczyzna (bardzo często) patrzy tylko na to, aby zaspokoić swoje potrzeby  i niejednokrotnie nie może zrozumieć tego, że kobieta nie zawsze jest na to gotowa- burza hormonów, która przecież jest nierozłącznym elementem występującym w naszym cyklu, a także czas przed samym okresem, gdy kobieta jest rozdrażniona i każdy dotyk ją denerwuje- często mężczyźni nie umieją tego zrozumieć i się tak po prostu obrażają, myśląc, że kobieta ich odrzuca i odtrąca... Oby było już tylko lepiej, by ten najgorszy dla nas czas pozostał tylko historią i by można było nucić bardzo fajną piosenkę: You+Me - You and Me

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...