21 kwietnia 2015

Znowu trochę zaniedbałam bloga, ale to przez to, że nie umiałam wygospodarować czasu...

Teraz znalazłam chwilkę czasu- mąż w pracy, a ja jutro mam wolne, także mogę teraz na spokojnie pisać... Wczoraj byliśmy u androloga-ginekologa, co prawda jechaliśmy do niego przeszło 70 km, ale myślę, że warto było. Powiem tak, targają mną zarówno pozytywne, jak i negatywne emocje. Wczoraj, kiedy położyłam się do łóżka, nie mogłam się powstrzymać od łez- oczywiście mój wspaniały- kochający mąż przytulił mnie, przyniósł mi tabletkę na uspokojenie i mówił, że mam się nie martwić, że trzeba myśleć pozytywnie, że wszystko będzie dobrze....
Kiedy byliśmy u tego lekarza, zapytał mnie on, dlaczego nie chodziłam do ginekologa, a ja ze zdziwieniem na twarzy powiedziałam mu, że chodziłam do ginekologa bardzo często, aż ostatniego razu powiedział mi, że nie muszę tak często przychodzić, bo mam wszystkie wyniki dobre, bo nic się nie dzieje, nie widzi czegoś, co mogło by być problemem/ przeszkodą w zajściu w ciąże, wczorajszy lekarz zauważył kilka nieprawidłowości- i może faktycznie nie są one tymi przeszkodami w staraniach, ale mają ważny wpływ na moje zdrowie. Najgorsze było to, że Pan doktor powiedział, że jeśli podczas badania na drożność jajowodów wyjdzie niedrożność, to zostaje tylko jedno- in vitro- modle się o to, aby te moje badanie wyszło dobrze, bo jakoś z mężem nie jesteśmy przekonani do tej metody  zapłodnienia. Boję się tego, co będzie; równocześnie nie wyobrażam sobie życia bez dziecka/dzieci- swoich własnych dzieci; tak bardzo marzyłam o szczęśliwej rodzinie, w której są dzieci- ja tak bardzo kocham dzieci;
Kiedy w naszym życiu pojawił się problem związany z naszą płodnością, na każdym kroku widzę to kobiety w ciąży, to młode małżeństwa spacerujące z wózkiem, bądź też trzymające za ręce swoje małe pociechy... Taki widok powoduje, że moje serce zaczyna krwawić. Najgorsze jest to, że tam, gdzie nie czeka się na dziecko- przychodzi to z jakąś taką łatwością- lekkością- ciach i już jest ciążą, a tak gdzie pary czekają z utęsknieniem na potomstwo, to zawsze jest jakiś problem- zawsze coś idzie nie tak, zawsze są jakieś problemy; nie mogę zrozumieć też tego, że młode kobiety bardzo często zaliczają "wpadkę" z przypadkowo poznanym mężczyzną/chłopakiem i okazuje się, że są w ciąży- szukają wtedy rozwiązań tej sytuacji, żeby tylko pozbyć się niechcianej ciąży, a w tym samym momencie mnóstwo osób walczy o to, by zobaczyć na teście ciążowym upragnione dwie kreski... To tak bardzo boli...
Często nie mam już sił do walki, ale nie mogę też do końca zgodzić się z tym, że nie będę miała swoich własnych dzieci, że nie będę czuła pod moim sercem bicia serca mojego dziecka; tak bardzo pragniemy z mężem mieć potomstwo i często próbuje zrozumieć Boga dlaczego ta "walka" wygląda w taki sposób- oczywiście nigdy nie znajduje odpowiedzi...
Kilka dni temu, byliśmy z mężem na urodzinach mojego brata; był tam też szwagier z żoną i ich 6-miesięcznym dzieckiem- ucieszyłam się, gdy zobaczyłam tego małego, ale była to radość (widoczna z zewnątrz) połączona z żalem, gniewem (która wybuchała w moim wnętrzu), bo w mojej głowie kłębiły się myśli- dlaczego to nie jest nasze dziecko, dlaczego nie jesteśmy na ich miejscu, dlaczego?? Kiedy wróciliśmy z urodzin, mąż był trochę poddenerwowany, dziwnie się zachowywał i w końcu poszliśmy spać- jak się rano okazało, powiedział mi, że jak wróciliśmy wczoraj to dlatego miał taki humor, bo zrobiło mu się żal- bo tak bardzo pragniemy dziecka, a jego nadal nie ma- a innym się udaje- są szczęśliwi i mogą się cieszyć maleństwem.. Mamy wszystko, a do szczęścia potrzebne są nam tylko dzieci, na które tak bardzo czekamy; mam tylko nadzieję, że Ten z góry wie co robi i że nie chce nas skrzywdzić i w końcu pozwoli na to, abyśmy mogli cieszyć się swoim własnym potomstwem...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...