Juz teraz wiem,jak czul sie Hiob...

Mimo,ze do jego cierpien bardzo duzo mi brakuje,to przynajmniej w czesci wiem,co czul i co przezywal... Obecnie jestem doswiadczana z kazdej strony cierpieniem,bolem,lekiem, obawami, mocnymi ciosami... To straszne uczucie, bo bol rozrywa mi serce- po pierwsze nie moge byc matka,po drugie wg teorii jednego z lekarzy, kiedy bede doswiadczana tak ogromnymi i stresujacymi przezyciami, ze wzgledu na moje problemy z krwia,moge nie dozyc 40 roku zycia... Ostatnimi czasy bardzo mocno dostaje od zycia po dupie- w takim stopniu,ze nie moge sie pozbierac i nie sa to jakies blahe problemy,bo nieplodnosc, czy niedoszla zdrada meza gdzie mimo wszystko przez prawie 3 miesiace ciagnal ta znajomosc,czy powazna choroba krwi,to nie sa malej rangi problemy... Najgorsze jest jednak to,ze rodzice meza stoja za nim murem- szczegolnie jego ojciec i caly czas mowi,ze przeciez nie doszlo do zdrady,a po drugie to wszystko przeze mnie.. pytam sie go- " slucham?" Bo nie moglam uwierzyc w to,co mowil... Jestem rozbita na kawalki, bo czlowiek od samego poczatku sie staral zeby mezowi nic nie brakowalo- obiadki, wszystko mial wyprane,wyprasowane, to ja dazylam do wielu rzeczy, ktorych moj maz sam raczej by nie osiagnal w tak krotkim czasie,to ja zawsze zabiegalam o to,by wszystko bylo zapiete na ostatni guzik,by rachunki byly poplacone,by w lodowce bylo cos wiecej niz tylko swiatelko i o wielu innych rzeczach,to ja myslalam, dazylam do czegos,a teraz slysze takie oto slowa... Kolejny raz czuje ostry noz przeszywajacy moje serce.. nie mam juz sil, to wszystko tak bardzo mnie przerasta... Co wiecej, ja sie nigdy w zyciu bardziej nie naklelam niz przez ostatni miesiac, wiem ze tak na dobra sprawe,tym sobie nie polepszam,ale w takich sytuacjach ja po prostu wybucham,jak wulkan, bo nie moge zniesc tego,jak ktos mnie oczernia i nie docenia tego,co robie i co juz zrobilam dla naszego malzenstwa, tylko ciagle slysze,ze sie czegos czepiam,ze zbyt wiele zaslug przypisuje sobie... Czasem mam takie wrazenie,ze jesli tak dalej pojdzie,to ja moge nawet nie dozyc 35 roku zycia,bo moj stan zdrowia po takich wydarzeniach znacznie sie pogarsza i ja to czuje,ze znowu opadam z sil... Byla bym spokojniejsza, gdyby rzeczywiscie to byla moja wina,jak to mi zarzuca tesc, ale tak nie jest- moi rodzice mowia mi, ze ja po prostu bylam za dobra, ze ja sama nie dopuscila bym sie tego,zeby na boku kogos miec i nawet mi na mysl nie przyszlo,ze moj maz moze mi taki numer wykrecic i teraz " zwalac" cala wine na mnie,ze to przeze mnie tak zrobil... Nie moge znalezc slow opisujacych, jak ogromny bol przeszywa mi serce... Kocham mojego meza,bo slubowalam mu na dobre i zle,ale ten bol mnie wykancza, rujnuje mnie, sprawia,ze moje zycie staje sie coraz gorsze, a przeciez w takim wieku,jakim jestem powinnam byc szczesliwa,powinnam cieszyc sie zyciem,bo w sumie najlepsze lata sa przede mna, a ja nie potrafie,bo nie moge sie pozbierac po tym wszystkim... Bo moje oczy sa az spuchniete od potokow wylanych lez... Nie wiem ile potrafi wytrzymac i zniesc moj organizm... Nie wiem co dalej bedzie, po prostu nie wiem....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...