Niepłodność nas zmienia...

To prawda, że człowiek, który staje "face to face" z niepłodnością, po jakimś czasie nieudanych starań i zawiedzionej nadziei zaczyna się zmieniać. Wiem, że na świecie ludzie mają o wiele poważniejsze problemy niż ja- rodzice zmagający się z nieuleczalną choroba swojego ukochanego dziecka, tocząca się wojna, brak pracy, czy dachu nad głową, kolosalne długi, które rujnują życie rodzinom, choroba nowotworowa i wiele innych życiowych trudności.
Czasem chciałabym sobie tak zwyczajnie ponarzekać, pobiadolić na mój los, ale wiem, że generalnie nic mi to i tak nie da-no może tyle, że popuszczę trochę wodzy moim nerwom i dam wolność moim emocjom, ale problemy tak czy siak nie znikną. To, że problem niepłodności nas zmienia, doświadczam na własnej skórze. Zwracamy uwagę na inne rzeczy niż dotychczas, generalnie wszystko kręci się wokół jednego, choć niewiele osób wie o naszym problemie. Często spotykam się z takimi tekstami od innych: " Skoro tak kochasz i uwielbiasz dzieci, to na co Wy czekacie?" słysząc takie hasła, tylko się uśmiecham, nie każdemu przecież będę tłumaczyć, że nic z tego wszystkiego nie wychodzi, no i że chcieć, to niestety nie znaczy móc. Ostatnio rozmawiałam ze znajomą, która również ze swoim mężem zmaga się z problemem niepłodności; oni nie ukrywają tego- znaczy się mówią wprost i otwarcie, że mają problem, my raczej nie afiszujemy się z tym...

W ostatnim czasie przeglądając internet (miałam trochę więcej czasu, bo byłam na chorobowym), natrafiłam na bardzo wiele artykułów dotyczących niepłodności, dotyczących zdrad- zarówno mężów, jak i żon, nie przetrwania prób wieloletnich starań o dziecko, kryzysów, depresji związanych z walką o swoje własne dziecko...
Cóż mogę powiedzieć?... Po całej tej akcji z moim mężem, widzę, że niestety nie przetrwał on takiej próby, że nie jest on w stanie "stanąć za mną murem"; czuję się tak, jakbym o dziecko walczyła sama... Nawet miałam już takie momenty, że odechciało mi się tego wszystkiego, bo zbyt wiele mnie to wszystko kosztuje... Najgorsze jest to, że mąż powinien być wsparciem, powinien podtrzymywać na duchu, powinien ocierać łzy, a nie odwracać się na pięcie i wtedy, gdy go najbardziej potrzebuje, on "odchodzi" do innej z wielkim fochem... To straszne... tym bardziej, że kiedy ja przeżywałam "załamanie", kiedy ja byłam "oszołomiona" tymi wszystkimi tabletkami i hormonami, kiedy było mi na prawdę bardzo ciężko, to mąż dobrze się bawił w obecności innej kobiety... Ogromny ból, który uderza w moje serce z podwójną siłą, bo nie dość, że muszę dźwigać problem naszej niepłodności, to jeszcze nie mam pewności, czy mąż znowu nie będzie szukał pocieszenia u innej.... To, co się działo przez prawie 3 miesiące znajomości, przeze mnie jest traktowane jako zdrada, bo skoro ma żonę, ma swoją rodzinę, to po co jeździł do jakiejś innej dziewczyny? Pytam się po co do niej wydzwaniał, czy pisał smsy leżąc obok mnie w łóżku? Tak trudno jest ponownie zaufać, tak trudno jest patrzeć komuś prosto w twarz i nie wiedzieć, czy to co mówi jest prawdą lub czy czegoś nie zataja przede mną....

Mam świadomość tego, że taki wybryk, to nadużyte zaufanie, poszarpana miłość, która strasznie zraniła, cierpienie, smutek, ogromny ból rozrywający serce, to w końcu najtrudniejsza lekcja życia, przez którą musieliśmy przejść. Taka sytuacja zmusza nas do tego, żeby przewartościować niektóre aspekty naszego życia,żeby zastanowić się nad tym, co spowodowało to, że właśnie tak się stało? Życie w małżeństwie po tym wydarzeniu niestety ma już inny wymiar. Już nie będzie tak, jak dawniej. Trudno jest wybaczyć, bo niestety nie można twierdzić, że nic złego się nie stało- to sprawa o wiele bardziej poważniejsza niż rozbicie przez nieuwagę wazonu w kwiaciarni.


Chyba u każdej pary, która od wielu lat zmaga się z niepłodnością, przychodzą momenty kryzysowe- jedne pary- małżeństwa doświadczone tym problemem wzmacniają swoje więzy, przybliżają się jeszcze bardziej do siebie, podczas gdy inne pary rozstają się, bo nie mogą przetrwać tego trudnego okresu, jaki nastał w ich życiu. Niepłodność na prawdę nas zmienia, widzę to po sobie, bo człowiek pragnie zostać matką, ojcem, a tu jak na złość zwyczajnie nie wychodzi... ale myślę, że niepłodność nie powinna zmieniać do takiego stopnia, że mąż szuka pocieszenia u innej kobiety, a żona u innego faceta; nie powinno być tak, że w tej całej bezsilnej walce o dziecko, zatracamy rozum i kontrole nad sobą i swoimi czynami, bo przecież już kiedyś wybraliśmy z kim chcemy spędzić nasze życie i dzielić się troskami i radościami, wybraliśmy kogoś, kto będzie nas pocieszał, gdy będzie nam na prawdę ciężko i ocierał łzy szczęścia, gdy będziemy na maxa szczęśliwi, bo "ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak bardzo bym chciała zbudzić się pewnego słonecznego poranka i żyć tak, jakby tych wszystkich moich problemów nie było- z czystą kartą i z pełnymi nadziejami na lepsze- o wiele szczęśliwsze życie, bo tego szczęścia w moim życiu najbardziej brakuje....

Komentarze

  1. Agatko ból który czujesz jest zupełnie normalny. A tym bardziej, że zdecydowałaś się wybaczyć i żyć jednak dalej z mężem...
    Ja nie wybaczyłabym nawet po rozstaniu.
    To zbyt wiele. Ból jaki doświadczamy z powodu niepłodności jest ogromny. Te wszystkie nieudane transfery, hormony, zastrzyki.

    Ja też zbyt dużego wsparcia nie miałam w moim narzeczonyM. Często się kłóciliśmy. A najgorzej, że On jest daleko...
    Gdyby doszło do zdrady nie miałabym żadnych wątpliwości i wyrzuciłabym jego rzeczy z domu.
    Już to, że nie był zaangażowany zbyt mocno w in vitro prawie spowodowało powstanie. Praktycznie byłam w tym wszystkim sama. Zero wsparcia, pocieszenia. Nie rozumiał moich wahań nastrojów, płaczu, wątpliwości.
    Czułam się sama w tym wszystkim.
    Ale zdrady nigdy bym nie wybaczyła.
    Jeśli zdarzyło się raz i ktoś nie ma oporów przed zrobieniem czegoś takiego komuś kogo niby kocha, przy kim powinien być, wspierać, to raczej zrobi to znowu...
    To kwestia. Charakteru i tego jak ktoś radzi sobie w takich stresujących trudnych sytuacjach...
    Ja na Twoim miejscu wyrzuciłabym faceta z domu :) i zaczęła żyć i cieszyć się życiem :) i znalazła kogoś kto będzie ze mną na dobre i złe :)

    Ps. Mój obiecał poprawę no i nie doszło do zdrady :) tylko dlatego dałam mu szansę. Jak się nie zmieni nie będzie drugiej szansy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...