Niepłodność- "choroba dla wielu nieistniejąca....

Mimo że niepłodność jest jedną z często występujących w dzisiejszym świecie chorób, to jednak wydaje mi się, że jest ona traktowana, jak najgorsze zło. Co my, bezpośrednio dotknięci tą jednostką chorobową możemy za to? Kiedy tak bardzo pragniemy swojego dziecka... Kto zrozumie nasz ból i nasze cierpienie? Osoby, które doczekały się już swojego potomstwa, nie mają pojęcie jak droga do macierzyństwa potrafi być trudna i ciężka.. .. tylko te osoby, które przez to przeszły doskonale wiedzą ile trzeba z siebie dać, przez co przejść, by móc cieszyć się największym szczęściem i że to w gruncie rzeczy nie jest takie proste, jak się większości wydaje... Od kiedy problem nas dotknął  (wcześniej już w sumie  też), ani razu nie słyszałam np. podczas mszy na modlitwie wiernych, by ktoś modlił się za tych, którzy mają problemy z poczęciem dziecka, którzy  zmagają się z problemem niepłodności, bądź bezpłodności... Nikt chyba nie pamięta o tych wszystkich małżeństwach, które z niecierpliwością oczekują dnia, w którym przyjdzie na świat ich syn lub córka... Często jest tak, że żyjemy obok tych ludzi, którzy zmagają się z jakże trudnym wyzwaniem i walką, a tak na prawdę mało osób wie o tym, przez jakie "piekło" oni przechodzą... i mówiąc "piekło" wcale nie wyolbrzymiam tego problemu, jakim jest niepłodność lub bezpłodność... Sama po sobie widzę, jak bardzo trudna jest walka o własne dziecko... a ja za nim tak bardzo tęsknie, tak bardzo go pragnę, chciałabym aby było ono już z nami- tak bardzo mi go brakuje.. walczę o nie tak, jak to przystało na zodiakalnego lwa- walczę, bo mam o co, bo wiem, że nagroda będzie wspaniała i po części wynagrodzi mi wszystkie te trudy i boleści, przez które musiałam przejść, by mieć ten swój mały, wymarzony cud.... W zeszłym cyklu byłam na zastrzykach, w tym przyjmuje 2 hormony w tabletkach- jeden od poniedziałku przez 4 dni, drugi od wczoraj 2 razy dziennie przez 10 dni- muszę powiedzieć, że czuję się po nich fatalnie- szczególnie wtedy, gdy zażywam je rano- ten "dziwny" stan trwa ok. 2-3 godzin po spożyciu tabletki- pojawiają się nudności, jest mi niedobrze, kręci mi się w głowie, mam problemy z koncentracją, czuję się tak, jakbym poprzedniej nocy piła do upadłego, jestem senna i ospała,mam  bolesne piersi- jest to nieprzyjemne, a czasem i uciążliwe (jeśli akurat muszę iść do pracy)... Ale walczę, zaciskam zęby i powtarzam sobie w myślach- to wszystko dla dobra naszego dziecka- nie mogę się poddać...
Kilka dni temu byłam u Pani doktor zobaczyć, jak urosły pęcherzyki- nie liczyliśmy, że ich już po prostu nie będzie, a tu jednak- okazało się, że jest już po owulacji, ale po pierwsze dominujący pęcherzyk był po stronie lewej- a ten jajowód mam drożny, a po 2 były w tym czasie starania, więc- no właśnie...może coś z tego wyniknie... Kiedy spytałam Panią doktor, kiedy znowu mam przyjść na badanie, odrzekła, że najlepiej by to było, jakbym była w ciąży- uśmiechnęłam się i powiedziałam, że też bym tego bardzo chciała- wtedy to zleciła mi przyjmowanie tych "obfitych" w skutki uboczne leków- choć we wcześniejszych cyklach też już brałam jeden z nich i nie odczułam takich skutków, z tym że wtedy brałam tylko jedną tabletkę- na noc, więc to, co najgorsze- przesypiałam....
Dzisiaj, kiedy byłam w jednym ze sklepów z odzieżą, udałam się na stoisko dla niemowląt- brałam do ręki śpioszki, sukienki, czapeczki itp. i patrzyłam jakie są piękne- takie malutkie i jakby wyglądały na tej malutkiej istocie, na którą wciąż czekam, po chwili jednak odwieszałam je bo dochodziło do mnie, że ja przecież ich nie potrzebuje...

Komentarze

  1. Na temat kościoła i wiary nie będę się wypowiadać, ale powiem Ci że jak ostatnio byliśmy na mszy to modlili się tylko za brak in vitro, aby nie sprowadzać na świat dzieci tą drogą, kosztem innych dzieci. Ja nie uważam, że zarodek to jest już dziecko i jeśli nie zostanie przetransferowany do macicy to morduje się jakieś niewinne życie. Oburzyłam się i powiedziałam o tym Ł. od razu w kościele, te spojrzenia ludzi 60+ bezcenne. Ja do tego podchodzę na luzie, ale wiem że jest dużo osób u których kościół wywołuje poczucie winny nawet przez sam fakt rozważania in vitro.

    A jakie hormony przyjmujesz? Ja teraz też jestem na zastrzykach i oprócz tego że bolą jajniki i mam mdłości to czuje się jak kobieta w czasie menopauzy - na zmianę jest mi gorąco i zimno.

    Trzymaj się dzielnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Obecnie biore rano gynprodyl, a wieczorem estrofem, gynprodyl i od przeszlo juz roku – stale bromergon.
    Dzieki Marta- Tobie tez zycze powodzenia i trzymam kciuki

    Odpowiedz

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...