Znów ta "paskuda" zaatakowała..



Od kilku dni mam nieplodnosciowego doła.
Mąż pokazywał mi na fejsie, że nasza znajoma, która rok temu wyszła za mąż, właśnie urodziła; znów to do mnie wróciło i uderzylo z podwójną- nie z potrójną siłą- takie uderzenia prosto w twarz- jak w boksie prawy i lewy sierpowy i po raz kolejny odniosłam klęskę, ja po prostu  zostałam znokautowana, ja wiem, że ten stan jest przejściowy i to minie, bo musi minąć, ale to pewnie przez to, że kilka dni temu  obchodziliśmy nasza 5 rocznicę ślubu, sięgając pamięcią wstecz, miało być tak pięknie, a jest jak jest; dzisiaj nasze dziecko miało by już co najmniej 3 latka i wg naszych planów miało być 2 dziecko, a jak widać nasze plany i marzenia rozsypały się na strzępy, czasem nie jestem w stanie poskładać, posklejać tych brakujących części, bo są takie rzeczy, że jest to po prostu niemożliwe..  nadszedł kryzy, to wszystko mnie przytłacza... bo kilka dni po naszej rocznicy przyszła ta nieszczęsna @.
Kolejni znajomi - właśnie dzisiaj- jakies 3 godziny temu przyszła na świat ich córeczka- co oznajmił nam przez MMS szczęśliwy tatuś-, co prawda są po ślubie dłużej niż my, ale ona jest 2 czy 3 lata młodsza ode mnie, a jej mąż jest w moim wieku.... dzisiaj mama oznajmiła mi, że mojemu kuzynowi wczoraj urodził się syn- oni też mają nieco krótszy staż małżeński niż my.
Te wszystkie wiadomości spadły na mnie,jak grom z jasnego nieba i to akurat w tym trudnym dla mnie czasie...
Męczy mnie już branie tych leków, coraz częściej źle się czuje, nie wiem czy jest to właśnie efekt tych leków, czy czego, ale ostatnio miałam kilka takich dni, gdzie było mi tak słabo, było mi niedobrze, bolała mnie tak dziwnie glowa- ja sobie to nazywam burza hormonow- takie uczucie jakby ktoś wylewał mi od czubka głowy na czoło jakiś olej czy taką ciężką substancje;
Ja już po prostu mam tego dosyć, zbyt wiele mnie to wszystko kosztuje... Czasem w tych trudnych chwilach mam ochotę wykrzyczeć : " Dajcie mi wszyscy święty spokój";
Modlę się o to, by ten paskudny czas minął jak najszybciej, bo cholernie daje mi o sobie znać... Tak, jak pisałam- zdaje sobie sprawę z tego, że taki nastrój jest chwilowy, że to za niedługo minie, że muszę go przetrwać...
Nawet dałam sobie takie niepisane "ultimatum", że daje nam czas do końca roku, a jak nic z tego nie wyjdzie odstawiam leki, przestaje jeździć na wizyty, na monitoring itd. itp. z drugiej strony pociesza mnie to, że dzięki tej naszej obecnej- mam nadzieję, że chwilowej bezdzietności, w przyszłym roku zostanie spełnione jedno z moich marzeń - czyli lot na Dominikanę i może uda się nam i to jeszcze w najbliższej przyszłości- "wypad"  za granice- może Egipt może coś innego- chcemy jeszcze gdzieś pojechać, wykorzystać max ten czas we dwoje...
Widzę, że mój mąż też niezbyt dobrze znosi te wszystkie radosne informację o kolejnej ciąży, czy pojawieniu się potomka u naszych znajomych, też go to męczy- ja to widzę, ale najgorsze jest to, że nie da się z tym nic zrobić....
Mąż zaczął robić mokse, czym bardzo mnie zaskoczył, bo ja nie nalegałam nie prosiła , a on sam od siebie zaczął ją robić; pow. Że robi to dla mnie- ja wiem, że nie tylko dla mnie, bo dla nas, bo przecież nam obydwóm zależy na dziecku; od kilku tygodni przyjmujemy pyłek kwiatowy, ale to nie głównie z powodu starań, wyczytałam, że pyłek ma bardzo dużo właściwości, minerałów i witamin; kupiliśmy całe kulki i mama zmieliła nam je w młynku do kawy także mamy teraz proszek, który podobno jest bardziej przyswajalny.


Przeczytałam ostatnio taką fajną, życiową książkę- oczywiście tematyka ciąży również wystąpiła, ale jest tam kilka pięknych cytatów:

"A może najprościej jest nie myśleć i nie rozkładać życia na czynniki pierwsze. Może brać od niego wszystko, co nam oferuje i nie kręcić nosem. Nie pozycjonować niczego i nikogo, a zwłaszcza siebie..."



Komentarze

  1. Kurczę, Agatka, czytając ten Twój wpis mam wrażenie jakbym czytała siebie sprzed niecałego roku, kiedy to sama byłam na skraju i chciałam już wszystko rzucić w cholerę... Te wszystkie leki, złe samopoczucie, burza hormonów, nerwowość, wewnętrzne napięcie i puchnięcie (bo ja naprawdę miałam wrażenie, że puchnę...) Wtedy to mój mąż popchnął mnie do dalszego działania, zmotywował mnie i dał mi takiego kopa, który skłonił mnie do nie odpuszczania w dalszej walce. I po kolejnych miesiącach lepszych i gorszych wiadomości, różnego rozwoju sytuacji i ciężkiej walki z niepłodnością i z samą sobą w końcu udało nam się. A udało się też w momencie kiedy byłam gotowa wszystko przerwać i miałam już plan na dalsze życie bez dziecka... To nie jest łatwe, wiadomości o ciążach w rodzinie i otoczeniu są chyba najgorszymi jakie można usłyszeć, a mnie jeszcze skrajnie dobijała obecność małych dzieci. Niepłodność to jest wieczne czekanie na coś, odliczanie jest najgorsze. Ale ja wierzę, że Wam również się uda 😗 I naprawdę tego Wam życzę z całego serca 😙😙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że takie sytuacje zdarzają się każdej z nas- zmagającej się z problemem niepłodności- najpierw walka, dawanie z siebie wszystkiego, aż w końcu to wszystko zaczyna człowieka przerastać- u jednych następuje to szybciej, a innych nieco później,. U mnie było przecież już tak, że pogodziłam się z losem- owszem brałam tabletki, robiłam moksę, zdrowo się odżywiałam, ale wystarczył jeden na prawdę gorszy dzień i wszystko się posypało, jak piaskowy zamek zbudowany na plaży, który nagle zniszczyła duża fala i nic z niego nie zostało... Główny wpływ na mój obecny stan ( choć dzisiaj jest już lepiej), miała właśnie nasz 5 rocznica ślubu oraz mnóstwo informacji o urodzeniu się dzieci naszym znajomym (w przeciągu 3 dni urodziło się 5 dzieci), na dodatek kilka z nich miałam okazję zobaczyć na zdjęciach , gdyż dostałam tą radosną wiadomość
      od szczęśliwego tatusia...
      Powiem Ci szczerze, że mnie też denerwuje te poszerzające się ciało - niektóre ubrania stają się przyciasne i te wszystkie "skutki uboczne"...
      Właśnie te czekanie jest najgorsze..
      Dziękuję za słowa pokrzepienia, za kciuki i dobre życzenia, buziaki
      P.S
      A Ty kochana,jak się czujesz?

      Usuń
    2. Pamiętaj, że nie jesteś sama. Wiem, że pewnie nie chce Ci się nawet czasem do mnie zaglądać, bo ja też jestem jedną z "tych", którzy ogłaszają tę radosną nowinę, ale ja naprawdę rozumiem Twoją sytuację, szczerze Cię wspieram i jestem z Tobą. A my czujemy się dobrze, dziękuję 😊 Jestem spokojna i chyba to pomaga najbardziej, zostało nam jeszcze 5 tygodni, więc jesteśmy już na ostatniej prostej 😉

      Usuń
    3. A tu Cię zaskoczę hehe- odwiedzam Cię- oczywiście wirtualnie hehe- nie zawsze mam czas na zostawienie komentarza, w niektórych, tych dotyczących przygotowań do ciąży itp. się nawet nie wypowiadam, bo nie mam wystarczającej wiedzy na ten temat; i nie jest tak, że teraz jak Ty jestes w ciąży, a ja nie,to nie będę zaglądać na Twojego bloga- nic z tych rzeczy- bardzo Cię lubię i nawet czasem jestem ciekawa co tam u Ciebie- u Was słychać... ale często po prostu nie mam czasu...
      To jest prawda, że zrozumieć nas może tylko taka osoba, która przeszła przez to samo, co my, której problem niepłodności nie był obcy...
      To pięknie, że u Was wszystko jest w porządku- cieszy mnie to; także życzę Ci żebyś jeszcze mogła cieszyć się tym błogosławionym stanem, ani się nie spodziejesz, a maleństwo będzie z Wami....

      Usuń
    4. Bardzo miło mi to słyszeć i bardzo dziękuję 😊

      Usuń
  2. A ja czytając Twojego smutnego posta miałam przede wszystkim taką myśl, że musisz przestać wreszcie oglądać się na innych i porównywać z nimi. Najgorsze jest właśnie myślenie co by było gdyby, czego chciałam, czego pragnęłam, kto urodził, ile ma lat itd. Niestety w życiu tak jest, że te nasze marzenia nie zawsze się spełniają, a czasem spełniają, ale w innym terminie, więc patrzenie wstecz powoduje jedynie rozpacz i frustrację :( Dla spokoju Twojego serca musisz pogodzić się z tym, że nie wyszło tak jak planowaliście, tego nie zmienisz, choćbyś waliła głową w mur i krzyczała, że to niesprawiedliwe. No nie jest sprawiedliwe, ale tak jest. A to wszystko na pewno nie pomaga w staraniach, bo starania oparte na presji, żalu i rozpaczy, wiem po sobie, że nie mają sensu. Ja też przeżywałam kiedyś taki etap. Doskonale Cię rozumiem. Z jednej strony potrzebujesz wytchnienia, z drugiej jednak odpuszczenie sobie to jak porzucenie pewnych nadziei i strata czasu. Ale dzisiaj wiem, że się myliłam. Zobacz, ja nie odpuściłam i w ciążę nie zaszłam. Co ma być to będzie a Tobie być może potrzeba wytchnienia psychicznego i fizycznego, by móc na nowo uwierzyć. A te wszystkie koleżanki, które zachodziły w ciążę wtedy kiedy ja nie mogłam, są teraz tak nieważne jak wczorajszy wiatr. Choć wiem, że w sercu jest żal, że dlaczego one mogą a ja nie. Ściskam mocno i życzę Ci tym razem nie sił do walki, ale właśnie chwili ciszy, by móc to wszystko sobie poukładać zanim pójdziecie dalej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Iza i chyba musiałam usłyszeć to po raz kolejny żeby to znowu do mnie dotarło, żeby to mną troszkę "potrząsnęło"... Mądre słowa, to wszystko jest takie prawdziwe, takie namacalne...
      Dzięki Iza za wsparcie, za słowa- niektóre może mocne, ale skuteczne;0)

      Usuń
    2. Wiesz, bo człowiek właśnie się oszukuje, że na mnie przyjdzie też ten czas, że może to ten cykl, może to, może tamto. Inni dookoła przekonują, że będzie lepiej, ale to pomaga tylko na chwilę, bo przecież tu jednak ten ostateczny, decydujący moment nie zależy od nas, czy przyjaciół (mam na myśli zapłodnienie, utrzymanie ciąży) Wybacz jeśli coś napisałam za ostro, ale lepsza najgorsza prawda niż mydlenie oczu. Na razie jesteście młodzi, macie czas na starania, więc jeśli tylko starczy Wam siły to trzeba się otrzepać i iść dalej, na boki, na innych się nie rozglądać. Byle nie dać się zwariować, bo jak dziecko staje się obsesją, to normalne życie zamienia się w horror. Jedna z moich koleżanek urodziła właśnie drugie dziecko, mimo, że jest po 4 poronieniach i walczyła o pierwsze 8 lat (choroba Hashimoto) Ale się doczekała. Miała na tyle siły. A inna koleżanka, którą nota bene poznałam właśnie dzięki blogowi, po pierwszym poronieniu zrezygnowała i starają się o adopcję. Mimo, że mają po 30 lat i teoretycznie mogliby próbować. Także widzisz każdy inaczej do tego podchodzi, inaczej czuje, ale najważniejsze, żeby nie dać się zwariować (i kto to mówi, teraz mi łatwo eh ) i podejść do tego rozsądnie. Jak odpuścicie kilka cykli by nabrać siły to nic nie ucieknie, w stresie i tak pewnie nic nie osiągniecie. Trzymam kciuki :*

      P.S. Kup sobie za wczasu krem do opalania, bo zimą nigdzie nie ma ;)

      Usuń
    3. Dokładnie, człowiek próbuje się w pewien sposób pocieszać, że jak komuś się udało zajść po tylu latach starań, to my też się doczekamy... ale tak, jak piszesz, wiele osób zostaje rodzicami, ale nie tak,jak to sobie "zaplanowali" i wymarzyli...
      Tak jest, że jedni walczą przez kilka, a czasem nawet kilkanaście lat, drudzy poddają się przy pierwszej porażce, myślę, że to sprawa bardzo indywidualna, która zależy od tego ile mamy w sobie siły do tej walki i jakie otrzymujemy wsparcie...
      Masz rację, w stresie można zrobić więcej szkody niż pożytku- to fakt; ja chyba muszę zmienić trochę styl życia, bo zauważyłam, że ja ciągle jestem w biegu, ciągle coś robię, myślę czy aby wszystko to, co zaplanowałam zrobiłam...
      Dziękuję bardzo za wsparcie, za słowa, za rady, za wszystko, wiele to dla mnie znaczy..

      Z tym kremem,to dobra myśl, widzisz,ja nawet o tym nie pomyślałam, a faktycznie, gdzie my w zimie kupimy coś do opalania hahaha
      Buziaki kochana

      Usuń
  3. Agatko, mnie też najbardziej w niepłodności gubiło i wpędzało w dołek porównywanie się z innymi. Tym innym oczywiście wciąż rodziły się dzieci, tylko nie nam.
    Dziś fajny cytat powiedział ojciec Adam Szustak:

    "Porównywanie się, jest złodziejem radości" T.Roosevelt

    No i tak jest. Tracimy radość, bo zazdrościmy innym, że mają coś czego my nie mamy. Wtedy my nie mamy i tego, czego zazdrościmy i radości z codzienności.

    PS. ale tej Dominikany to ja Wam zazdroszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, kiedyś też już mówiłam, że koniec z zaglądaniem na innych, koniec z zazdrością, koniec z mówieniem, że ktoś ma lepiej itd., a tu " masz babo placek..." Stało się, emocje wzięły górę nad rozsądkiem...
      Zdaje sobie sprawę z tego, że podczas gdy my "zazdrościmy" innym własnego dziecka, inni zazdroszczą nam czegoś innego co np. mamy dzięki naszej bezdzietności- choćby i w naszym przypadku- dzięki naszej niepłodności możemy spełnić nasze marzenie dotyczące podróży życia..
      Tej Dominiczki , to ja już nie mogę się doczekać...
      Co do cytatu, to mądre słowa i takie prawdziwe... Słuchałam kiedyś audycji o. Szustak, ale później jakoś tak przestałam- nawet nie wiem dlaczego...

      Usuń
  4. Doskonale Ciebie rozumiem. Za mną też lata starań, wiele smutku, łez i rozczarowań, ale potem przyszedł ten dzień, w którym urodziłam synka i wszystko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zostało wymazane z mojej pamięci. Zostało w niej tylko to co pozytywne i dobre...Teraz znowu toczę walkę- tym razem o drugie dziecko, o drugą ciążę i wiem jak potrafi zaboleć wiadomość o ciąży innej kobiety...Na to nie ma lekarstwa. Trzeba sobie dać miejsce na cierpienie, czasem trzeba się wypłakać w ciemności tak by inni nie widzieli. To wbrew pozorom bardzo pomaga. Z całego serducha życzę Ci, aby Twoje największe marzenie się wkrótce spełniło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, upust emocji pomaga, choć nie zmienia naszego myślenia o tych sprawach, ale pozwala na "wyduszenie" z siebie żalu, gniewu...
      No właśnie, na to nie ma lekarstwa i niestety nic na to nie poradzimy, a może lepiej by było, gdybyśmy mogli kupić taką pastylkę, która odmieniła by nasze życie- myślę, że wtedy było by łatwiej, ale może i za łatwo, ludziach wszystko by łatwo przychodziło bez większego wysiłku...
      Ty już cieszysz się jednym cudem i czekasz na to, aby wydarzył się drugi- ja mówię tak,jak raz się udało, to i za drugim razem tez sie uda- także wierzę, że u Ciebie będzie znów szczęśliwe zakonczenie...
      Bardzo Ci dziękuję...

      P.s.

      Z takim wsparciem, jakie Wy wszystkie mi dajecie,to musi się w końcu udać hehehe nie ma bata.... Hehe

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Agatko, nawet nie wiem co napisać... Ehh to jest najtrudniejsze wyzwanie cieszyć się życiem, kiedyś to czego pragniesz wciąż nie przychodzi. Wiadomości, które mogą boleć, zawsz przychodzą nieproszone i źle mi z tym, że nart czytając mojego bloga, może być Ci smutno... Ale tak sobie myślę, z własnego doświadczenia, że życie wszystko robi na przekór, że tak pragniesz tej Dominikany i coś czuję, że los spłata Wam figla i będziesz w ciąży. I tego Ci oczywiście życzę z całego serca...
    A odpuścić, jeśli by Ci się udała, nie myśleć, tylko tak spontanicznie, co ma być to będzie, to byłoby super, tylko to bardzo trudne zadanie do wykonania.
    Trzymaj się ciepło 😊 😘
    Fajnie, że mąż robi coś dla Was, dla Ciebie 😊

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak to jest, ale staram się cieszyć " mniejszymi" rzeczami, dostrzegać je... Moim takim motorem jest moja chrześniaczka, która sprawia, że gdy ona jest blisko mnie, nie myślę o problemach, nie myślę o niczym, wygłupiamy się razem, bawimy , od czasu do czasu podejdzie do mnie zacznie się po mnie wspinać, a potem zaczyna się tulić albo te jej teksty : " nie bój się Agusio, ja Cię obronię"...
    Dzieci potrafią cieszyć się z najmniejszej błahostki, z nami dorosłymi jest już inaczej- bardzo często brakuje nam tej dziecięcej radości...
    Co do różnych wieści, to niestety nie da się żyć tak, jakby nic się nie działo, bo ciążę zawsze były, są i będą i nie da się omijać kobiet z brzuszkami, czy małżeństw idących ze swoimi pociechami, ale jakoś trzeba sobie z tym widokiem radzić...
    Może czasem czytając inne blogi jest trochę smutno, ale przywołuje się do porządku i odbieram to jako pocieszenie, bo przecież wiele z tych osób tak samo jak ja, zmagało się z problemem nieplodnosci, też im nie wychodziło, też walczyli, swoje wycierpieli, a teraz mogą cieszyć się obecnością swojego dziecka...
    Może i tak będzie,jak piszesz, kto wie, tak czy siak będę się cieszyć, czy to z ciąży, czy ze spełnienia kolejnego wielkiego marzenia.
    Dziękuję kochana za wsparcie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...