Posty

"Wiara czyni cuda, wierząc w to, że sie w końcu uda..."

Obraz
Ostatnio znalazałam w Internecie taki cytat- hasło, które mi się spodobało, a brzmi tak: "Czasami, gdy człowiek traci nadzieję... marzenia się spełniają..." i do tego taki oto obrazek fajny co nie? mnie też się bardzo podoba... Ostatnio dowiedzieliśmy się z mężem o pewnym zastosowaniu oliwki dla dzieci, ale w tym przypadku nie dla nich... nawilżenie pochwy i przede wszystkim, zmniejszenie lub nawet wyeliminowanie tarcia, a co za tym idzie- bólu podczas stosunku- nie wierzycie?- prosze sprawdzić na własnej skórze, a na pewno zobaczycie różnice... i raczej nie powinna ona zaszkodzić płodności, gdyż mamy te informację od małżeństwa, które stosowały ten naturalny lubrykant i doczekali się 4 dzieci... W przyszłym tygodniu jestem zapisana na wizytę u lekarza naprotechnologa  i już nie mogę się jej doczekać; za niedługo będzie za mną drugi cykl z obserwacjami wg modelu Creightona... Czasem nie jest łatwo z tymi obserwacjami, ale po 1 to sa poczatki, a po 2 nie wolno się zrażać, ani ...

Wiemy cos wiecej....

W piatek wieczorem bylismy umowieni na nasza pierwsza wizyte u naszej pani instruktor modelu Creightona. Przeanalizowala moje "zapiski"-karte obserwacji i juz mogla cos na ten temat powiedziec, gdyz mialam "rozpisane" poltora cyklu-takze ten pierwszy cykl mozna bylo ocenic i wyciagnac z niego wiele informacji-padlo stwierdzenie, ze mam za krotka druga faze-przynajmniej w tym pierwszym obserwowanym przeze mnie cyklu. Czekam na wizyte u lekarza zeby moc wprowadzic odpowiednie leczenie i mam nadzieje, ze to bedzie ta przyczyna naszych niepowodzen w zachodzeniu... Mysle, ze jak ustabilizuja mi sie hormony, to wtedy wszystko bedzie juz dobrze i zajscie w ciaze bedzie tylko kwestia czasu, no ale pozyjemy zobaczymy, bardzo bym chciala, aby taki scenariusz sie sprawdzil, byla bym bardzo szczesliwa...

Czasem to mam szczęście ... projekt monte

Obraz
Odchodząc od głównego tematu mojego bloga, chce się pochwalić, że zostałam 1 z 5000 osób, które zostały wybrane do testowania deserków monte z dodatkami. Żeby je zdobyć musiałam się nieźle najeździć i odwiedzić kilka lub nawet kilkanaście sklepów- w większości nie było śladu po deserkach- rozeszły się jak świeże bułeczki i już myślałam, że nie uda mi się ich zakupić, ale na szczęście się udało- pojechałam do sąsiedniej miejscowości i w Kauflandzie udało mi się zakupić kilkadziesiąt sztuk tych serków Z 8 wariantów, udało mi się nabyć 7, więc uważam, że nie jest tak źle, bo jak czytałam wypowiedzi niektórych-to piszą, że nie udaje się im zdobyć większości serków, bo przeważnie są tylko 2- 3 rodzaje. Cieszę się, że mogę wziać udział w projekcie- zawsze się bardzo angażuje w takie akcje. Kilka deserków już rozdałam i teraz czekam na kuriera, który dostarczy mi materiały i będę mogła zbierać opinie o tym produkcie. Przyznam szczerze, że ja nie wiedziałam, że tych monte jest tyle "odmia...

i jeszcze odpowiedzi dla Marty z blogu: http://spelniajac.blogspot.com

1. piwa- nie lubię, a lampka wina od czasu do czasu poprawi humor:0) 2. lubię czytać książki 3.wakacje- tylko aktywnie- nie lubię nudy i nicnierobienia 4. zdecydowanie rower- często w lato przy ładnej pogodzie jeżdżę sobie na rowerku do pracy 5. hmm, jakoś nie mam ulubionej kuchni, ale jak już to chyba jednak polska hihi 6. raczej rajstopy 7. nie ważne gdzie, ale ważne z kim:0) 8. to takie, gdzie jest wiele rzeczy do pozwiedzania i zobaczenia; 9. kiedy chodziłam do szkoły, zdażało mi się kilka razy "wykrakać"  klasówkę- mówiłam przed lekcją moim koleżanką i kolegą, że będzie kartkówka- nie zawsze się to sprawdzało, ale kilka razy tak:0) 10. Najbardziej lubię jak mąż delikatnie "kila" mnie po plecach i nogach- wtedy się rozklejam, bo bardzo mnie to relaksuje...uwielbiam to...

Odpowiedzi na nominację....

ohhhh nieeee, piszę tą odpowiedź po raz kolejny i znowu to samo- brrrrr, jak byłam przy ostatnim pytaniu zawiesił mi się komputer i wszystko mi się skasowało, bo musiałam na nowo załączyć komputer, a to co było napisane, nigdzie się nie zapisało i nie można już było tego odzyskać-- to się nazywa złośliwość rzeczy martwych-niech to drzwi ścisną brrrr- to się nazywa pech....   1. Pytania, które zawsze sprawiają Ci trudność? Jest ich kilka, ale najtrudniejsze są te, w których porusza się kwestie powiększenia naszej rodziny.   2. Schabowy czy czekolada? Hmmm, za mięsem nie przepadam (za to mój mąż mógłby zjadać podwójne porcje- nawet za mnie), a co do czekolady- jak najdzie mnie ochota, to zjem kilka kostek, ale nie może być to gorzka czekolada, bo jej nie cierpię... 3. Czy masz jakiś rytuał związany z blogowaniem? Nie mam żadnego rytuału związanego z blogowaniem; jak mam coś do napisania lub chce się wyżalić albo dać upust moim emocją, to wtedy włączam komputer i zaczynam klecić ...

Nieplodnosc sprawila, ze na wiele rzeczy przymykam oko, choc..

Od kiedy problem nieplodnosci dosiegnal nas osobiscie, zauwazylam, ze mniej sie klocimy-choc nie powiem, bo czasem sie zdarzy- ale nie tak czesto, jak kiedys... Ostatnio mnie zdenerwowal, bo powiedzial mi,ze umowil sie z bratem na saune-najpierw myslalam, ze sie ze mna droczy, ale kiedy powiedzial,ze to na serio, to wpadlam w szal-we mnie zawralo-zaczelam po nim krzyczec... Mowie mu- a nasze ustalenia? Przeciez na jakis czas mielismy zawiesic saune! Patrzyl na mnie tymi swoimi brazowymi oczyma, jakbym nie wiem co do niego mowila,a ja darlam sie w nieboglosy... Jak mozesz? Przeciez nie tak dawno rozmawialismy o tym-wiesz, ze wysokie temperatury nie sa wskazane dla Ciebie,a szczegolnie teraz, w tym czasie.... Targowalismy sie- on mowil, ze jedno wejscie i tak niczego nie zmieni-ja-trzymalam sie tego, ze jak cos postanawiamy, to sie tego trzymamy i nie ma zadnych wyjatkow... - I tak masz o wiele latwiej w tej naszej "walce"- wykrzykiwalam mu coraz glosniej widzac, ze zaczyna mni...

Rozmyślania nad życiem...

Jak ten czas szybko biegnie... często za szybko... ani się człowiek nie obejrzy a już koniec dnia, tygodnia, miesiąca, roku.... ostatnio tak naszły mnie różne rozmyślania na temat naszego życia... i tak sobie pomyślałam, że często tracimy zbędny czas na coś, co generalnie niczemu nie służy, a życie ucieka między palcami... jakiś czas temu, przeprowadziłam dosyć długą ( prawie 1,5 godzinną) rozmowę telefoniczną z moją koleżanką- jako że dawno się nie widziałyśmy, ani nie rozmawiałyśmy ze sobą, poopowiadałyśmy sobie o tym, co się dzieje w naszym życiu- (nie, o problemiem niepłodności nie rozmawiałyśmy- nawet nie wie, że mamy tego typu problem- mało osób wie, że ten problem dotknął nas osobiście). Ale do czego zmierzam, kiedy tak sobie rozmawiałyśmy, nagle Ona opowiada o dramacie, jaki spotkał rodzinę jej znajomych- najpierw zmarła żona- (jakżeśmy stwierdziły- to jeszcze nie był wiek, ani czas na umieranie, bo przecież nie była jeszcze taka stara), kiedy zbliżała się msza 30- dniowa, a do...

Życie małżeństw zmagających się z niepłodnością jest nieco inne niż tych, którzy nie mają tego problemu...

W wiekszości przypadkow, zycie malzenstw, ktorych dotknal problem nieplodnosci wyglada calkiem inaczej niz zycie tych, ze tak powiem szczesliwcow, ktorzy o wlasne dziecko nie musieli sie az tak bardzo starac i walczyc.. Wiem to po sobie, bo gdyby nie ten nasz problem, nasze zycie potoczylo by sie calkiem inaczej- co innego bylo by wazne, czemu innemu poswiecali bysmy czas i na co innego wydawalibysmy pieniadze... Generalnie na codzien nie rozmawiamy ze soba na temat nieplodnosci, nie mowimy glosno o tym co bedzie gdy sie nie uda, ani o tym ile sobie dajemy czasu, bo wiadomo kiedys trzeba powiedziec dosyc- stop- koniec walki-musza byc jakies granice, ktorych nie wolno przekraczac, ani naginac. Czasem mam takie wrazenie, ze nasze zycie toczy sie swoim wlasnym rytmem, a zycie "naszej" bezplodnosci - swoim. Kiedys, gdy prawie wykrzyczalam mezowi, ze w ogole nie nteresuje sie tym problemem, ze go to nie rusza,ze nic z tym nie robi itd., stwierdzil, ze nie bedzie sie zadreczal i ca...

Jeszcze nie teraz...

Jeszcze nie teraz... No i niestety-pierwszy cykl obserwacji wg modelu Creightona wlasnie dobiegl konca i zaczyna sie nowy-przyznam szczerze, ze czasem nie jest latwo przypasowac odczucia i to, co sie widzi do legendy podanej w karcie obserwacji... A na pozor, by sie wydawalo, ze nie ma w tym zadnej filozofii, ale do czasu, gdy sami nie zaczniemy zajmowac sie dokladna obserwacja swojego cyklu... Byla mala iskierka nadzieii, ze po tej optymistycznej wiadomosci, jaka uslyszalam podczas nie tak dawno robionego badania hsg- "lewy jajowod drozny" jest szansa,ze teraz szybko sie uda- tym bardziej,ze podobno kontrast jeszcze udroznil ten lewy jajowod-a stwierdzil to moj ginekolog, do ktorego chodzimy prywatnie- skoro odczuwalam straszny bol, to znaczy, ze cos sie udroznilo... Myslalam, ze sie w koncu uda, ale niestety jeszcze nie teraz... Trzeba isc dalej, do przodu, nie poddawac sie... Za niecale 2 tygodnie jedziemy na spotkanie z nasza Pania instruktor- zobaczymy co nam powie, jak ...

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

Moze zaczne od poczatku; nigdy mi na mysl nie przyszlo, ze moge miec jakies problemy ginekologiczne, a tym bardziej niedrozne jajowody. Podczas pierwszej wizyty u naszego ginekologa-androloga, do ktorego jezdzimy prywatnie, padlo haslo, ze trzeba sprawdzic, czy sa drozne jajowody,bo jesli tak, mozna jakos dalej dzialac,a jesli nie,to jest tylko jedno wyjscie. Po uplywie 2 miesiecy udalo mi sie dostac do szpitala na ginekologie i mialam przeprowadzone badanie HSG- kontrast zamiast sie rozplynac, calkowicie wyplynal i nic nie dostalo sie nawet do szyjki macicy- diagnoza- polipy w szyjce i jamie macicy blokuja dostep i plyn nie chce przedostac sie dalej... Jest nadzieja, bo oto uslyszalam zapewnienia, ze po usunieciu polipow, wszystko bedzie juz dobrze- przeszkoda zostanie usunieta i bede mogla zajsc w ciaze; nie minal miesiac czasu, a ja znowu pojawilam sie w szpitalu, tym razem na pobyt 2-dniowy, bo czekala mnie histeroskopia. Troche sie balam tego zabiegu,ale w myslach wiedzialam jedno...

3 podejście z HSG, czyli badaniem drożności jajowodów...

Pierwsze moje HSG było wykonane na początku czerwca zeszłego roku, wtedy to okazało się, że kontrast się cały wylał i nic nie dotarło ani do jamy macicy, ani tym bardziej do jajowodów- była jakaś wewnętrzna przeszkoda, któa uniemożliwiała dalsze rozpłynięcie sie kontrastu- zostałam wypisana do domu i po konsultacji z moim lekarzem ginekologiem-andrologiem, do którego chodzimy prywatnie, zdecydowaliśmy, że pójdę do szpitala na histeroskopię, co zostało uczynione- zostałam poczyszczona i miało być już tylko lepiej, ale tak się nie działo; nasz "prywatny" lekarz chciał zobaczyć, jak wyjdzie teraz HSG po tym czyszczeniu, więc poszłam kolejny raz, ale się okazało, że jest obustronna niedrożność; po krótkim czasie miałam zrobione przepychanie- udrażnianie jajowodów dwutlenkiem węgla i wtedy wyszło, że przynajmniej jeden jajowód jest drożny; ale teraz do rzeczy, bo te w/w informację można przeczytać w poprzednich moich postach, więc nie będę się aż tak powtarzać... Zostało mi zlecon...

Kolejne dni "walki"...

No i mnie też dopadło choróbsko; najlepsze jest w tym, że tylko trochę bolało mnie gardło i od czasu do czasu pokaszlywałam, ale nie sądziłam, że będę miała stan zapalny gardła- no i od wczoraj jestem na antybiotykach - muszę się wykurować do wtorku, gdyż właśnie wtedy chcę jechać do szpitala na ostatnie już badanie HSG, a jak się okaże, że mam podwyższone ob, to niestety z badania nici i zostaniemy z mężem z kwitkiem odesłani do domu; więc mam ogromną nadzieję, że się uda, więc w poniedziałek idę rano na badanie krwi, a potem jedziemy na badanie czystości i po skierowanie do szpitala, a we wtorek na HSG. W międzyczasie oczywiście cały czas od początku tego cyklu zapiski wg modelu Creightona- muszę powiedzieć, że nie jest to łatwe, czasem trzeba się trochę natrudzić, żeby prawidłowo wpisać wyniki obserwacji, ale myślę, że w miarę upływu czasu nauczę się tego i nie będzie to takie trudne. Co jakiś czas dochodzą do mnie słuchy o tym, że naprotechnologia nie jest wcale taka skuteczna i pa...

Pierwszy wpis w Nowym Roku

Obraz
Oj jak dawno mnie tutaj nie było... Dostawałam maile z przypomnieniem i informacją, że dawno nic nie napisałam, ale jakoś nie było zbytnio czasu żeby usiąść przed komputerem i nabazgrać choć kilka zdań- wiadomo były święta i przygotowania, załatwianie innych spraw i tak jakoś wyszło, ale dzisiaj z racji tego, że znalazłam chwilkę chciałabym trochę nadrobić tej mojej nieobecności. W sumie wiele się nie zmieniło od mojego ostatniego wpisu, ale mamy Nowy Rok a co się z tym wiąże- nowe możliwości i realizowanie naszych marzeń, planów, postanowień.... Jeśli chodzi o nasz problem, z którym się zmagamy, w chwili obecnej niewiele się zmieniło- czekam na kolejne badanie HSG, a równocześnie z Nowym Rokiem zaczęliśmy metodę Naprotechnologii- zobaczymy, co nam zaoferuje i jakie przyniesie efekty, także już za niedługo bierzemy się za obserwację cykli i nanoszenie wyników na odpowiednie pola- metoda trochę i czaso i pracochłonna, no ale czego nie robi się dla uzyskania upragnionych dwóch kresek, a ...

Mordercza walka, jak tratwa na wezbranym morzu podczas sztormu...

Tak, to jest właśnie mordercza walka- walka bez wytchnienia... jak tratwa na wezbranym morzu, która z racji swojej bezsilności poddaje się kłębiącym falom, które niosą ją gdzie popadnie... Jak bardzo mnie wkurza, gdy mąż zachowuje się tak, jakby się nic nie działo, jakby problemu nie było i temat bezpłodności był nam zupełnie obcy- to wyjazdy integracyjne z pracy, to wyjścia z kolegami do knajpy- to wyjścia tam, to tu- a ja siedzę w domu z moimi myślami i dochodzę do wniosku, że jemu chyba nie zależy, że on totalnie olewa sprawę, że on żyje w swoim świecie, gdzie nie dopuszcza do siebie myśli, że problem bezpłodności dotyka nas bezpośrednio... złoszczę się i denerwuję... dlaczego zmaganie z niepłodnością nie dotyczy oby dwóch małżonków w takim samym stopniu- chodzi mi tutaj zarówno o sferę psychiczną, jak i fizyczną.. dlaczego to zawsze kobieta musi najbardziej cierpieć? Jak mężczyzna w sposób fizyczny odczuwa niepłodność i jej leczenie? czasem mam wrażenie, że jest to tylko leczenie j...

gorszy dzień...

Złość, gniew, wściekłość... te emocje pojawiają się w moim życiu każdego dnia z różnym nasileniem, a to wszystko za sprawą tego jednego- tego, co na dzień dzisiejszy jest dla mnie najważniejsze... Świat staje się taki obcy, a ludzie, których spotykam- irytują mnie. Jedyne myśli, jakie nadal pozostają w mojej głowie, to pragnienie posiadania dziecka- własnego dziecka. A tu porażka, za porażką, co miesiąc to samo- była nadzieja na to, że okres się nie pojawi, ale niestety- nie tym razem- nie w moim przypadku.... comiesięczne niepowodzenie... Pojawia się złość na wszystko i na wszystkich, a szczególnie na te osoby, które spodziewają się dziecka- bo im się udało, a nam nie… Pojawia się totalna bezsilność, bezradność i niemoc, której nie da się w żaden sposób zwalczyć...  Najgorsze jest to, że patrzę na to wszystko i wiem, że nie mogę nic więcej już zrobić, bo tyle kroków było już podjętych- różne badania, leki, wstawanie wcześniej rano, by zmierzyć temperaturę, konsultacje, wyrzeczenia i j...

Ten cykl spisany na straty...

W tym cyklu nadzieja umarła... Zwieńczeniem wstrzyknięcia 2 zastrzyków z pregnylu i monitorowania rosnącego pęcherzyka Graffa będzie prawdopodobnie miesiączka. Choć te wszystkie objawy raczej wydawały mi się zwiastunem czegoś zupełnie innego, no ale cóż- nie tym razem... W 20 dniu cyklu zrobiłam badanie poziomu progesteronu i wyszedł jeszcze niższy niż ostatnio-wynik ten mnie podłamał, bo liczyłam na coś innego. Od  tego też dnia zaczęłam aplikację luteiny dopochwowo co 12 godzin. Znowu z jednej strony trochę się cieszę, bo przynajmniej wiadomo w jakim kierunku działać, żeby szło ku dobremu-  mam za duży poziom prolaktyny oraz za niski poziom progesteronu- prolaktynę zbijam bromergonem już od maja, natomiast progesteron od kilku dni- zobaczymy jak to dalej będzie; są takie pary i małżeństwa, które również starają się o dziecko, ale wyniki badań, które wykonują nie wskazują żadnych odchyleń od normy, no i wtedy jest niepłodność idiopatyczna, czyli niewiadomego pochodzenia- w takim przyp...

walczymy dalej i czekamy na cud ....

Byłam dziś na usg, ponieważ w czwartek miałam podany drugi zastrzyk z pregnylu- niestety na pierwszy chyba organizm nie zareagował... Kiedy w czwartek rano byłam na usg pęcherzyk nie był pęknięty, natomiast dzisiaj nie było już po nim śladu. Siedząc w poczekalni i czekając na to, aż zza drzwi gabinetu lekarskiego będzie rozbrzmiewać moje nazwisko, przysłuchiwałam się rozmowie telefonicznej kobiety może w wieku podobnym do mojego lub trochę ode mnie starszej- najpierw rozmawiała ze swoją matką i poprosiła ją żeby dała do telefonu jej pierwsze dziecko dziewczynkę i kazała swojej matce obserwować reakcję dziecka- - Wiki- będziesz niepocieszona, będziesz miała braciszka, a nie tak, jak chciałaś siostrzyczkę, ale nie martw się, bracia też są fajni w przyszłości będzie Cię bronił przed tymi, co będą Ci dokuczać... Rozmowa się skończyła, a kobieta siedząca koło rejestracji wykonała drugi telefon- na początku złożyła życzenia a potem rzekła - mam dla Ciebie wspaniały prezent urodzinowy- będzie...

Nie odkładamy decyzji na potem!

  "...chwycić dłoń Boga i walczyć o swoje marzenia, wierząc, że ich spełnienie dokona się zawsze we właściwym momencie...."   W ostatnim czasie, będąc na niedzielnej mszy św. miałam dwukrotnie okazję usłyszeć list pasterski, który troszkę mnie poruszył- mianowicie, była w nim mowa o małżeństwie, o rodzinie, o niepłodności, ale to, co najbardziej mnie w nim poruszyło to to, że większość małżeństw odkłada podjęcie decyzji o dzieciach na późniejszy czas... Powiem tak, może jest garstka takich osób, które faktycznie odkładają swoje rodzicielstwo na potem, a najpierw chcą "pozałatwiać" wiele innych- ważniejszych spraw- ale myślę, że takich osób jest  na prawdę niewiele; coraz częściej się słyszy, że niepłodność stała się jedną z najpopularniejszych chorób cywilizacyjnych w obecnym stuleciu; dlaczego  kościół mówi, że ludzie odkładają decyzję o rodzicielstwie na później?-nie rozumiem tego i śmiem twierdzić, że kościół- księża nie zdają sobie sprawy z powagi problemu, jaki...

Walka w pojedynkę....

"Kochani, chcieliśmy wam powiedzieć, że staramy się o dziecko, ale w tej chwili mamy z tym pewien problem, leczymy się. Jak nas kochacie, to się módlcie albo trzymajcie kciuki, ale nie pytajcie nas o to, bo to dla nas trudne". Śledząc jedną z bardzo wielu przejrzanych w ostatnim czasie stron internetowych związanych z niepłodnością, natknęłam się na taki bardzo fajny cytat, który pozwoliłam sobie wkleić na samym początku mojego postu. Gdziekolwiek jestem, nie mogę się w ogóle skupić- mam problem i myślę tylko o nim.... W pracy robię dobrą minę do złej gry- uśmiecham się mimo tego, że w sercu czuję ból, ale przecież nie można inaczej- nie będę każdemu tłumaczyć o co chodzi- każdy ma jakieś problemy- jedni większe, drudzy mniejsze... im mniej osób wie o naszym problemie, tym lepiej- (chodzi mi tutaj głównie o znajomych i o rodzinę- bo wiadomo, że łatwiej nam wygadać się obcym niż swoim)... Czasem się zastanawiam nad tym, dlaczego mi aż tak bardzo zależy? dlaczego nie należę do ...

Niemoc...

Są takie dni, kiedy jestem w totalnej rozsypce i boję się, że wystarczy tak niewiele, bym całkowicie się rozsypała... Czasem nie daję już rady, czuję, że to wszystko dzieję się bez mojego udziału- gdzieś tam, gdzie ja się nie liczę, gdzie Bóg mnie nie zauważa.. czasem te wszystkie moje wyrzeczenia, badania, wizyty u lekarza wydają mi się takie bezsensowne i  wydaje mi się, że niczemu nie służą, a są tylko wypełniaczem mojego czasu.... Czuję się podle... I to z dwóch powodów- jeden- wiadomo, a drugi- kiedy mąż zwyczajnie chce się przytulić, pobyć ze mną, chce dać mi trochę czułości, ja się odsuwam, nie potrafię być szczęśliwa, kiedy wiem, że to, na co tak bardzo czekamy jest niemożliwe... W moim sercu pojawiły się kolejne rany, które krwawią i to bardzo mocno- kolejne nowinki o ciążach znajomych, jak ostry nóż przeszywają moje serducho... a ono bardzo mocno krwawi... to takie straszne... Nie potrafię się cieszyć, słowo "gratulacje" nie może mi przejść przez usta- walczę z tym,...