Ostatni lekarz na mojej niepłodnościowej drodze- ostatnia deska ratunku

Postanowione- znaczy się, ja tak sobie postanowiłam bez uzgodnienia z mężem, ale nie ma w tym nic egoistycznego, gdyż to przecież w głównej mierze ja byłam poddawana wszelkiemu rodzajowi badań, zabiegów, operacji, faszerowania różnymi lekami, specyfikami, ziołami, leczenia niekonwencjonalnego itd., to przecież ja latałam od wizyty do wizyty, od lekarza do lekarza- nie mąż- on czasem nawet nie wiedział, do którego lekarza jadę i po co- i nie było tak,że się tym nie interesował, czy olewał to, ale twierdził, że skoro to ma w jakiś sposób nam pomóc, to ok. Może czasem stawiałam go przed faktem dokonanym, ale po 1 problem leży po mojej stronie, a po 2 znając mojego męża, wiem, że on raczej nigdy nie odważył by się na takie kroki- w naszym małżeństwie, to ja jestem takim motorem napędowym- w naszym leczeniu, to zawsze ja wyszukiwałam specjalistów, to ja umawiałam nam wizyty itp., ale mniejsza o to- wydaje mi się, ze to zawsze kobieta bardziej o to wszystko zabiega... Ale do rzeczy; był...