Gorszy dzien, ale jutro bedzie lepiej....



"Nic się nie stało, to tylko gorszy dzień,
nic się nie stało, to zwykły gorszy dzień,
bez podwójnego znaczenia 
i dna drugiego tu nie ma

Nic się nie stało, to tylko gorszy dzień,
nic się nie stało, to zwykły gorszy dzień,
bez podwójnego znaczenia 
i dna drugiego tu nie ma"

Dopadł mnie jeden z tych gorszych dni, niestety takie też jeszcze mi się przytrafiają, ale kto ich nie ma; pogoda nienajlepsza-duży smog- bardzo mocno przekroczone poziomy zanieczyszczeń ( wiem, że zwalanie na pogodę, to nie zbyt dobra wymówka, no ale cóż); od kilku dni nienajlepiej się czuję- bardzo dała mi w kość @, nie mogę się po niej jakoś pozbierać, cały czas jestem senna, taka choćby niewyspana, zmęczona, bez sił,  taka przymulona, zauważyłam nawet, że mam problem z otwarciem słoika, czy plastikowego pudełka, szybko się męczę, często boli mnie głowa; robiłam wczoraj badanie krwi i moczu i widziałam w wynikach, że coś tam wyszło nie tak z niektórymi parametrami- płytki krwi- 99, norma od 150, leukocyty- 3,51, norma od 4, PDV- 23,5, norma do 16,2,  LDH- 124, norma od 135 i w moczu dosyć liczne bakterie- na szczęście poziom żelaza mam w normie- codziennie staram się wypijać pół szklanki własnoręcznie robionego soku z kiszonych buraków, do tego pakiet medykamentów- tardyferon, kwas foliowy, wit. D3 2000 jednostek.... Chce iść jutro do lekarza żeby zobaczył te moje wyniki- może nie dzieje się nic poważnego, ale wolę " dmuchać na zimne"; jutro może też uda mi się załapać na wizyte u gina, którego polecała mi teściowa.
Podczas gorszych dni, niestety wiele rozmyślam, a już najbardziej jak akurat wypadnie mi dzień wolny w pracy- przeszukuje internet- wchodzę na portale społecznościowe do moich znajomych i patrzę czy nie spodziewają się dziecka lub czy nie zostali świeżo upieczonymi rodzicami, a jeśli gdzieś znajdę taką nowinę, to robi mi się bardzo przykro; w moim sąsiedztwie mam kilka " młodych" małżeństw i często gęsto obserwuję, czy czasem któraś z sąsiadek nie chodzi z powiększonym brzuchem- masakra jakaś, jakaś paranoja, ale na szczęście zdarza się to, tak jak pisałam tylko wtedy, gdy mam gorsze dni, a takich dni nie ma jakoś zbyt dużo, ale mimo wszystko są.
Kolejną kwestią, która też miała wpływ na mój nastrój jest mój mąż- i prawie ostatnio chciałam napisać, że tak jest fajnie, bo już dawno żeśmy się nie pokłócili- a masz- ledwie pomyślisz i bach... Chodzi mi o głupi nawyk mojego męża, który bardzo, ale to bardzo mi przeszkadza, a mianowicie o oglądanie filmików- nie będę pisać jakich,bo pewnie sami się domyślacie- on uważa, że po 1 nie może z tym przestać, a po 2 twierdzi, że większość facetów to robi- mnie nie interesują inni- mnie interesuje on; w takich momentach zastanawiam się nad jednym- po co właściwie taki facet się żeni, skoro jest samowystarczalny?? Może ja jestem jakaś " inna"- może zbyt wiele w tej kwestii od niego wymagam- może przesadzam, ale na prawdę bardzo mi to przeszkadza i ten temat stał się niestety powodem do kłótni- znam mojego męża i wiem, że jest on niekonsekwentny i brak mu silnej woli i przepraszanie i zapewnianie, że już nie bedzie na nic się zdaje, bo wiem, że za chwilę postąpi tak samo; nie mam zamiaru pilnować go jak rodzice pilnują dzieci- ile jest takich momentów, gdy nie ma mnie w domu i ja nawet o tym nie wiem, ze ob to znowu robił- wiem jest takie przysłowie " czego oczy nie widza,tego sercu nie żal", ale ja brzydzę się czymś takim, nie potrzebuję patrzeć na obcych ludzi, ja jestem tego zdania, że to żona powinna podniecać swojego męża i odwrotnie, a nie żeby ktoś inny sprawiał, że dzieje się tak, jak się dzieje, raniąc przez to drugą osobę; najgorsze jest to, że nie mogę na męża w żaden sposób wpłynąć, nic nie pomaga- a on ciągle powtarza, że z żadnego nałogu się tak łatwo nie wychodzi, tylko to już trwa 5 lat i do tego trzeba jeszcze samozaparcia i spojrzenia na ten problem, jako na coś poważnego; kilka już razy mówiłam mężowi, że nie toleruje takich zachowań, ale dochodzę do wniosku, że nie liczy się w pełni z moim zdaniem; powiedziałam mu, że życie dosyć mi już Dało po dupie, żeby jeszcze on dokładał mi trosk... Powiedziałam mu też- jak Pan Bóg ma dać nam dziecko, skoro on ( mąż) wyczynia takie rzeczy- już raz dostał szanse i oby nie naginał, bo kolejna może się już nie wydarzyć...
Jak już kiedyś też pisałam, takim małym promyczkiem rozświetlającym moje życie jest moja kochana chrzesniaczka, która bardzo mocno kocham- są dni, gdzie spędzam z nią dużo czasu- kiedy mam wolne, czasem się nią opiekuje przez cały dzień- przywożą mi ją z rana do domu, a potem popołudniu ją odbierają- przez ten czas jestem za nią odpowiedzialna- bawię się z nią, wymyślam różne zabawy, podaje obiad, usypiam, przewijam, wysadzam na ubikacji, gdy woła " siusiu" lub " kupka"- jestem taką bliską nianią, a ona daje mi wiele radości i to głównie dzięki niej mmoj życie nie jest tylko szaro bure.

Komentarze

  1. Wiesz, mi też by to przeszkadzało i na pewno nie podmiatałabym tego tematu pod dywan. Tylko pewnie w kółko go wałkowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja gadam, wałkuje, ale nie dociera- jak grochem o ścianę- kiedyś nawet kilka razy postraszyłam go pozwem rozwodowym, bo myślałam, że może to na niego podziała mobilizująco- co Ty- nic to nie dało; ja już nie wiem, jak mogę mu to " wybić" z głowy; ubolewam strasznie nad tym, że mój mąż nie potrafi być stanowczy i to w wielu kwestiach;

      Usuń
  2. Kochana, każdy ma prawo do gorszych dni, ale wiesz co jest najważniejsze? Żeby zawsze o jeden raz więcej wstać niż upaść. A z Facebooka zrezygnuj, wyloguj się i nie zaglądaj tam - ja tak zrobiłam, cała swoją potrzebę zaglądania na takie portale przekierowałam na bloga, duzo pisałam, a jak już nie wiedziałam co napisać to odwiedzałam blogi innych osób i zagłębialam się w ich historię, to dzięki temu poznałam Ciebie i wiele innych dziewczyn, które walczą z niepłodnością tak jak ja. Z Wami przynajmniej mogę szczerze "pogadać" i wspierać się nawzajem zamiast patrzeć na fejsie jak innym rosną brzuszki albo jak non stop wrzucają fotki swoich małych pociech. Zastanów się nad tym - to pomaga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To racja, na prawde lepiej dla nas, jak wiemy mniej, niż jak po raz kolejny ubolewamy nad tym, że znajomi z dużo młodszym stażem małżeńskim oczekują, bądź już cieszą się ze swojego potomka; fakt faktem, że czasem po prostu się nie da od tego odciąć- bo wychodząc do ludzi i tak jest się na to narażonym...
      Mi tez duzo daje pisanie bloga; takiego wsparcia jak tu, nie doświadczyłam nigdzie indziej- bo zwykli ludzie ( znaczy się tacy, którzy nie doświadczyli takiego problemu, nie są w stanie nas do końca zrozumieć); często przeglądam blogi innych, czasem znajduję w nich wspaniałe porady, ktoś opisze coś, co mu np. pomogło, co poleca, co raczej odradza itp.- piszą to ludzie, którzy na własnej skórze przekonali się co znaczy walka o swoje własne dziecko, a potem pojawiają się budujące i wspaniałe wpisy, że historia kończy się prawdziwym happy endem i takie coś bardzo motywuje do działania, do tego żeby mimo wszystko się nie poddawać; lubie też czytać świadectwa osób, które też nigdy miały się nie doczekać własnego dziecka, a mimo to się im udało-nie raz czytając takie teksty rycze, jak bóbr- bardzo wzruszają mnie takie informacje;
      Moja droga, a Ty dbaj teraz szczególnie o siebie, uważaj i ciesz się tymi wspaniałymi chwilami, na które czekałaś tyle czasu...

      Usuń
  3. To wszystko prawda, to tak jak ja mówię głośno o tym, że blog i ludzie, których tutaj "spotkałam" pomogły mi dojrzeć, nabrać dystansu, zrozumieć i przede wszystkim dały mi wsparcie, jakiego nigdy wcześniej nie miałam. Najbliżsi mogą nas wspierać, ale w większości przypadków po prostu nie są w stanie zrozumieć tych zmagań, nastrojów i całej walki. Także odetnij się od fejsbooków i innych portali i przelej wszystko tutaj - my jesteśmy z Tobą i choć na odległość to jesteśmy też przy Tobie :)
    PS. Dbam o siebie bardzo, ale dopiero za tydzień uwierzę na 100% w to, na co tyle czekałam, bo nie dociera to jeszcze do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakos umknął mi Twój wpis...
      Z blogiem masz racje- można się wyżalić, opisać swoje smutki, boleści i miec pewność, że raczej nikt nas nie wyśmieje, nie oczerni, bo w większości przypadków takie blogi czytają osoby, które są lub były w podobnej sytuacji do naszej.
      Kolejny raz dzięki za wsparcie:0) trzymaj się kochaniutka

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...