Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2016

"Wiara czyni cuda, wierząc w to, że sie w końcu uda..."

Obraz
Ostatnio znalazałam w Internecie taki cytat- hasło, które mi się spodobało, a brzmi tak: "Czasami, gdy człowiek traci nadzieję... marzenia się spełniają..." i do tego taki oto obrazek fajny co nie? mnie też się bardzo podoba... Ostatnio dowiedzieliśmy się z mężem o pewnym zastosowaniu oliwki dla dzieci, ale w tym przypadku nie dla nich... nawilżenie pochwy i przede wszystkim, zmniejszenie lub nawet wyeliminowanie tarcia, a co za tym idzie- bólu podczas stosunku- nie wierzycie?- prosze sprawdzić na własnej skórze, a na pewno zobaczycie różnice... i raczej nie powinna ona zaszkodzić płodności, gdyż mamy te informację od małżeństwa, które stosowały ten naturalny lubrykant i doczekali się 4 dzieci... W przyszłym tygodniu jestem zapisana na wizytę u lekarza naprotechnologa  i już nie mogę się jej doczekać; za niedługo będzie za mną drugi cykl z obserwacjami wg modelu Creightona... Czasem nie jest łatwo z tymi obserwacjami, ale po 1 to sa poczatki, a po 2 nie wolno się zrażać, ani

Wiemy cos wiecej....

W piatek wieczorem bylismy umowieni na nasza pierwsza wizyte u naszej pani instruktor modelu Creightona. Przeanalizowala moje "zapiski"-karte obserwacji i juz mogla cos na ten temat powiedziec, gdyz mialam "rozpisane" poltora cyklu-takze ten pierwszy cykl mozna bylo ocenic i wyciagnac z niego wiele informacji-padlo stwierdzenie, ze mam za krotka druga faze-przynajmniej w tym pierwszym obserwowanym przeze mnie cyklu. Czekam na wizyte u lekarza zeby moc wprowadzic odpowiednie leczenie i mam nadzieje, ze to bedzie ta przyczyna naszych niepowodzen w zachodzeniu... Mysle, ze jak ustabilizuja mi sie hormony, to wtedy wszystko bedzie juz dobrze i zajscie w ciaze bedzie tylko kwestia czasu, no ale pozyjemy zobaczymy, bardzo bym chciala, aby taki scenariusz sie sprawdzil, byla bym bardzo szczesliwa...

Czasem to mam szczęście ... projekt monte

Obraz
Odchodząc od głównego tematu mojego bloga, chce się pochwalić, że zostałam 1 z 5000 osób, które zostały wybrane do testowania deserków monte z dodatkami. Żeby je zdobyć musiałam się nieźle najeździć i odwiedzić kilka lub nawet kilkanaście sklepów- w większości nie było śladu po deserkach- rozeszły się jak świeże bułeczki i już myślałam, że nie uda mi się ich zakupić, ale na szczęście się udało- pojechałam do sąsiedniej miejscowości i w Kauflandzie udało mi się zakupić kilkadziesiąt sztuk tych serków Z 8 wariantów, udało mi się nabyć 7, więc uważam, że nie jest tak źle, bo jak czytałam wypowiedzi niektórych-to piszą, że nie udaje się im zdobyć większości serków, bo przeważnie są tylko 2- 3 rodzaje. Cieszę się, że mogę wziać udział w projekcie- zawsze się bardzo angażuje w takie akcje. Kilka deserków już rozdałam i teraz czekam na kuriera, który dostarczy mi materiały i będę mogła zbierać opinie o tym produkcie. Przyznam szczerze, że ja nie wiedziałam, że tych monte jest tyle "odmia

i jeszcze odpowiedzi dla Marty z blogu: http://spelniajac.blogspot.com

1. piwa- nie lubię, a lampka wina od czasu do czasu poprawi humor:0) 2. lubię czytać książki 3.wakacje- tylko aktywnie- nie lubię nudy i nicnierobienia 4. zdecydowanie rower- często w lato przy ładnej pogodzie jeżdżę sobie na rowerku do pracy 5. hmm, jakoś nie mam ulubionej kuchni, ale jak już to chyba jednak polska hihi 6. raczej rajstopy 7. nie ważne gdzie, ale ważne z kim:0) 8. to takie, gdzie jest wiele rzeczy do pozwiedzania i zobaczenia; 9. kiedy chodziłam do szkoły, zdażało mi się kilka razy "wykrakać"  klasówkę- mówiłam przed lekcją moim koleżanką i kolegą, że będzie kartkówka- nie zawsze się to sprawdzało, ale kilka razy tak:0) 10. Najbardziej lubię jak mąż delikatnie "kila" mnie po plecach i nogach- wtedy się rozklejam, bo bardzo mnie to relaksuje...uwielbiam to...

Odpowiedzi na nominację....

ohhhh nieeee, piszę tą odpowiedź po raz kolejny i znowu to samo- brrrrr, jak byłam przy ostatnim pytaniu zawiesił mi się komputer i wszystko mi się skasowało, bo musiałam na nowo załączyć komputer, a to co było napisane, nigdzie się nie zapisało i nie można już było tego odzyskać-- to się nazywa złośliwość rzeczy martwych-niech to drzwi ścisną brrrr- to się nazywa pech....   1. Pytania, które zawsze sprawiają Ci trudność? Jest ich kilka, ale najtrudniejsze są te, w których porusza się kwestie powiększenia naszej rodziny.   2. Schabowy czy czekolada? Hmmm, za mięsem nie przepadam (za to mój mąż mógłby zjadać podwójne porcje- nawet za mnie), a co do czekolady- jak najdzie mnie ochota, to zjem kilka kostek, ale nie może być to gorzka czekolada, bo jej nie cierpię... 3. Czy masz jakiś rytuał związany z blogowaniem? Nie mam żadnego rytuału związanego z blogowaniem; jak mam coś do napisania lub chce się wyżalić albo dać upust moim emocją, to wtedy włączam komputer i zaczynam klecić jakiś pos

Nieplodnosc sprawila, ze na wiele rzeczy przymykam oko, choc..

Od kiedy problem nieplodnosci dosiegnal nas osobiscie, zauwazylam, ze mniej sie klocimy-choc nie powiem, bo czasem sie zdarzy- ale nie tak czesto, jak kiedys... Ostatnio mnie zdenerwowal, bo powiedzial mi,ze umowil sie z bratem na saune-najpierw myslalam, ze sie ze mna droczy, ale kiedy powiedzial,ze to na serio, to wpadlam w szal-we mnie zawralo-zaczelam po nim krzyczec... Mowie mu- a nasze ustalenia? Przeciez na jakis czas mielismy zawiesic saune! Patrzyl na mnie tymi swoimi brazowymi oczyma, jakbym nie wiem co do niego mowila,a ja darlam sie w nieboglosy... Jak mozesz? Przeciez nie tak dawno rozmawialismy o tym-wiesz, ze wysokie temperatury nie sa wskazane dla Ciebie,a szczegolnie teraz, w tym czasie.... Targowalismy sie- on mowil, ze jedno wejscie i tak niczego nie zmieni-ja-trzymalam sie tego, ze jak cos postanawiamy, to sie tego trzymamy i nie ma zadnych wyjatkow... - I tak masz o wiele latwiej w tej naszej "walce"- wykrzykiwalam mu coraz glosniej widzac, ze zaczyna mni

Rozmyślania nad życiem...

Jak ten czas szybko biegnie... często za szybko... ani się człowiek nie obejrzy a już koniec dnia, tygodnia, miesiąca, roku.... ostatnio tak naszły mnie różne rozmyślania na temat naszego życia... i tak sobie pomyślałam, że często tracimy zbędny czas na coś, co generalnie niczemu nie służy, a życie ucieka między palcami... jakiś czas temu, przeprowadziłam dosyć długą ( prawie 1,5 godzinną) rozmowę telefoniczną z moją koleżanką- jako że dawno się nie widziałyśmy, ani nie rozmawiałyśmy ze sobą, poopowiadałyśmy sobie o tym, co się dzieje w naszym życiu- (nie, o problemiem niepłodności nie rozmawiałyśmy- nawet nie wie, że mamy tego typu problem- mało osób wie, że ten problem dotknął nas osobiście). Ale do czego zmierzam, kiedy tak sobie rozmawiałyśmy, nagle Ona opowiada o dramacie, jaki spotkał rodzinę jej znajomych- najpierw zmarła żona- (jakżeśmy stwierdziły- to jeszcze nie był wiek, ani czas na umieranie, bo przecież nie była jeszcze taka stara), kiedy zbliżała się msza 30- dniowa, a do

Życie małżeństw zmagających się z niepłodnością jest nieco inne niż tych, którzy nie mają tego problemu...

W wiekszości przypadkow, zycie malzenstw, ktorych dotknal problem nieplodnosci wyglada calkiem inaczej niz zycie tych, ze tak powiem szczesliwcow, ktorzy o wlasne dziecko nie musieli sie az tak bardzo starac i walczyc.. Wiem to po sobie, bo gdyby nie ten nasz problem, nasze zycie potoczylo by sie calkiem inaczej- co innego bylo by wazne, czemu innemu poswiecali bysmy czas i na co innego wydawalibysmy pieniadze... Generalnie na codzien nie rozmawiamy ze soba na temat nieplodnosci, nie mowimy glosno o tym co bedzie gdy sie nie uda, ani o tym ile sobie dajemy czasu, bo wiadomo kiedys trzeba powiedziec dosyc- stop- koniec walki-musza byc jakies granice, ktorych nie wolno przekraczac, ani naginac. Czasem mam takie wrazenie, ze nasze zycie toczy sie swoim wlasnym rytmem, a zycie "naszej" bezplodnosci - swoim. Kiedys, gdy prawie wykrzyczalam mezowi, ze w ogole nie nteresuje sie tym problemem, ze go to nie rusza,ze nic z tym nie robi itd., stwierdzil, ze nie bedzie sie zadreczal i ca

Jeszcze nie teraz...

Jeszcze nie teraz... No i niestety-pierwszy cykl obserwacji wg modelu Creightona wlasnie dobiegl konca i zaczyna sie nowy-przyznam szczerze, ze czasem nie jest latwo przypasowac odczucia i to, co sie widzi do legendy podanej w karcie obserwacji... A na pozor, by sie wydawalo, ze nie ma w tym zadnej filozofii, ale do czasu, gdy sami nie zaczniemy zajmowac sie dokladna obserwacja swojego cyklu... Byla mala iskierka nadzieii, ze po tej optymistycznej wiadomosci, jaka uslyszalam podczas nie tak dawno robionego badania hsg- "lewy jajowod drozny" jest szansa,ze teraz szybko sie uda- tym bardziej,ze podobno kontrast jeszcze udroznil ten lewy jajowod-a stwierdzil to moj ginekolog, do ktorego chodzimy prywatnie- skoro odczuwalam straszny bol, to znaczy, ze cos sie udroznilo... Myslalam, ze sie w koncu uda, ale niestety jeszcze nie teraz... Trzeba isc dalej, do przodu, nie poddawac sie... Za niecale 2 tygodnie jedziemy na spotkanie z nasza Pania instruktor- zobaczymy co nam powie, jak

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

Moze zaczne od poczatku; nigdy mi na mysl nie przyszlo, ze moge miec jakies problemy ginekologiczne, a tym bardziej niedrozne jajowody. Podczas pierwszej wizyty u naszego ginekologa-androloga, do ktorego jezdzimy prywatnie, padlo haslo, ze trzeba sprawdzic, czy sa drozne jajowody,bo jesli tak, mozna jakos dalej dzialac,a jesli nie,to jest tylko jedno wyjscie. Po uplywie 2 miesiecy udalo mi sie dostac do szpitala na ginekologie i mialam przeprowadzone badanie HSG- kontrast zamiast sie rozplynac, calkowicie wyplynal i nic nie dostalo sie nawet do szyjki macicy- diagnoza- polipy w szyjce i jamie macicy blokuja dostep i plyn nie chce przedostac sie dalej... Jest nadzieja, bo oto uslyszalam zapewnienia, ze po usunieciu polipow, wszystko bedzie juz dobrze- przeszkoda zostanie usunieta i bede mogla zajsc w ciaze; nie minal miesiac czasu, a ja znowu pojawilam sie w szpitalu, tym razem na pobyt 2-dniowy, bo czekala mnie histeroskopia. Troche sie balam tego zabiegu,ale w myslach wiedzialam jedno