gorszy dzień...

Złość, gniew, wściekłość... te emocje pojawiają się w moim życiu każdego dnia z różnym nasileniem, a to wszystko za sprawą tego jednego- tego, co na dzień dzisiejszy jest dla mnie najważniejsze...
Świat staje się taki obcy, a ludzie, których spotykam- irytują mnie. Jedyne myśli, jakie nadal pozostają w mojej głowie, to pragnienie posiadania dziecka- własnego dziecka. A tu porażka, za porażką, co miesiąc to samo- była nadzieja na to, że okres się nie pojawi, ale niestety- nie tym razem- nie w moim przypadku.... comiesięczne niepowodzenie... Pojawia się złość na wszystko i na wszystkich, a szczególnie na te osoby, które spodziewają się dziecka- bo im się udało, a nam nie… Pojawia się totalna bezsilność, bezradność i niemoc, której nie da się w żaden sposób zwalczyć...  Najgorsze jest to, że patrzę na to wszystko i wiem, że nie mogę nic więcej już zrobić, bo tyle kroków było już podjętych- różne badania, leki, wstawanie wcześniej rano, by zmierzyć temperaturę, konsultacje, wyrzeczenia i jak widać- bez efektów.

Wszystko to sprawia, że łzy cisną się do oczu często nawet bez większego powodu; czasem nawet nie mam sił płakać- to wszystko tak wiele mnie kosztuje; wiem- " gra jest warta świeczki", ale czasem już na prawdę nie mogę... Wszystko zaczyna mi przeszkadzać lub denerwować, bo nie idzie po mojej myśli, bo nie jest tak, jak miało być... Tylko dlaczego inni mogą być szczęśliwi,dlaczego inni mogą spełniać swoje marzenia, a ja nie???

Nic już nie cieszy tak, jak dawniej... ostatnio zastanawiałam się nad tym, jak to będzie na rozmowie kwalifikacyjnej ( myślę o zmianie pracy), gdy padnie pytanie co robię w wolnym czasie, jakie mam zainteresowania, hobby- szczerze- to ostatnio baardzo dużo mojego wolnego czasu spędzam na szukaniu informacji dotyczących niepłodności, poprawy płodności i przeglądaniu różnych blogów, które poruszają w/w tematy. Nie mam ochoty z nikim się spotykać, z nikim rozmawiać, nie mam sił mówić innym, jak bardzo moje serce cierpi; nic nie cieszy, na niczym nie potrafię się skupić, w głowie ciągle te same myśli... Żyć jakoś trzeba; udawać przed innymi, że przecież nic się nie dzieje- że jest ok, że jestem szczęśliwa, że to, że tamto... Ale wcale tak nie jest.... Mąż, kiedy mówię mu, że on jest obojętny na to wszystko, że jemu wisi cała ta sprawa mówi, że przecież nie będzie siedział i się zamartwiał, ani płakał i użalał się nad sobą- nad nami...

W poprzednim cyklu były zastrzyki z pregnylu, bromergon, obserwacje cyklu u ginekologa- obserwowanie czy pęcherzyk pękł-na to wszystko poświęcałam moje dni wolne od pracy- i co? i wszystko na nic? nic nie dało...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...