Czekając na...mały, wielki cud...

na bloo


Najbardziej nerwowe są końcówki starego i początki nowego miesiąca, a im bliżej dnia przypuszczalnego przyjścia miesiączki, tym gorzej... Nie lubię tego, to jak gra w totolotka- albo trafisz szóstkę i będziesz milionerem albo niestety będziesz jedną z iluś tam osób, do których los się niestety nie uśmięchnął- z tym, że tutaj- w naszym przypadku jest to walka o życie- nowe życie... Bo oto już wydaje Ci się, że chyba się udało, że teraz na pewno jestem w ciąży, bo te bóle brzucha są przecież inne niż przed nadejściem okresu, bo te piersi nie bolą tak, jak zwykle, bo te plamienia, które się pojawiły, to na pewno są związane z zagnieżdżeniem zarodka- tak sobie to tłumaczymy, ale przychodzi taki moment, który to wszystko weryfikuje, no i niestety te wszystkie objawy były zwiastunem tej jakże niewyczekiwanej miesiaczki... No i jaki los jest przekorny- bo gdzies indziej- może w sąsiedztwie, może na innym kontynencie dziewczyny/nastolatki (i to pewnie w tym czasie nie jedna) czekają właśnie na to, aby okres się pojawił, bo nie chcą być w ciąży, bo ten "akt"  był przecież przygodą może i nawet z nieznajomym, może z niedawno co poznanym facetem, może, a nawet jestem pewna, że w większosci takich przypadków to był jednorazowy wybryk, z którego mogło począć się dziecko- one chcą- wręcz błagają rozpaczone o miesiączkę- my nie chcielibyśmy żeby się zjawiła... A los taki okrutny, bo przeważnie nie daje nam tego, co chcemy...
Liczyłam po cichu,że w tym cyklu się uda, bo w styczniu (czyli nie tak dawno) miałam robiony zabieg HSG, który przepchał mi lewy jajowód, no i teraz- w tym cyklu prawdopodobnie owulka była właśnie z lewego jajowodu, a kiedy miałam dni płodne- "braliśmy się" z mężem do roboty... Obserwując to, co nanosiłam każdego dnia na kartę obserwacji wg modelu Creightona, zaobserwowałam, że ten cykl znacznie się różni od tego poprzedniego- jest dłuższy, zawiera więcej- o wiele więcej dni, w których obserwowałam występowanie śluzu, a także gdzieś tak od mniej wiecej połowy cyklu zaczęły występować bóle brzucha, ale inne niż przy pojawieniu się bądź zwiastowaniu miesiączki- mój mąż jednego dnia, w którym mu powiedziałam o wszystkich tych dolegliwościach powiedział z radością: "A może Ty jesteś w ciąży?", a ja mu na to: "Nie no, raczej nie"- nie chciałam sobie i jemu robić jakiejkolwiek nadzieii, bo lepiej pozytywnie się zaskoczyć, aniżeli rozczarować- a tych drugich w moim życiu już było dosyć sporo, no i niestety bardzo to potem przeżywam... Jutro idę do lekarza naprotechnologa- zobaczymy co mi powie- już nie mogę się doczekać...

Ostatnio przeczytałam ksiażkę o św. Ricie- znaczy się cuda, które wydarzyły się za jej wstawiennictwem. Byłam w szoku, ze jest ich aż tyle i że jest ona tak skuteczną orędowniczką w sytuacjach, które po ludzku są beznadziejne. Codziennie modlę się do Boga za jej wstawiennictwem, żeby zaniosła do Boga wszystkie te moje sprawy, które zaprzątają mi serce i myśli-i tak cicho sobie myśle, że jako Wielka Orędowniczka wybłaga w końcu te dary, jakże bardzo mi potrzebne.... Przecież nie proszę o coś złego- chcę dać nowej istocie życie, chce się nią opiekować, być za nią odpowiedzialna, chce ją kochać całym sercem, chce.... (Św. Rita)- "Ona lubi, jak człowiek cierpi i te cierpienia ofiaruje Bogu, ale jak trzeba, to pomoże..."
Rita pomaga, chociaż wymaga wiary i modlitwy. To cały sekret jej cudów...."

"Jeśli nie umiesz czekać, to się nie módl."- Jan Twardowski
A ja się dalej modle do tych wszystkich moich świetych od beznadziejnych spraw i wierzę, że w końcu się uda, ze w końcu skoro tylu orędowników wstawia się za mną u Wszechmocnego, to chyba w końcu muszą oni zostać wysłuchani... Co do czekania, to faktycznie, człowiek czasem traci już cierpliwość- mam momenty załamania, gdzie chciałabym powiedzieć- koniec z tymi wszystkimi modlitwami- szkoda czasu, a i tak efektów, jak nie było, tak nie ma, a modlę się nieprzerwanie- codziennie od sierpnia zeszłego roku, ale jakoś nie potrafię tak- biorę modlitewnik, przepasam się paskiem i zmawiam po kolei wszystkie te modlitwy, a kiedy już się uda, to wtedy też znajde czas na modlitwy dziękczynne, któe również znajdują się w modlitewniku- bo nie sztuką jest tylko prosić, ale sztuką jest także dziękować i wielbić Boga za wszystkie łąski i cuda..
Zatem... mały- wielki cudzie czekamy na Ciebie i bardzo tęsknimy za tym dniem, w którym będziemy tak na maksa szczęśliwi....

Komentarze

  1. Oj tak, końcówka jest do kitu! Początek już lepiej, wita rozczarowaniem, ale zawsze to nowa nadzieja :) Ale ostatnie dni przed końcem cyklu - istny emocjonalny kołowrotek.

    Mi jest jakoś łatwiej modlić się za innych... Czasami mam wrażenie, że modlitw w mojej intencji Bóg już nie chce słuchać... Czy to znaczy, że nie umiem czekać? Pytanie retoryczne;) Modlę się nadal, mimo wszystko i... czekam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...