Małe kroczki do przodu...

W zeszłym tygodniu mąż był na 2 wizycie u androloga i się okazało, że oprócz żylaków powrózka nasiennego, po wykonaniu badania nasienia wyszło, że są w nim bardzo liczne bakterie oraz leukocyty i to sprawia, że jego jakość jest niezbyt dobra i do tego występuje aglutynacja. Mąż oddał po raz kolejny nasienie, ale tym razem na posiew żeby zobaczyć, co dokładnie się w nim znajduje- obecnie czekamy na wyniki, ale ja osobiście mam taką małą iskierkę nadziei, że może teraz kiedy wdrożona zostanie antybiotykoterapia zwalczająca te wszystkie bakterie, to może w końcu jakość nasienia się poprawi i doczekamy się upragnionego potomstwa. Żałuję, że dużo wcześniej nikt nie wykrył u męża tych wszystkich problemów z nasieniem- poprzedni lekarze, którzy oglądali wyniki badań twierdzili- nasienie nie jest najlepsze, ale najgorzej nie jest, więc nie ma się co martwić- a jednak; czytam na internecie wszelkie informacje na ten temat i obawiam się, że u męża może być już jakiś stan zapalny- nie wiadomo od kiedy są tam te bakterie, a przecież nasz problem trwa już przeszło 2,5 roku.
Jeśli chodzi o mnie, to od kilku dni dziwnie boli mnie brzuch i piersi, najlepsze jest to, że ani nie mam, ani nie spodziewam się w najbliższym czasie okresu, więc nie wiem o co chodzi; dzisiaj miałam jechać do mojej Pani ginekolog, ale jak się okazało do końca przyszłego tygodnia jest na urlopie, więc będę czekać i w późniejszym terminie umówię się na wizytę. Mąż kupił sobie zestaw witamin dla mężczyzny, więc mam nadzieję, że będzie to codziennie łykał; choć z jego zaangażowaniem i systematycznością jest różnie- ostatnio mnie bardzo wkurzył, bo pomimo tego, że nie powinien, to poszedł na saunę i "ugotował" wszystkie swoje plemniki- nie pomagają moje prośby, a czasem nawet błagania, bo mówię, bo tłumaczę, że sauna w jego przypadku powinna być w ogóle wykluczona- mówię mu, że są inne formy rozrywki i spędzania wolnego czasu, ale on się uparł i poszedł; czasem nie mam już sił do niego, bo dochodzę do wniosku, że jemu chyba nie zależy aż tak bardzo, jak mi, a to, że np. idzie na badanie, czy do lekarza, robi chyba tylko ze względu na mnie, bo ja naciskam, bo ja tego pilnuję....
Zobaczymy co czas pokaże; jakie wyjdą wyniki badań nasienia i poczekamy, może mój mąż w końcu wydorośleje i będzie rozsądnie myślał i przede wszystkim będzie wiedział czego tak na prawdę oczekuje od życia....
Na tą chwilę kończę, zaraz idę na spacerek z moją chrześniaczką- przynajmniej w taki sposób mogę poczuć się matką... chrzestną... serce ściska, wiedząc, że to nie jest moje dziecko, ale ta radość kiedy patrzy się na takie maleństwo- jest bezcenna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...