Nie jest tak,jakbysmy tego chcieli...

Ale... "... nic nie dzieje się bez przyczyny i że wszystko w bożym świecie jest dokładnie tam, gdzie powinno być..."



Dzisiaj będąc w pracy, usłyszałam takie oto słowa: " wie Pani, nie tak sobie wyobrażałem swoje życie. Nie tak miało ono wyglądać... Patrząc z perspektywy czasu, a mam dzisiaj prawie 60 lat, gdybym mógł cofnąć czas w wielu kwestiach postąpił bym inaczej..."   Powtórzyłam w myślach kilka razy te słowa: " Nie tak sobie wyobrażałam swoje życie...nie tak miało ono wyglądać.." i zdałam sobie sprawę z tego, ze moje życie tez miało być inne-szczęśliwsze,weselsze, pełne radości,bo wszystkie plany życiowe i marzenia miały się spełniać, bo nie były i nie są jakieś wyciągnięte nie wiadomo skąd... A tu, jak na złość, choćby ktoś rzucił jakiś czar i nie jestem w pełni szczęśliwa, mimo że wiele mam, wiele osiągnęłam... Kiedyś marzyłam o szczęśliwej rodzinie, o tym by mieć wspaniałego męża i kiedy go znalazłam myślałam, że od tamtego czasu będę już bardzo szczęśliwa tak, jak nigdy- owszem, na początku było wspaniale, lecz po jakimś czasie wszystko zaczęło się powoli psuć, aż doszło do punktu kulminacyjnego- " zdrady". Od tego czasu straciłam zaufanie do męża. Jestem jego zona,ale tak naprawdę nie wiem czego oczekuje od życia. Żyje w ciągłej niepewności, stresie, gdzieś w mojej głowie są te obrazy, jak spotykał się z tą dziewczyna albo jak ze sobą pisali czy dzwonili do siebie- jak stalą się dla niego bardzo ważna, a ja zostałam odsunięta na bok... Nie jest mi łatwo; często dziwie się sama sobie, że jeszcze jakoś funkcjonuje biorąc pod uwagę ten cały bagaż złych emocji, ciosów, ran, cierpień- i fizycznych i psychicznych, które były związane ze staraniami o dziecko i te, których dostarczył mi mój własny mąż...  Często nie mam już sil do " walki", bo co z tego, że ja się staram, że mi zależy, że jestem wierna, podczas gdy nie wiem i nie mam pewności co siedzi w głowie mojego męża... Tak bardzo chce mieć własne dziecko, walczę o nie jak lew, wiem, że jestem już na to gotowa i sprostam temu zadaniu, choć też wiem, że nie będzie to bułka z masłem, ale dam rade... Mój mąż też mówi, że chciałby mieć dziecko, ale boje się, że on nie jest na to gotowy- teraz jak jesteśmy we dwójkę jest wiecznie niewyspany, nie potrafi się zorganizować, a co dopiero będzie, jak pojawi się dziecko... Często ogląda te, jak ja to nazywam - obrzydliwe filmiki, a ja jak potem to odkryje bardzo się wkurzam i wrzeszczę po nim,bo podniecają go inne kobiety,a po drugie mamy problem z poczęciem dziecka, no i kiedy rzeczywiście by miało coś być, bo np. W te dni biorę zastrzyk,czy jakiś lek i musi dojść do zbliżenia akurat wtedy ,to nic z tego nie wychodzi.. mąż nie daje sobie powiedzieć, bo mówi mi, że każdy facet takie filmiki ogląda, tylko ja mu mowie, że powinien na to spojrzeć z innej strony, a nie patrzeć tylko na zaspokojenie swoich potrzeb, ale popatrzeć na to poprzez pryzmat starań, bo takie filmiki temu nie pomagają... Miało być wspaniale, a niestety jest jak jest... Wiem, że jakby co, nie zatrzymam męża na siłe. Chciałabym żeby mu znowu zależało tak, jak kiedyś... Ostatnio zapytałam go, co by zrobił gdybym wtedy mu kazała spakować walizki i się wyprowadzić? Ze stoickim spokojem powiedział, że by to zrobił, bo wie, że zawinił..a ja się go pytam- nie walczył byś o nas? Przekreśliłbyś wszystkie nasze wspólne lata i tak po prostu odszedł? Powiedział, że nie był by w stanie się odezwać, bo wie, że zawalił na całej linii i nie miał by czelności nic mówić... Mam mu za złe to, co robił przez te kilka miesięcy i pewnie gdybym ja tego nie odkryła, trwało by to nadal; długo mu tego nie wybaczę- po prostu nie potrafię pogodzić się z tym, co zrobił, ale z drugiej strony, nie wyobrażam sobie życia bez niego- wyszłam za niego za mąż, wiec musiał i musi być dla mnie kimś ważnym i wyjątkowym; myślałam, że on tez tak traktuje małżeństwo... Czasem mam wrażenie, że on ma inna wizje małżeństwa i rodziny... dlatego też, nie pozwolę się dłużej ranić i kiedy pojawią się znowu jakieś symptomy i nie daj Boże jakieś "skoki w bok" i kombinowania mojego męża, kolejnej szansy już nie będzie i od razu występuję o rozwód.


Czekam na te chwile, gdy będę szczęśliwa, gdy ten przysłowiowy kamień spadnie mi z serca i będę widziała i miała pewność, że mój mąż wie czego tak na prawdę chce i że nie szuka pocieszenia u innych kobiet i że jedyną osobą, która będzie wywoływała u niego podniecenie i która będzie dla niego bardzo ważna, będę ja,czyli jego żona i wszystkie te filmy pójdą w zapomnienie.... Ale niestety nie jest tak, jakbyśmy tego chcieli... Życie pisze nam rożne scenariusze, często przynosi coś czego nigdy byśmy się nie spodziewali... Często zaskakuje niekoniecznie pozytywnie... Wiem, że w każdym małżeństwie, w każdej rodzinie, czy u osób samotnych mają miejsce różne problemy-i że nie tylko mnie/ nas to wszystko spotkało..znam kilka kobiet samotnych, które marzą o tym, by być żona i matką, ale niestety nie jest to takie proste; znam też małżeństwa, które generalnie mają wszystko- dziecko, o którym marzyli swój własny dom, samochód, ale tak naprawdę są nieszczęśliwi, bo matka,która cały dzień zajmuje się dzieckiem, pod koniec dnia jest wykończona, a mąż całymi dniami siedzi w pracy ,by zapewnić należyty byt rodzinie, generalnie nie spędzają razem czasu,nie wychodzą na spacery,nie rozmawiają ze sobą, a jak już mają chwile,to się kłócą, bo byle co wyprowadza ich z równowagi... Znam tez kilka osób, które maja mężów/ żony, a na boku maja " pocieszyciela", czyli tzw. Kochanka/ kochankę, który jest zbawienny wtedy ,gdy dojdzie do kłótni miedzy małżonkami i można wtedy do kogoś przyjść, wypłakać się w ramie i mieć pewność, że ktoś pocieszy... Tylko ja się pytam, a gdzie jest ta przysięga małżeńska, którą się ślubowało przed ołtarzem? Gdzie jest te życie na dobre i na złe w radości, ale i w smutku? Tego nie potrafię zrozumieć, że gdy powstaje jakiś problem, gdy małżonkowie nie mogą się dogadać, gdy dochodzi do sprzeczki , to człowiek zaczyna uciekać i szukać kogoś kto pocieszy, kto przytuli, kto wysłucha, kto nie będzie krzyczał i miał pretensji; kogoś kto będzie ukojeniem i pozwoli chociaż na chwilę zapomnieć o problemach i potem takie coś przechodzi w coś więcej i wtedy człowiek jest tak bardzo w to wszystko zaangażowany, tak bardzo mu się to podoba, że nie potrafi tego zakończyć, bo jest mu dobrze z takim układem, a z drugiej strony boi się, że czar pryśnie i on zostanie w końcu bez niczego- znam takie osoby, gdzie mąż też szukał pocieszenia u innej i kiedy to wszystko wyszło na jaw, żona się z nim rozwiodła, a i kochanka po pewnym czasie go rzuciła, bo nie był jej już potrzebny i on został bez niczego- sam; po pewnym czasie zrozumiał, że popełnił wielki błąd, cały czas kochał swoją byłą żonę, chciał nawet do niej wrócić, nie mógł bez niej żyć- wtedy to odczuł, że życie bez niej nie jest już tym samym życiem co było i że strasznie mu jej brakuje, ale niestety nie doceniał tego wcześniej, nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, nie myślał, że przyjdzie taki czas w jego życiu, że straci to wszystko, co było kiedyś dla niego bardzo ważne, lecz było już za późno....

"...Niektórzy twierdzą, że żeby zabłądzić, żeby zaangażować się w romans, w małżeństwie musi być coś nie tak. Ale czy nie jest tak w każdym małżeństwie? Ludzie mogą być szczęśliwi,zakochani, ustatkowani, a jednak zawsze znajdzie się jakieś pęknięcie, przez które człowiek spogląda na drogę, której nie wybrał...."


"Kto chciałby myśleć o sobie, że mógłby dopuścić się cudzołóstwa, że mógłby zdradzać i kłamać i zmieniać przysięgi małżeńskie w nic nieznaczące strzępy słów?..."


Życie nie jest takie, jakbyśmy chcieli... A może jakby tak było,to było by nam za dobrze, bo wszystko by się układało po naszej myśli?!  Tylko dlaczego człowiek musi się czasem tyle nacierpieć, przez tyle przejść... Dlaczego człowiek musi "zabłądzić" i zrobić jakiś błąd, żeby coś zrozumieć? Mój bagaż doświadczeń za chwile nie będzie się mieścił do podróżnej walizki.... Niech los się odwróci i życie się do mnie uśmiechnie....

Komentarze

  1. Agatko ja i tak Cię podziwiam, że mimo tej całej zdrady dalej chcesz mieć dziecko z mężem...
    Może się mylę, ale ludzie się nie zmieniają.
    Jeśli zdradzili raz, zrobią to znowu.
    Znam takie przypadki...
    Bałabym się dalej być z kimś takim, a co dopiero starać się o dziecko...
    Powinnaś czuć się kochana i bezpieczna...

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę (i obym się nie myliła), że mąż się zmienił, zrozumiał, że zrobił największy błąd w swoim życiu, chce nawet iść do spowiedzi, ale jest mu po prostu wstyd- przynajmniej tak mówi; czasem są takie momenty, że znów mnie docenia tak, jak kiedyś; choć z mojej strony nie jest to już takie, jak kiedyś- nie mam do niego zaufania i tego przed nim nie ukrywam; chciałabym wierzyć, ze będzie już lepiej, że to, co najgorsze mamy już za sobą i teraz czekają nas tylko te dobre chwile; że zaangażuje się na maxa w starania o dziecko i te wszystkie nasze "działania" dadzą w końcu jakiś efekt, a myślę, że jak już pojawi się dziecko, nasze życie diametralnie się zmieni. W końcu dostał drugą szansę i mam nadzieję, że ją wykorzysta..

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana,

    po pojawieniu się dziecka, życie faktycznie diametralnie się zmieni. Ale to nie działa tak, że niezabliźnione rany się zabliźnią, nierozwiązane konflikty rozwiążą, niezrealizowane marzenia spełnią etc. Rany będą jeszcze boleśniejsze, bo pojawi się cała masa nowych problemów, które niczym sól będą je drażnić. Konflikty przybiorą na sile i pojawią się nowe, na innych polach. Spełni się to najważniejsze marzenie, ale ono samo w sobie szczęścia nie da jeśli związek będzie nieszczęśliwy.

    Dlatego nie czekaj aż pojawi się dziecko i w cudowny sposób odmieni Wasze życie. Walcz już teraz. Walcz o takie życie z mężem o jakim marzysz. O takie traktowanie na jakie zasługujesz. O takie wsparcie, którego potrzebujesz. Nie zadowalaj się półśrodkami. Warto powalczyć teraz, pójść do poradni dla par, nawet pokłócić się nie raz, żeby potem cieszyć się wcześniej wypracowanymi efektami:)

    Ściskam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki uczuciowa za słowa wsparcia...
    Ja walczę, jak mogę- walczę o spełnienie naszego największego marzenia, ale także walczę o moje- nasze małżeństwo, abyśmy mogli żyć jak dawniej i być szczęśliwi, jak wtedy, gdy byliśmy narzeczeństwem, ale jak to się mówi- "do tanga trzeba dwojga", więc mąż też powinien się o to postarać...
    Wiem, że dziecko nie jest- nie będzie "lekarstwem" na wszelkiego rodzaju rany i zadry, które pojawiły się w moim sercu, ale doskonale wiem, że kiedy się ono już pojawi, będę najszczęśliwszą osobą na świecie i myślę, że mój mąż również. Tak bardzo za nim tęsknie, tak bardzo mi go brakuje....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...