a więc...
Najwięcej będę tu pisać o mojej jakże dziwnej "przyjaźni"- a raczej znajomości z koleżanką, którą znam już od ładnych kilku lat- tj. chyba od 6... a bliższa znajomość- "przyjaźń" zaczęła sie chyba -jesli dobrze pamiętam 3 lata temu...
Pozwólcie, że będę pisać o niej bezimiennie- wtajemniczone osoby wiedzą o kogo chodzi,a imię to najmniej w tym ważne.
Teraz właśnie widziałam się z nią poraz pierwszy od ponad pół roku, bo wyjechała do Anglii a teraz na święta przyjechała do Polski...
Pierwszy raz zobaczyłam ją w piątek tj. 31.03 na Drodze Krzyżowej- przywitałyśmy się- i nie gadałyśmy ze sobą dopiero po Drodze krzyżowej wtuliłyśmy się w ramiona i troche pogadałyśmy...
To był piątek...
W sobotę byłam na uczelni, potem poszłam zrobic kilka kilometrów na rowerze by zrzucić zbędne kilogramy...
Niedziela na uczelni...
W sobote ani w niedzielę nie widziałam się z nią...
Dawałam jej sygnały na komórkę ale mi nie odsyłała... Nawet komórka angielska mnie złapała i zjadło mi 2zł z groszami- ale ...
W poniedziałek poszłam do moich maluszków, bo opiekuję sie małymi bratkami starszy ma 4,5 latek a młodsza- kuleczka ma 9 miesięcy...
Te dzieci są kochane choc czasem dają popalić, ale jak to dzieci...
W poniedziałek przypadła 2 rocznica śmierci Jana Pawła II więc przyszła zaduma nad światem i rozmyślania, wspomnienia tego wielkiego człowieka...
Postanowiłam iść na spowiedź, by być czystą na duszy...
O 21 był apel w intencji JPII; po nim staliśmy pod kościołem...
Podeszła do mnie i przytuliła się; w mojej pamięci przypomniały się dawne czasy- kiedy spędzałyśmy ze sobą dużo czasu- wspólne chodzenie do kościoła itd.
Było fajnie...
Dziś tzn. 3 kwietnia odpisała mi na moje smsy; spotkałyśmy się po kościele- szłyśmy razem do domu. Powiedziała mi, że na święta wyjeżdża i że przyjedzie tu dopiero za tydzień.
Zrobiło mi się troszkę smutno...
Ale Panie Jezu; czekałam na nią przez 6 miesięcy to tydzień w porównaniu do tego czasu to nic.
Poczekam, tym bardziej, że po przyjeździe obiecała, że się spotkamy i pogadamy o tym, co wydarzyło się przez te 6 miesięcy.
Ale z tego co wiem, to nie będzie to chyba zbyt długie spotkanie, bo ma się jeszcze spotkać z wieloma innymi osobami...
wcale jej nie bronię...
Ale myślę sobie, że jeśli traktowałaby naszą znajomość "na serio"- tzn. jeśli by sama wiedziała, że to "przyjaźń", to jej zachowanie napewno byłoby inne...
Po Mszy pogadałyśmy trochę, muszę przyznać, ze trochę poprawił mi się humor... Poopowiadała mi kilka zdarzeń, które wydarzyły się po powrocie do Polski- nie wiem czy komuś innemu o tym mówiła, ale jak dla mnie to to nie ważne...
Powiedziała jeszcze, że po powrocie spotkała się ze swoim kolegą i że długo ze sobą gadali...
Nie mam nic przeciwko temu, tylko muszę przyznać, że to mnie troszkę zabolałao, bo jak ja się z nią chciałam spotkać przed świętami to mówiła, ze nie ma czasu...
Dziś też; poprosiłam ją oto, żebyśmy poszły na krótki spacerek przed jej jutrzejszym wyjazdem, powiedziała, że nie...
Nie nalegałam- skoro powiedziała- nie, to nie...
Ach jakze to dziwne i skomplikowane...


















Bardzo się cieszyła z jutrzejszego wyjazdu; mówiła, ze nie może się doczekać i że jakby mogła to zostanie tam dłużej...
ok... ale jakoś mi się tak smutno zrobiło, bo jakby nie było widywałyśmy się przed jej wyjazdem do Anglii prawie codziennie...
Powiedziała, ze zadzwoni jeszcze z życzeniami- ale ...zobaczymy jak będzie...
W tym posciku -jakże krótkim- to już na tyle... tak się rozpisałam...:0)
to tak troche brzmi nie jak prawdziwa przyjaźń.Raczej jak toksyczna przyjaźń,od której nie da sie uwolnić, na której tak bardzo zależy, a która w zasadzie nie do końca jest przyjaźnią...Chyba coś o tym wiem...Wiesz, zawsze mozesz na mnie liczyć:*
OdpowiedzUsuń