kolejny poniedziałek....

Dziś również zamieszcze moje opowiadanko...


Życie nie jest takie, o jakim marzymy.

   

            Jestem młodą 27-letnią kobietą. Wierzę w Boga i żyję tak,jak mogę. Kiedy miałam 18 lat marzyłam o wspaniałym chłopaku, o rodzinie, odzieciach... Miałam pretensje do Boga o to, że wszystkie moje rówieśniczkimiały już tylu chłopaków, że im się układa, że mają to, co właściwie chciały. 2moje koleżanki ze szkolnej ławki wyszły już za mąż, mają wspaniałe dzieci,domy... Pamiętam, byłam wtedy taka zła, że chciałam odejść od Boga. Straciłammoją przyjaciółkę, bo ona była też pośród tych, którym się układało wzwiązkach. Byłam sama. Odeszłam od Boga. Powtarzałam sobie słowa: „Nie mogę byćpanną, a do zakonu też nie pójdę!”. Nie potrafię tego opisać, ale czułam, żemoje serce przestaje bić, mimo że wciąż jeszcze żyłam; czułam się tak podle, żenie umiałam żyć. Trwało to przez dłuższy czas, aż przyszedł moment, gdyprzestałam żyć rzeczywistością i oddałam się marzeniom.

Całymi dniami siedziałami bujałam w obłokach, a nocami budowałam sobie scenariusze na kolejne dziennebujanie.

Marzyłam o wspaniałymchłopaku, który miał ok. 23 lata. Był wysportowanym blondynem, który miałczerwoną Hondę. Bardzo się kochaliśmy i byliśmy szczęśliwi.

Ja trenowałam bieganie iodnosiłam sukcesy. Był ze mnie dumny. Przesiadywał u mnie całymi dniami, jaktylko wracał z pracy. Czuł się u mnie, jak u siebie w domu, a ja u niego, tak,jakbym była u siebie. Byłam szczęśliwa. Byliśmy wszędzie razem. Nasza miłośćbyła tak wielka, że nie potrafiliśmy bez siebie żyć. Wyobrażałam sobie naszślub. Dużo ludzi i padające z tłumu słowa: „Ale Ci się udało, taki fajny facet.Z nim będziesz szczęśliwa. Będziecie fajną rodziną, a jak jeszcze będą dzieci,to będziecie mieli super”. Byłam taka dumna; w środku byłam trochę zazdrosna,gdy koleżanki siadały koło niego i zaczynały z nim rozmawiać. Byliśmy kochającąsię rodziną. Ufaliśmy sobie bezgranicznie. Wiedzieliśmy, że jesteśmy  sobie przeznaczeni. Mieliśmy dwójkęwspaniałych dzieci. Marcin poświęcał im cały swój wolny czas, jeździł z nimi naspacery, bawił się z nimi..., a mnie kazał odpoczywać. Wszyscy nam zazdrościli.Ależ ile idzie żyć marzeniami. To było kiedyś.

Teraz, kiedy mam 27 lat,wiem, że życie nie jest takie, o jakim marzymy. Kiedy miałam 25 lat uległamwypadkowi samochodowemu; teraz jeżdżę na wózku inwalidzkim. Jest coraz lepiej,bo przynajmniej potrafię już ruszać nogami i rękami. Właśnie wtedy poznałam jużdziś mojego męża, który nazywa się Marcin. On też jest niepełnosprawny, ale mito nie przeszkadza. Nie jest to Honda, ale też jeździ, często się śmieję.Powróciłam do Boga. Kiedy miałam ten wypadek, zrozumiałam, że życie bez Boganie ma sensu, że to jakby życie bez wody. Zrozumiałam, że w życiu nie zawszebędzie łatwo, że nie zawsze pójdziemy z górki...

Zastanawiałam się, po comi właściwie wysportowany facet z Hondą?Po co mam odnosić sukcesy? Choć życie wmarzeniach wygląda całkiem w kolorowych barwach, to wiem, że przynajmniejczłowiek może pomarzyć, ale chyba nigdy nie będzie tak, jak chce by było. Mimo,że sami jesteśmy niepełnosprawni, pomagamy ludziom, którzy potrzebują jeszczewiększej pomocy niż my. Oddajemy się im całkowicie. Bardzo się kochamy. Wiem,że, gdyby moje marzenia się spełniły, to nie pomogłabym tylu ludziom, którzyczekają na moją pomoc, bo była bym zajęta tym, co było by ważne: pieniądze,bieganiem za szczęściem..., patrzyłabym tylko na siebie, czego mi brakuje, anie dostrzegałabym innych. Mając dużo, chciałabym jeszcze więcej i niewiedziałabym co to znaczy: bieda, cierpienie, ból, prawdziwa miłość, łzy...

Kiedy idziemy na spacer,to niektórzy ludzie się na nas dziwnie patrzą, ale my się tym nie przejmujemy.Nie jesteśmy tacy jak oni, bo nie trzymamy się za ręce, nie leżymy na ławce...,ale jesteśmy szczęśliwi, bo nasza miłość nie jest na pokaz, żeby pokazać się innym. My wiemy co nas łączy.Dziękuję Bogu, że tak się stało.       

Bardzo często żyjemymarzeniami. Stają się one naszą rzeczywistością.

 

  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...