Wtorek...

Witam wszystkich bardzo serdecznie...
  
Wczoraj już nie zdążyłam nic tu napisać, jakoś dzień mi szybciutko zleciał... oczywiście byłam wczoraj u maluszków- starszy to taki mały uparciuszek, a młodszemu języczek zawija się w szpice:0) a buzia się mu nie zamyka- już tak się rozgadał, że cały czas coś babci opowiada :0) hehe 
    A wracając do tego, co kiedys na początku tu poruszałam- tzn. do "niej" to teraz dochodze do pewnych wniosków; widzę, że brała mnie na dystans i zaczynam powoli wszystko rozumieć; i Bóg pomaga mi to wszystko zrozumieć- poukładać- to On daje mi do zrozumienia, że to nie jest to, na co ja zasługuję...

  
muszę powiedzieć, że nie należe do osób, które mają szczęście- kilka lat temu podobał mi się pewien chłopak- potrafiliśmy się dogadać, wygłupiać...-mimo tego, że nie byliśmy razem; pamiętam, kiedy dowiedziałam się i zobaczyłam, ze chodzi z moją-  wtedy dobrą koleżanką- było mi bardzo, ale to bardzo smutno; chyba byłam wtedy w nim zakochana... potem miał jeszcze kilka innych dziewczyn...aż się dowiedziałam, że będzie miał ślub, bo spodziewają się dziecka- oczywiście zostałam zaproszona na ten slub, ale serce mi pękało widząc ich razem.... dziś są kochającym małżeństwem, mają wspaniałą córeczkę; są bardzo szczęśliwi; często odwiedzam ich z moim bratem; pogodziłam się już z tym faktem....
kolejnym był chyba poznany na rekolekcjach kleryk- o którym już pisałam- jak się ostatnio dowiedziałam już nie jest w seminarium- chodzi z następną moją koleżanką- moją imienniczką i rówieśniczką...
Ale te życie jest przekorne...
  

 Ale trzeba dalej żyć; żyć tak, by po śmierci inni pamiętali o Tobie- by po Twojej śmierci odczuli Twój brak...
    

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...