coś się kończy a cos sie zaczyna....

no tak....... dzis juz ostatni raz sprzatałam u tej rodzinki od "moich" dzieciaczków;tak mi się smutno zrobiło, bo ja sie do nich po prostu przyzwyczaiłam i ciężko mi jest przyjąć do wiadomości to, że już do nich nie będę chodzić........podobnie rzecz sie miała w lipcu tego roku, kiedy opuściłam ich na 2 tygodnie.....
wielu rzeczy się tam uczę.... i to również  takich, które będą przydatne w moim przyszłym życu- wychowanie dzieci, postępowanie z nimi.......
dzis nieźle się pośmiałam z tego młodszego słoneczka.....on jest taki kochany...taki słodki...ma juz 5 ząbek...kochany, przecudowny jest........
rodzina naprawdę świetna- zawsze można było z nimi o wszystkim pogadać; dziś z mamą tych dzieci na początku nie mogłyśmy się nagadać, bo dawno się nie widziałyśmy........
jakoś leci, poznaje nowych ludzi... święta coraz bliżej, zmiany też są, a kto ich nie ma..........
pragne jeszcze zamieścić takie małe opowiadanko, które znalazłam w Internecie:

"Nietak wcale dawno żyło sobie dwóch przyjaciół. Dla jednego z nichprzyjaźń ta była czymś wielkim, niepowtarzalnym, kochał swegoprzyjaciela ponad samego siebie, chciał z nim spędzać jak najwięcejswego czasu, być zawsze przy jego boku. Gdy jego przyjaciel był chory,przynosił mu uśmiech i towarzyszył w cierpieniach. A gdy był samotny,ofiarował cały swój czas, słuchał jego zmartwień, tulił, pocieszał.Uwielbiał chodzić ze swym przyjacielem na długie spacery, żartować,podziwiać zachody słońca.

Natomiastdrugi wiecznie gdzieś pędził, zawsze brakowało mu czasu, miał wieluprzyjaciół, znajomych, dla swego przyjaciela nie miał zbyt wiele czasu,czasem o nawet zapomniał, miał przecież tak wiele spraw dozałatwienia... Może dlatego nazywano go „Biegusiem”.

Dni mijały... Nadszedł  dzieńurodzin Biegusia. Jego przyjaciel postanowił zrobić mu pięknąniespodziankę. Sprawił mu wspaniały prezent, taki, o którym każdymarzy. Kupił śliczną torebeczkę i starannie zapakował w nią swójprezent. Zaprosił swego ukochanego przyjaciela na piątkowy wieczór dosiebie, do domu, wiedząc, że ten w tygodniu nie będzie miał zbyt wieleczasu, nie chciał mu przeszkadzać, zbyt bardzo go kochał.

Nadszedłupragniony dzień. Zrobił pyszną kolację, naszykował ulubione daniaswego przyjaciela. Nakrył odświętnie do stołu, chciał, żeby byłszczęśliwy, w swą pracę włożył całe swoje serce.

Gdyjuż wszystko było gotowe, wziął torebeczkę z prezentem i wyszedł poswego przyjaciela w umówione miejsce. Minuty mijały... Czekał. Stałcierpliwie mimo deszczowej pogody i przenikliwego zimna. Pod swymskromnym płaszczem chował torebeczkę z prezentem, żeby nie przemokła.Czekał cierpliwie... Myślał: może coś mu wypadło, pewnie się spóźni.Czekał dalej. Cały zmarzł i przemókł. Nagle usłyszał głos swegotelefonu. Przyszła nowa wiadomość – od przyjaciela. Zaniepokojony, żemoże coś złego mu się stało, jak najszybciej odczytał wiadomość. Jegonajukochańszy przyjaciel napisał: „Przepraszam, nie przyjdę dziś doCiebie, idę z kumplami na piwo, a potem raczej czasu dla Ciebie nieznajdę”.

Stał na deszczu, w ręku trzymał swoją paczuszkę, która coraz bardziej mokła. Stał... Ze łzami w oczach i bolącym sercem...

 

TymPrzyjacielem jest Jezus, który codziennie czeka na nas ze swymi daramii ze swą miłością. Tylko my nigdy nie mamy dla Niego czasu..."

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...