Trudny okres wyczekiwania...

"Życie jest jak kolejka górska, czasem zbiera ci się na wymioty. Ale musisz wierzyć że dalej będzie lepiej.                                                                                                              Czerp siłę z przeciwności losu. Wierz mimo niesprzyjających prognoz. Wierz mimo swoich wątpliwości.


Wierz mimo wszystko..."



Dzisiaj po pracy odebrałam wypis ze szpitala oraz płytki z badania HSG. Do południa tak mniej więcej wiedziałam już, że niestety podejrzenia Pani doktor wykonującej w piątek te badanie, okazały się słuszne- na zdjęciach nic nie będzie widać, bo cały kontrast się po prostu wylał... Przede mną prawdopodobnie badanie- histeroskopia- w kolejnym cyklu...


W mojej głowie pojawiły się różne myśli i gdyby nie to, że byłam w pracy i sytuacja wymagała powagi, to wybuchnęłabym płaczem, bo niewiele brakowało, by tak się stało...


Dla osoby, która z utęsknieniem czeka na to by zostać w końcu matką takie wyniki i informacje są strzałem w sam środek serca- a po takim czymś serce bardzo mocno krwawi...


Zdaje sobie z tego sprawę, że osoby, których nie dotyka ten problem nie są w stanie zrozumieć tego, co przeżywamy- bólu, cierpienia, rozpaczy, zwątpienia, beznadziei.... Trudno im sobie nawet wyobrazić taką sytuacje, a szczególnie mam na uwadze te osoby- tych rodziców, którzy próbują nas pocieszać, a sami mają 2, 3 lub 4 dzieci- wiem, że ktoś to robi z dobroci serca i nie ma złych intencji, ale ja mówię: "Co Ty możesz wiedzieć, skoro sam/sama masz 2, czy 3 swoich własnych dzieci, a my??" My nie mamy ani jednego i o to pierwsze nasze dziecko- owoc naszej miłości musimy wręcz walczyć, jak lwy- wiele nas to kosztuje wysiłku, poświęcenia, ale i tez nerwów, wylanych łez. Czasami mam już tej walki serdecznie dosyć- ciężko jest żyć z dobrą miną do złej gry, bo przecież w pracy trzeba zachować powagę- trzeba się uśmiechać do klientów, być miłym, uprzejmym, a jak tu być uśmiechniętym skoro w moim wnętrzu rozrywa mi serce... Jak tu się cieszyć, na widok kobiety w zaawansowanej ciąży, czy na widok matki spacerującej z wózkiem z niedawno narodzonym maleństwem.. A muszę powiedzieć, że od czasu, gdy pojawił się u nas problem, na każdym kroku spotykam w/w sytuacje, które bardzo mocno podcinają mi skrzydła..,. Wiem, ostatnio pisałam, że jakoś przestały mnie one ruszać, ale znowu się to obudziło- znowu daje o sobie znać, a szczególnie teraz po tym badaniu- gdzie wszystko wzięło na łeb, na szyję...


Czasem mam takie uczucie, choćby jakaś moja część umierała; jednym z moich marzeń było posiadanie swoich własnych dzieci- 2, a teraz widzę, jak te marzenie staje się powoli nieosiągalne....


Nasuwają się tylko słowa jednej piosenki: "Przecież w marzeniach miało być lepiej (...) Dlaczego tak jest, że najpiękniejsze chwile życie psuje na siłę?...."


Wiem też, że niejedna osoba nie tyle zazdrości mi, co chciała by mieć tyle, co ja mam- chodzi mi o to, że np. osoba samotna mogła by i pozazdrościć męża- ona marzy o tym, by znaleźć tego jedynego i wyjść za niego za mąż- ja już mam kochanego męża; kolejna mogłaby mi pozazdrościć tego, że mam gdzie mieszkać, np. bezdomny nie jest już w takiej komfortowej sytuacji, jak ja; to samo dotyczy się moich studiów, pracy i wielu innych rzeczy... Ktoś kto obserwuje mnie z "zewnątrz" może powiedzieć, że nie rozumie mnie  dlaczego mimo tego, że mam tak wiele, jestem nie do końca szczęśliwa- pewnie sama bym tak pomyślała o innej osobie, która była by na moim miejscu- tyle tylko, że nie wiedziała bym z jakim/jakimi problemami się ona zmaga... Znam też rodzinę, gdzie jest dwójka małych dzieci, ale za to są długi, kredyty- rodzice większość czasu spędzają zamiast z dziećmi, to w pracy żeby zarobić na to, aby móc spłacać swoje zobowiązania i też nie są do końca szczęśliwi, bo boją się żeby komornik nie zapukał do ich drzwi... Każdy z nas ma jakiś krzyż; nie do końca zgodzę się z tym, że każdy ma ten krzyż taki, jaki jest w stanie udźwignąć, bo często wydaje mi się, że mój krzyż staje się coraz cięższy i powoli zaczynają się mi uginać pod nim nogi....  Czekamy co czas pokarze...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...