Walka o to, co najważniejsze....

Znów przez jakiś czas zaniedbałam mojego bloga, czasem już tak mam, że na nic nie starcza czasu, a nawet, jak i by się znalazł, to wolę np. wcześniej iść spać...

Dzisiaj pół dnia spędziłam w szpitalu- bez obaw, nic mi się nie stało, było to planowe przyjęcie, z racji tego, że miałam mieć wykonane badanie HSG. Miałam już być w szpitalu na 8- mąż mnie zawiózł, na izbie przyję cały wywiad ze mną przeprowadzono, a potem skierowano mnie do odpowiedniej sali. Oczywiście na każdym kroku spotykałam kobiety z ogromnymi brzuchami lub w tle słychać było płaczące noworodki; na oddziale w większości przypadków były to kobiety z patologią ciąży, a ja, ja jako jedna z nielicznych nie byłam tam w ciąży, choć nie powiem, bardzo o tym marze...

Na badanie zostałam wzięta jako ostatnia i to było gdzieś ok. godz. 12,30- przyznam szczerze, że bardzo się bałam- pomijając to, że wiele czytałam w internecie na temat samego wykonania tego badania, to jeszcze mam uraz można powiedzieć z młodzieńczych lat, gdzie w wieku 18 lat dostałam silnego krwotoku i kiedy zostałam przewieziona do szpitala na ginekologię, ginekolog robił mi bardzo nieprzyjemne badanie- wkładał jakieś narzędzia i pamiętam, że strasznie mnie wtedy bolało i od tego czasu boję się wszystkich badań i zabiegów ginekologicznych. Dzisiaj przed samym zabiegiem strasznie częsły  mi się dłonie, a do tego miałam je wraz ze stopami zimne jak lody; przed samym zabiegiem powiedziałam, że bardzo się boję i mam nadzieję, że nie zjadę; podano mi dożylne znieczulenie i zaczęto wykonywać badanie; podczas zakładania całego osprzętu, bardzo się bałam, kiedy kątem oka widziałam i słyszałam stukot tych narzędzi, myślałam, że oszaleję i wyjdę z tej sali bez zastanowienia, ale w głowie miałam tylko jedną myśl- robię to w dobrej wierze- przecież tak bardzo chce mieć własne dziecko- muszę zrobić to dla niego...

3 razy został mi wstrzykiwany kontrast, a najlepsze było to, że cały wylał mi się po pośladkach; kiedy Pani doktor powiedziała, że coś jest nie tak, że coś tam jest pozatykane, bo kontrast nie chce przejść dalej, łzy popłynęły mi z oczu i przez chwilę, oszołomiona tym "głupim  Jasiem", nie mogłam ich powstrzymać, pielęgniarki pomogły mi się ubrać, siadłam na wózek i zawiozły mnie na salę, gdzie miałam przeleżeć 2 godziny.

Z badania praktycznie niczego się nie dowiedziałam, bo skoro kontrast nie przeszedł dalej, to skąd mam wiedzieć, czy mam drożne jajowody- coś jest nie tak- ale nie wiadomo co...

Największy żal mam do tych lekarzy- ginekologów, do których chodziłam jeszcze przed ślubem  i mówiła, że w najbliższym czasie będziemy się starali z moim przyszłym mężem o dziecko i żeby badali mnie po tym kątem, ale jak się okazuje- zbagatelizowali sprawę i zapewniali, że wszystko jest dobrze, że nie muszę tak często do nich przychodzić, bo nie ma takiej potrzeby- miałam nadzieję, że ze mną od str. ginekologicznej jest wszystko dobrze, a jedynie trzeba "popracować" nad jakością nasienia męża, a tutaj okazuję się, że i u mnie jest jakiś problem....

Tylko dlaczego nikt nie słuchał tego, co ja mówiłam?  Co innego, gdybym ja olała całą sprawę i nie chodziła bym na badania i wizyty, to wtedy mogłabym mieć tylko i wyłącznie pretensje do samej siebie, ale w takim przypadku- ja osobiście nie mam sobie niczego do zarzucenia. Tak strasznie to boli.. W mojej głowie co chwilę przewijają się myśli- a co jeśli okaże się najgorsze?

Nie mogę o tym zapomnieć, na każdym kroku mam przed oczami to badanie...

Dlaczego ta walka jest taka ciężka i trudna? Dlaczego tak trudno jest w niej zwyciężyć?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...