Nie odkładamy decyzji na potem!

 

"...chwycić dłoń Boga i walczyć o swoje marzenia, wierząc, że ich spełnienie dokona się zawsze we właściwym momencie...."


 

W ostatnim czasie, będąc na niedzielnej mszy św. miałam dwukrotnie okazję usłyszeć list pasterski, który troszkę mnie poruszył- mianowicie, była w nim mowa o małżeństwie, o rodzinie, o niepłodności, ale to, co najbardziej mnie w nim poruszyło to to, że większość małżeństw odkłada podjęcie decyzji o dzieciach na późniejszy czas... Powiem tak, może jest garstka takich osób, które faktycznie odkładają swoje rodzicielstwo na potem, a najpierw chcą "pozałatwiać" wiele innych- ważniejszych spraw- ale myślę, że takich osób jest  na prawdę niewiele; coraz częściej się słyszy, że niepłodność stała się jedną z najpopularniejszych chorób cywilizacyjnych w obecnym stuleciu; dlaczego  kościół mówi, że ludzie odkładają decyzję o rodzicielstwie na później?-nie rozumiem tego i śmiem twierdzić, że kościół- księża nie zdają sobie sprawy z powagi problemu, jakim jest niepłodność; niejednokrotnie pary- małżeństwa borykające się z tym problemem są zdane na samych siebie- księża nie widzą tych osób, które bardzo pragną mieć swoje dzieci, ale coś jest nie tak i niestety ta radosna chwila nie może nadejść- najlepiej wszystkie osoby wrzucić do jednego wora i nazwać to jednym określeniem- odkładanie decyzji o rodzicielstwie na późniejszy termin. Jakież to bardzo krzywdzące dla nas- dla wszystkich osób, które z różnych powodów nie mogą, a bardzo by chciały mieć swoje dzieci. Wróciłam do domu po tej mszy trochę zbulwersowana, bo oto spotkało mnie coś takiego... Może- jak to ktoś mi już powiedział- za bardzo wzięłam sobie to do siebie, może zbyt szybko i pochopnie oceniłam ten list.. ale dla mnie, jako osoby zmagającej się z niepłodnością i ciągłą "walką" o własne dziecko, taki tekst jest bardzo krzywdzący i bolesny... bo ja nie chcę odkładać mojego macierzyństwa na późniejszy czas- chce już być matką, mało tego, ja chciałam nią już być niecałe 2 lata temu- nie odkładałam niczego na później- zresztą należę do tych osób, które wolą zrobić coś już- teraz, a nie zwlekać i odkładać na późniejszy termin... mieliśmy z mężem wszystko poplanowane- ślub, po nim od razu starania o dzieci, abyśmy mogli być czymś więcej niż tylko małżeństwem, abyśmy mogli tworzyć wspaniałą, kochającą się rodzinę... Druga sprawa, co księżą mogą wiedzieć na temat pragnienia posiadania swoich własnych dzieci? Myślę, że nigdy nie zrozumieją, jakie emocje temu towarzyszą, bo póki jest celibat, nie będą w takiej sytuacji... Zrozumieć mogą tylko te osoby, które tak, jak my przez to przeszły i te, które nadal przez to przechodzą- tylko te osoby są w stanie zrozumieć ból, cierpienie, rozpacz, beznadzieję i te wszystkie zazdrości, które rodzą się gdy dowiadujemy się, że ktoś z naszych bliskich spodziewa się dziecka, a my nie...  Czasem nie dajemy już rady.. myślimy, że wszystko już zrobiliśmy żeby się udało i nadal efektów nie widać... więc co jeszcze możemy zrobić? Na wszelkich forach internetowych znajduje świadectwa osób, które w końcu po ciężkich "bojach" doczekały się spełnienia ich największego marzenia i zostali rodzicami, ale niestety są też takie pary, które po wielu latach walki, nadal są w tym samym miejscu- niejedni nabawili się depresji, inni w końcu się poddali i odpuścili starania, a jeszcze inni zakończyli swoje małżeństwo i zostali z pozwem rozwodowym...                                          Dziecko ma być owocem miłości dwóch kochających się osób- a w jaki sposób ma się zrodzić owoc, kiedy dwoje ludzi bardzo się kocha- ślubowali sobie miłość i wierność do końca życia, a coś jest nie tak i nie mogą się doczekać swojego dziecka? Czy to, że po roku czy po 2 latach małżeństwa dziecko się nie pojawia na świecie- to znaczy tyle, że Ci małżonkowie się nie kochają?                                                                                                                                Jak w dzisiejszym świecie mało jest zrozumienia dla tych wszystkich osób, które mają problem z poczęciem dzieci...  "Zdrowy nie zrozumie chorego, ani syty głodnego..." Większość ludzi potrafi tylko rzucać bolesne hasła w stronę młodych małżeństw-              " chcecie być wygodni i dlatego jeszcze nie macie dzieci" albo " no tak, kariera, wyjazdy, budowa domu, czy samochód ważniejsze niż dziecko- jesteście egoistami...." i wiele jeszcze innych uwag... I jak coś takiego tolerować? jak przyjąć takie obelgi, gdy wiemy, że jest zupełnie inaczej? i czy w ogóle ktoś zrozumie, gdy zaczniemy mówić, że to nie jest tak, że bardzo chcemy tylko nie wychodzi- nie udaje się... czasem oszczędzamy sobie tych tłumaczeń, bo w większości przypadków i tak ktoś zacznie zarzucać nam, że po prostu się zaczynamy bronić- tłumaczyć... my wiemy jaka jest prawda, a inny niech sobie myślą co chcą... musieli by przejść przez to samo, co my przechodzimy i wtedy może by znaleźli odpowiedzi na szereg ich wścibskich pytań kierowanych w naszą stronę i zrozumieli by wszystko...

Św. Rito, św, Judo Tadeuszu i św. Dominiku módlcie się za nami- wyproście dla nas- (dla wszystkich osób, które na swojej drodze spotykają trudności w poczęciu swoich własnych dzieci)- potrzebne łaski...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...