3 podejście z HSG, czyli badaniem drożności jajowodów...

Pierwsze moje HSG było wykonane na początku czerwca zeszłego roku, wtedy to okazało się, że kontrast się cały wylał i nic nie dotarło ani do jamy macicy, ani tym bardziej do jajowodów- była jakaś wewnętrzna przeszkoda, któa uniemożliwiała dalsze rozpłynięcie sie kontrastu- zostałam wypisana do domu i po konsultacji z moim lekarzem ginekologiem-andrologiem, do którego chodzimy prywatnie, zdecydowaliśmy, że pójdę do szpitala na histeroskopię, co zostało uczynione- zostałam poczyszczona i miało być już tylko lepiej, ale tak się nie działo; nasz "prywatny" lekarz chciał zobaczyć, jak wyjdzie teraz HSG po tym czyszczeniu, więc poszłam kolejny raz, ale się okazało, że jest obustronna niedrożność; po krótkim czasie miałam zrobione przepychanie- udrażnianie jajowodów dwutlenkiem węgla i wtedy wyszło, że przynajmniej jeden jajowód jest drożny; ale teraz do rzeczy, bo te w/w informację można przeczytać w poprzednich moich postach, więc nie będę się aż tak powtarzać...

Zostało mi zlecone wykonanie 3 HSG, ale tym razem w innym szpitalu, gdzie na codzień robią więcej takich badań i tym samym wiedzą, jak dokładnie wykonuje się takie badanie. Więc w dniu wczorajszym pojechaliśmy do naszego "prywatnego" lekarza żeby wykonał badanie na czystość pochwy i przeprowadził wnikliwe USG- wszystko wyszło w porządku, więc wypisał od razu skierowanie; bardzo się bałam tego, że do badania w szpitalu może nie dojść, gdyż od czwartku jestem na antybiotykach- poszłam w czwartek do lekarza po przekaz na badanie krwi, bo co jakiś czas sobie sprawdzam wyniki żelaza i płytek krwi, bo z tym też mam problem (mam je cały czas poniżej normy) i poprosiłam Panią doktor o zlecenie jeszcze badania OB oraz żeby mnie zbadała, bo chcę iśc we wtorek do szpitala na badanie i żeby mieć pewność, że nie mam jakiegoś stanu zapalnego; co się okazało- miałam stan zapalny gardła i od razu Pani doktor przepisała mocniejszy antybiotyk, żebym zdążyła się wykurować do wtorku; badania robiłam w dniu wczorajszym i się trochę prestraszyłam, bo OB wyszło przy górnej granicy, więc sobie pomyślałam, że nici z badania HSG, bo generalnie, jak jest jakiś stan zapalny, a co za tym idzie podwyższone OB, to badanie HSG nie może być zrobione i pacjentka ze szpitala zostaje odesłana do domu; poradziłam się mojego lekarza, co w takim wypadku mam zrobić, ale on powiedział, że nie jest tragicznie i taki wynik nie wyklucza z możliwosci wykonania HSG, więc na godz. 7 pojechaliśmy dziś do szpitala w Tarnowskich Górach (inny szpital niż ten poprzedni) i tam z niecierpliwością wyczekiwaliśmy na zabieg, a raczej bardziej na jego wynik. Muszę przyznać, że tym razem ból był przeogromny- począwszy od dezynfekcji jamy macicy długimi szczypcami  ligniną, a zakończywszy na podaniu kontrastu, który wydawało mi się, że lada co rozerwie mi brzuch; te bóle co czułam podczas 2 pierwszych HSG i histeroskopii razem wzięte nie dały takiego odczucia, jak ten dzisiejszy rozrywająco pieczący, czy nawet nie wiem jak go nazwać. Owszem podali mi wcześniej domięśniowo jakiś zastrzyk, który miał mnie znieczulić, ale szczerze mówiąc, ja w ogóle nie czułam tego znieczulenia i wydawało mi się, że on w ogóle nie zadziałał; podczas poprzednich badań HSG, do wenfonu podawali "gupiego Jasia" i to dopiero, jak leżałam na stole i po chwili, gdy zapytali się, czy już czuję, że zaczął on działać dopiero wtedy przystępowali do czynności "rzeźniczych". Tym razem wyszła prawostronna niedrożność, a lewy jajowód mam drożny; zapytałam lekarza, który wykonywał to badanie, jaka może być przyczyna tego stanu rzeczy, odpowiedział, że mogły to być jakieś stany zapalne w tych okolicach, które nie były leczona- ale że niby mogłam nawet nie wiedzieć, że taki stan zapalny ma miejsce... Kiedy sięgam pamięcią lata wstecz, pamiętam, że kiedyś nawet padło podejrzenie o zapalenie przydatków, ale niestety nikt wtedy nic z tym nie zrobił, ginekolog zbagatelizował ten stan chorobowy i  myślę, że w chwili obecnej odczuwam tego konsekwencję- niestety- wtedy byłam bardzo młoda i twierdziła, że jeśli lekarz nic z tym nie chce robić, to widocznie nie jest to na tyle poważna dolegliwość, aby trzeba było ją leczyć, dziś wiem co innego, ale niestety czasu nie da się cofnąć... Jak to mówią, nie ma co już płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba żyć dalej i iść do przodu- ważne, że przynajmniej jeden jest drożny, czyli szanse są 50 na 50- "walczymy" o dziecko- nasze dziecko dalej... Trzeba wierzyć, że w końcu się uda.... :0)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...