Nie można się poddawać...

"Czas spoglądał na mnie z wyższością. Jemu się nie spieszyło. To ja nie nadążałam z realizacją swoich marzeń... To moje marzenia topiły się we łzach, gdy on płynął dalej spokojnie, swoim własnym rytmem...."


"Nawet jeśli Bóg mówi "nie" Twoim dzisiejszym planom, być może robi to po to, by następnego dnia powiedzieć "tak" czemuś znacznie lepszemu......"


Ostatnio jakoś nie miałam zbyt wiele wolnego czasu, by usiać i coś napisać- powrót do pracy- siedzenie w niej po 12 godzin, obowiązki domowe- zawsze coś było ważniejszego do zrobienia w danym momencie. Jednakże miałam możliwość przeczytania wspaniałej książki "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!"- i w sumie w dobrym momencie mojego życia książka wpadła mi do ręki, a to w sumie przez przypadek, bo mama wypożyczyła ją sobie, a że pojechała akurat na wakacje, miałam możliwość przeczytania tej książki. Książka w pewien sposób zmieniła moje spojrzenie na świat- na problemy- a najbardziej chyba na problem, który nas dotyczy- niepłodność i ciągłą walkę o dziecko. Autor i zarazem główny jej bohater pokazuje, że nawet sytuacja bez wyjścia nie jest beznadziejną sytuacją, w której nic już nie da się zrobić. Mężczyzna ten urodził się bez rąk i nóg; kiedy był nastolatkiem i osoby z otoczenia się z niego naśmiewały i nie akceptowały jego odmiennego wyglądu, próbował popełnić samobójstwo, ale nagle jak gdyby odbił się od dna i zaczął nowe życie; założył rodzinę, urodziło mu się dziecko, jest szczęśliwy-  a przecież nie ma rąk i nóg;
Obecnie czytam książkę; "Nadzieja na nowe życie", którą mogę już polecić zarówno wszystkim z trudnościami z poczęciem dziecka, jak i tym, którym macierzyństwo przyszło łatwo, aby mogli zobaczyć, jak inni muszą walczyć i zmagać się z różnymi przeciwnościami losu, by w końcu doczekać się lub też nie swojego własnego i jedynego dziecka...
Czasem żeby nie zwariować w całej tej "fanaberii" niepłodności, doszukiwałam się ( zdarza mi się jeszcze tak robić) minusów macierzyństwa i posiadania dziecka- próbowałam sobie wmawiać, że życie po urodzeniu dziecka nie jest takie kolorowe ( choć i tak swoje wiem, bo kocham i uwielbiam dzieci)- podporządkowanie całego dnia i nocy małemu szkrabowi- nocne budzenia i karmienia o wyznaczonych przez niego porach, płacz niewiadomo z jakiego powodu, kolki, zmienianie pampersów, ograniczone wyjścia z domu, cisza kiedy dziecko śpi lub robi sobie drzemkę, nie mówiąc już o kwestiach finansowych itp. Nie jestem zołzą, ale żeby nie zwariować, często wymieniałam sobie powyższe kwestie- nawet jak ( co było w większości przypadków) w nie zupełnie nie wierzyłam- ale to jakoś chwilowo przynajmniej pomagało mi zapomnieć o tym - bardzo chce mieć swoje dziecko, ale ze względów niezależnych ode mnie- nie mogę go mieć....
Kilka razy w pracy spotkałam się z tym, że osoby pytały mnie- czasem w prost, czasem bez ogródek, czy ja czasem nie jestem w błogosławionym stanie? Pytam- ja? W mojej głowie zaświeciła się lampka- tak bardzo bym chciała powiedzieć, że to prawda, że nosze w sobie nowe życie, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, ale niestety, nie tym razem; mówię tylko- po prostu mi się przybrało i ucinam rozmowę; po co będę gadać i rozwijać temat; sama po sobie widzę, że kilka kilogramów mi przybyło- i piersi pełniejsze i biodra z brzuchem się powiększyły- mężowi to nie przeszkadza- mnie tak, ale zastanawiam się, czy to nie są efekty tych wszystkich hormonów, które zażywałam w poprzednich cyklach, bo tak, to nie wiem z czego by to mogło być, bo jem tyle i to, co jadłam wcześniej, słodycze od czasu do czasu, nie jemy żadnych tłustych potraw, nie pijemy słodkich napojów tylko wodę mineralną, zieloną i czerwoną herbatę, często, gdy była ładna pogoda jeździłam do pracy na rowerze,  a mimo to, jest kilka kilogramów więcej...
A co u nas się zmieniło od ostatniego razu? hmm, niewiele- dalej jesteśmy na etapie starań; dzisiaj właśnie mąż idzie na pierwszą wizytę do Pana urologa- zobaczymy co nam dzisiaj powie; mąż był już u wielu andrologów, ale jakoś efektów brak; przecież gdyby było wszystko w porządku, to musiało by dochodzić do zapłodnienia- ja jestem pod stałą kontrolą Pani ginekolog- miesiąc w miesiąc od odpowiedniego dnia cyklu przyjmowałam hormony na ewentualne podtrzymanie ciąży, mam monitorowane cykle, a mimo to nawet nie dochodziło do ciąży pozamacicznej, czy w najgorszym przypadku do poronienia- nie życzę sobie- nam źle, ale tak myślę, że gdyby u męża było wszystko ok, to siłą rzeczy musiało by w końcu w którymś miesiącu się udać- no "nie ma bata"- przecież nie mam co miesiąc cykli bezowulacyjnych, czy cały czas z niedrożnego jajowodu, czy jeszcze zbyt niskiego poziomu progesteronu, bo o to już dba moja Pani doktor... Zobaczymy..może dziś coś więcej będziemy wiedzieli...
Od kilkunastu dni zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską- słyszałam, że wiele można nią "zdziałać"- już kiedyś próbowałam ją odmawiać, ale nie dotarłam do jej końca, bo czasowo nie mogłam się wyrobić, ale teraz stwierdziłam, że spróbuję- będę modlić się o cud poczęcia, a jeśli ten mały- wielki cud się nie wydarzy, to będę miała pewność, że Bóg ma dla nas przygotowany inny plan....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...