"Branie" się za siebie...

Kilka dni temu stanęłam na wagę, w sumie dawno się nie ważyłam i byłam ciekawa, jak to wygląda na chwilę obecną. Przyznam, że się przeraziłam, gdyż jeszcze do niedawna moja waga utrzymywała się do 50 kilo- a dzisiaj prawie 51kg. Niestety czuję, to że moich nadprogramowych kilogramów jest więcej- nie do każdych spodni, czy sukienki można się zmieścić, a brzuch wygląda, jakbym miała  cały czas lekkie wzdęcia- owszem marzyłam o powiększającym się brzuchu, ale to miało być zupełnie co innego- związanego z powstawaniem nowego życia i rozwijającej się istoty pod moim sercem, ale no cóż, jak na razie, to mój brzuch został "obtoczony" niechcianą tkanką tłuszczową, która w dosyć szybkim tempie znalazła sobie odpowiednie miejsce do "zaatakowania"... nie chce takiego brzucha-i to mobilizuje mnie jeszcze bardziej do aktywności fizycznej, co prawda wykonuje ją w domu, ale kto powiedział, że ćwiczenia w domu są gorsze od tych na siłowni, w klubach, czy innych miejscach przeznaczonych do ćwiczeń. Z końcem 2015 i początkiem 2016 roku, spisałam sobie na kartce plan treningowy- ćwiczenia w siedzeniu, leżeniu, staniu, z obciążnikami- głównie na brzuch- wykonywałam je dosyć systematycznie, no i nawet w pewnym momencie waga lekko spadła i potem utrzymywała się na niższym poziomie, ale niestety i zastrzyki i leki i wakacje swoje zrobiły, że niestety po czasie znów kilogramów przybyło. Obecnie staram się kilka razy w tygodniu ćwiczyć na orbitreku- tak 20 minut oraz uprawiać "domowy steper" z wykorzystaniem schodów- też ok. 20 minut- zobaczę jakie będą tego efekty i czy  rzeczywiście coś to pomoże w zmniejszeniu mojego brzucha....  Powróciłabym do tych ćwiczeń, które sobie kiedyś spisałam na kartce- ten cały plan treningowy, ale są to głównie ćwiczenia skupiające się na  brzuchu, a myśmy zaczęli "nowe starania" i nie chciała bym przez to zaszkodzić; wiem, może przesadzam, bo też jakiś czas temu słyszałam pewną rozmowę kobiety starającej się o dziecko ze swoim znajomym, podczas której w pewnym momencie można było usłyszeć: " Dawno Cię nie widziałem- Ewa, trochę Ci się przybrało; - tak, wiem, chciałam coś z tym zrobić, ale wiesz... - no właśnie nie wiem... - nie ćwiczyłam ani nie ćwicze, bo staramy się z mężem o dziecko i boję się, żeby nie przeciążać organizmu, ani żeby nie zaszkodzić ewentualnej ciąży- a jesteś w ciąży? - no właśnie jeszcze nie- cały czas się staramy.... - to się tym tak nie przejmuj i zacznij się "oszczędzać" dopiero wtedy, jak będziesz miała pewność, że już jesteś w ciąży... Wiem, że to może tak troche brutalnie brzmi, ale może faktycznie nie ma się co przejmować na zapas- generalnie jak ja bym miała tak myśleć, to przez przeszło 3 lata nie chodziła bym na saunę, nie ćwiczyła bym w domu, nie chodziłabym tych kilka razy na siłke... Znam ludzi- kobiety, które nie wiedząc o tym, że są w ciąży ( jej początki), pomagały w przeprowadzce- nosiły czasem ciężkie meble, korzystały na maxa z sutozakrapianej imprezy, "bawiły się " w morsowanie... i jakoś ich dzieci nie są gorsze od innych- urodziły się zdrowe, prawidłowo rosły i rozwijały się, więc czemu akurat mi miały by zaszkodzić takie ćwiczenia? a nie są to ćwiczenia jakieś hardcorowe....                          Kiedy rozmawiam z niektórymi ludźmi, większość z nich twierdzi, że w zeszłym roku się im przybrało. Padały postanowienia na ten Nowy Rok- ograniczenie słodyczy, więcej ruchu, zdrowa żywność, mniej tłustych potraw, rzucenie palenia, itp. Mój M. ma wagę równą prawie 90 kg- pod koniec zeszłego roku miał ambitne plany- mówił coś o odchudzaniu, o tym, by musiał brzuch stracić, że będzie jadł mniej, ograniczy spożywanie słodyczy... jakoś nie chce mi się w to wszystko uwierzyć, bo po 1 brak mu silnej woli, a po 2 brak samozaparcia i takiej mobilizacji.  W zeszłym roku dostał ode mnie karnet na siłownię, który od dawna chciał mieć, ale siłownia niestety źle mi się kojarzy- mówił, że jedzie na siłownie, a jechał do tej smarkuli albo na samej siłowni, jak jeździliśmy czasem w 2, to co chwilę siedział na komórce, a jak zapytała z kim pisze, to mówił, że ze swoim bratem, a się potem okazało, że to on pisał z tą, która działa na mnie jak płachta na byka- więc teraz karnet absolutnie nie wchodzi w grę- równie dobrze mógłby w domu sobie ćwiczyć - można?- pewnie, że można, tylko trzeba chcieć- trzeba wyłączyć telewizor, zamknąć laptopa, włączyć odpowiednią muzykę i zaczynać gubić kilogramy- wiadomo, że potrzeba czasu i systematyczności, nic samo, bez żadnych wysiłków nie przyjdzie, trzeba coś od siebie dać; a niektórzy są bardzo leniwi, im się teraz nie chce, właśnie coś robią, żeby tylko nie musieć ćwiczyć, odkładają ćwiczenia na później, aż się okazuje, że znów zabrakło czas- jutro poćwiczę i tak w kółko- jutro i jutro....nie potrzeba wiele... Ja na moim smartfonie mam zainstalowaną aplikację s health, którą załączam gdy idę ćwiczyć na orbitreku- mierzy czas, spalone kalorie, ilość kroków- każdego dnia zapisywane są aktywności fizyczne- nawet gdy nie włączę programu, aplikacja po wykryciu ruchu sama się włącza i liczy czas, kalorie, dystans... można ustalać swoje cele i śledzić swoje postępy- mnie osobiście aplikacja bardzo przypadła do gustu. na tę chwilę będę kończyć, orbitrek i "steper" mnie wzywają.....Screenshot_20170110-193258 Screenshot_20170109-231014

Komentarze

  1. Jeden kilogram to drobiazg. U mnie takie wahania to standard jest. To znaczy był, po teraz to już po równi pochyłej się poruszam, a raczej kolejką w górę;)
    Ale aktywność fizyczną popieram rękoma i nogami! Zawsze dobrze robi. Nie tylko na sylwetkę i zdrowie, ale przede wszystkim na samopoczucie:)
    A co do oszczędzania... Z jednej strony sama nie raz miałam ochotę położyć się plackiem i pić tylko wodę, żeby czasem potencjalnej ciąży nie zaszkodzić. Ale z drugiej strony nie chciałam dać się zwariować. W tym trudnym czasie, trzeba też (a czasem nawet przede wszystkim) pamiętać o sobie, nie tylko o wyczekanym dziecku.
    Trzymam kciuki za Twoje postanowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku kochana Ty to chodzina jesteś! Szok. 50 kg
    U mnie 3 kg to potrafi na okres pójść w górę...
    A przy 161 cm doszłam do 75 kg. To dopiero porażka.
    Przed in vitro było 67...
    Teraz ciężko schudnąć, szczególnie przy złamanej nodze, gdzie nie mam ruchu :(
    A Ty to chodzina przy mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem niska osoba i takie odchylenia kilogramów sa bardzo widoczne- szczególnie, gdy widać to po wystającym brzuchu i gdy coraz trudniej jest zmieścić sie do spodni ( 2 pary prawie nowiutkich spodni musiałam oddać ciotce, bo już się do nich nie zamieściłam). Do tej pory od kilku dobrych lat moja waga nie przekraczała 50 kg i dobrze się z tym czułam, teraz gdy przekroczylam te granice- po prostu mi to przeszkadza; no i do tego obwód brzucha trochę powyżej 80 cm, to juz mnie dobija- walczę z tym- ćwiczę w miarę systematycznie na orbitreku i " domowym" steperze, ograniczam spożycie slodyczy, nie jemy zbyt tłusto, a mimo to.. ale wierzę w to, że pod koniec roku znów waga będzie mniejsza i nie bede miała " wystającego" brzuszka- chyba,ze będzie to inny- okraglutki brzuszek- to wtedy będzie inna radość...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...