Nie swoje, ale daje radość...

"Tam w niebie wysokim jest dobro i zło 


Podziwiam obłoki nim padnie z nich grom 
I szukam daremnie słów , które wziął wiatr 
I czego mi jeszcze brak 


Troszeczkę ziemi, troszeczkę słońca 
Gdy dzień nie dzieli a noc nas łączy 
Troszeczkę ziemi, troszeczkę serca 
Tego pragniemy by piękniej żyć...." 


Ostatnimi dniami miałam okazję spędzić trochę czasu z moją chrześniaczką- jak ja ją kocham - uwielbiam z nią przebywać; na urodziny dostałam m.in. kartkę urodzinowa z jej własnoręcznym podpisem ( wiadomo, że były to bazgrołki, bo mała jeszcze nie potrafi pisać- ma przecież 1.5 roczku)i dopiskiem ( wykonanym przez jej rodziców) " dobrze, że jesteś, dziękuję Ci za wszystko"- te słowa powaliły mnie na ziemię, w moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia, jakie to było piękne; kocham tego małego agenta, uwielbiam jak woła " cio-ciaaa" albo zapytana przez rodziców, kto posprząta ten cały bałagan, który mała narobila, zdecydowanym głosem odpowiada :  .         " Ciocia" ; kocham te momenty, kiedy trzymam mała na rękach a ona się wtula w moje ramiona albo kiedy zajada się czymś dobrym i zapytana czy da trochę cioci, bierze łyżeczkę i daje mi ją do buzi, po czym szybko wyciąga i wkłada do swojej i po chwili mówi: " mniam, mniam"; jej ulubioną zabawą jest zabawa w chowanego - chowa się albo za drzwiami albo za tapczanem i wola: " nie ma, nie ma", a my mimo że wiemy gdzie się schowała udajemy, że nie możemy jej znaleźć, ale jeśli dłużej to trwa, mała zaczyna się niecierpliwić i woła " jest".... Spotkania z nią dają mi dużo radości, dają mi siły do dalszej " walki" o własne dziecko... 1351628584_auvimg_600

A co u nas?..Kilka dni temu, kiedy robiłam kolejny już test owulacyjny wyszedł pozytywny wynik - jaka byłam ucieszona; zaobserwowałam też  płodny śluz i kilka innych objawów wskazujących na wystąpienie owulacji- w tym nieco podwyższona temperatura; po pozytywnym teście " wzięliśmy się" z mężem do roboty - trzeba wykorzystać dobry czas - staraliśmy się mniej denerwować, nie forsować organizmów i w sposób szczególny na siebie uważać- szczególnie w tym " ochronnym" czasie; muszę przyznać, że w tym cyklu starania nie były aż tak bardzo wymuszone- w sensie nie musieliśmy się zbytnio do nich " zmuszać"-    tak jakoś fajnie się poukładało, że nie był to tylko i wyłącznie obowiązek- zadanie do wykonania... Swoje zrobiliśmy teraz czas pokaże co życie nam przyniesie.

 

Czytałam ostatnio kilka wpisów od osób ubiegających się o adopcję dziecka - muszę przyznać, że nie myślałam, że cała ta procedura jest tak obszerna; były m.in. testy - i tu się zastanawiałam czy byłabym w stanie przejść je pozytywnie - nie lubię mówić o sobie, nie jestem wylewna, czasem w odczuciu innych coś wydaje się takie " nadzwyczajne", a dla mnie jest to coś normalnego; przecież ludzie którzy mają swoje własne dzieci nie musieli przed podjęciem decyzji o dziecku przechodzić żadnych procedur, ani rozwiązywać żadnych testów; zdaje sobie sprawę z tego, że takie są wymagania i ośrodki adopcyjne muszą mieć w większym bądź mniejszym stopniu pewność, że dzieci trafią w dobre ręce. ciekawe ile jest takich małżeństw, które nie przechodzą tej procedury pozytywnie - ile " oblewa" te testy - i nie chodzi mi tutaj o sytuację materialną czy bytową, ale o stricte same te testy...

Komentarze

  1. Super, że Twoja chrzesnica dodaje Ci sił do walki. Ja jestem na takim etapie, że wolę jednak unikać kontaktu z małymi dziećmi, bo potem w domu nie mogę się ogarnąć i otrząsnąć z tego wszystkiego, za bardzo mnie to boli... pozdrawiam Cie serdecznie i trzymam kciuki : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedys tez tak mialam, ze unikalam malych dzieci, bo bardzo to potem przezywalam- ale, jak urodzila sie moja chrzesnica, to moje " nastawienie" sie zmienilo; mam nawet okazje miec ja na caly dzien i sie nia zajmowac- wiem, ze to nie jest moje dziecko, ale bardzo ja kocham.
    nie bede "stawac na glowie" zeby sie udalo, bo i tak nie ma pewnosci czy to cos da, takze trzeba zyc dalej i brac to, co przynosi zycie i cieszyc sie tym, co czlowiek ma; nie powiem, bo czasem mam takie chwile- zazdrosci i gniewu- ostatnio tez jak czytalam, ze rodzice rzucali swoim kilku miesiecznym dzieckiem- to myslalam, ze mnie rozsadzi, bo tu ktos z utesknieniem czeka na swoje dzieciatko, a gdzies zwyrodnialcy traktuja ta mala istotke, jak rzecz, jak cos niepotrzebnego, a co najgorsze- jak cos co im przeszkadza- wtedy to mnie poprostu cos bierze...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...