Wkurzona i zła.... Na szczęście już mi przeszło..

Jaka ja jestem zła, jaka jestem wkurzona, mam doła- nie pamiętam kiedy aż tak źle ( psychicznie się) czułam; oczywiście nic u mnie- u nas nie może być dobrze, zawsze jakieś przeszkody, zawsze jakieś ( przepraszam za wyrażenie) gówno się znajdzie, które rozłoży mnie na łopatki, które podetnie mi tak skrzydła, że nie mogę się pozbierać- siedzę w robocie, a najchętniej poszła bym do domu, beczeć mi się chcę.... Już piszę co spowodowało u mnie taki stan rzeczy.... Termin pobytu w szpitalu- od jakiegoś już czasu zaklepany, ja nastawiona, że już za niedługo będę miała robioną laparoskopię, a tu jak na złość, jakby wszystko obróciło się przeciwko mnie- to choroba, która w ciągu 1 miesiąca zaatakowała 2 razy- leczenie nadal trwa, ale jeszcze mam zakatarzony nos, flegmę, która nie chce zejść itd., mało tego, dziś otrzymałam wyniki z biocenozy pochwy i jestem załamana- skąd mi się to wzięło??? Teraz to już na pewno mogę się pożegnać w tym miesiącu ze szpitalem- wielka niewiadoma kiedy tam pójdę- no szlag mnie chce trafić, jestem tak zła, tak wkurzona, czemu akurat teraz wszystko przeciwko mnie???mam doła, w pracy miałam wszystko zalatwione- zastępstwa za mnie też ustalone- brak słów, obecna sytuacja powaliła mnie z nóg; znów przeszkody, znów pod górę, kiedy to się skończy i ile jeszcze bedzie trwać ta walka o nasze własne dziecko?!?! Popatrz nasz kochany maluszku, jak o Ciebie walczymy ile kosztuje nas ta walka.... Jedynie @ spisała się na medal, bo przyszła tak, jak miała przyjść- tak, jak sobie tego życzyłam żeby mi spasowała idealnie z terminem w szpitalu i spasowała by, ale do szpitala w tym miesiącu nie Idę...
Już mi troche przeszło, już emocje opadły, już patrzę na to z innego punktu widzenia- dotarło do mnie to, co mówił i mąż i mama- że lepiej, że się tak stało jak się stało- bo po co ryzykować- tym bardziej, że nie jestem jeszcze do końca zdrowa, a po 2 ta biocenoza też nie wyszła najlepiej- po co kusić los? Wytrzymałam tyle,to i kolejny miesiąc wytrzymam- przeleci- nawet nie wiem kiedy; także nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko jest po coś....

Komentarze

  1. Jeśli Cię to pocieszy, to nie jesteś jedyna w przekładaniu terminu zabiegu szpitalnego, przez głupie bakterie/ grzyby ;)
    Gdy miałam jechać na udrażnianie jajowodów do Lublina, wcześniej zrobiłam biocenozę, jakieś żyjątka oczywiście wyszły w wynikach, lekarz w Częstochowie dał mi jakieś leki, ale trudno by w 2 dni zadziałały. Ja jednak twardo obstawiałam, że jedziemy, no i pojechaliśmy. Ja i mąż wzięliśmy wolne, mało tego, noc w hotelu w Lublinie, na drugi dzień przyjęli mnie na oddział, a za 30 min wypisali, bo lekarz zorientował się, że wynik zły. Kolejne podejście było podobne, termin ustalony, wyniki do d..., termin przepadł. Za trzecim razem wyniki miałam tylko trochę lepsze i lekarz się zlitował, stwierdził, że chyba jestem "nosicielką" tych bakterii skoro tyle to trwa (pół roku), podali mi antybiotyk domięśniowo i przyjęli na zabieg. Pamiętam jaka byłam wściekła, gdy wszystko się odwlekało na nie wiadomo kiedy, wiec naprawdę Cię rozumiem. Ale pamiętaj, to tylko chwilowe przeszkody w drodze na szczyt ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to się mówi: " człowiek planuje, a Pan Bóg krzyżuje"- ja jestem takim człowiekiem, że jak sobie zaplanuje, to chciałabym żeby tak już było, bo potem często nie wiadomo kiedy znowu bedzie okazja żeby te plany zrealizować ... To jest właśnie to, że pewnych rzeczy na prawde nie da sie przewidzieć, a termin pobytu ustala się dużo wcześniej i potem wychodzą różne rzeczy, których miało nie byc,a są i trzeba znowu przesuwać na inny termin; cóż nic na to niestety nie poradzimy ....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...