Weekendowy listopadowy wypad...

Coś od życia też się nam należy- nie tylko dom- praca, praca- dom; w ten weekend wybraliśmy się z mężem do Zakopanego- tak się złożyło, że był to wypad tylko we dwoje. Spędziliśmy ten czas bardzo aktywnie. Jednego dnia pochodziliśmy po Krupówkach i " wspięliśmy się" na szczyt Gubałówki- mogliśmy ułatwić sobie sprawę i jechać wagonikiem- ale  stwierdziliśmy z mężem, że nie przyjechaliśmy tam żeby się wozić, tylko pochodzić po górach;  IMG-20171104-WA0011  na szczycie mąż wypił piwko, zjedliśmy kanapki i po dłuższej chwili, gdy zaczęło robić się coraz to zimniej, zaczęliśmy schodzić na dół; kiedy wróciliśmy do naszej kwatery, wzięliśmy szybki prysznic, przebraliśmy się i poszliśmy na mszę za niedzielę, żeby następnego dnia z rana wyruszyć, jak się potem okazało w " podróż życia" heheheh. Następnego dnia zaparkowaliśmy samochód na parkingu przy drodze do Morskiego Oka ( cena za parking kosmiczna- 25 zł za cały dzień), kupiliśmy bilety wstępu do TPN i ruszyliśmy tak, jak tłumy innych ludzi asfaltową drogą; za Wodogrzmotami Mickiewicza  zaczęliśmy kierować się za znakiem na Dolinę Pięciu Stawów ( plan mieliśmy taki- iść na Doline 5 Stawów, a potem stamtąd przejsc innym szlakiem nad Morskie Oko)- unasze plany niestety pokrzyżowała pogoda- można powiedzieć, że bardzo zmęczeni dotarliśmy do Doliny ( po 1 ostatnie podejście na tym szlaku zimową porą należy do bardzo trudnych, wręcz ekstremalnych podejść- większość ludzi wspinała się w rakach i przy użyciu innych narzędzi, myśmy mieli buty trekkingowe, ale trzeba było uważać żeby noga nie objechała, bo wtedy zjechało by się na sam dół i trzeba by było wspinać się od nowa; po 2- w pewnym momencie mojemu mężowi strzeliły spodnie w kroku i poszły aż do kolana, a po 3- gdy wspięliśmy się na samą górę, kilka turystek schodząc w dół odradzało nam dalszą wędrówkę do schroniska ( one zawróciły- nie dotarły tam), bo twierdziły, że jest tam potężny wiatr- myśmy się nie zniechęcili, choć troszkę żeśmy się wystraszyli, bo wiatr targał mną jak chorągiewką, że w niektórych momentach musiałam trzymać się męża- jak się potem okazało- czytaliśmy w schronisku- że wiatr sięgał nawet 96 km/h i przez to też droga szlakiem na Morskie Oko z tego miejsca była nie do przejścia.IMG-20171105-WA0014  Usiedliśmy na chwile w schronisku żeby się napić i na chwilę odpocząć- ludzi było dosyć dużo- po chwili ruszyliśmy w drogę powrotną- zaczęła pojawiać się mgła, no i do tego ten silny  wiatr; wtedy też mieliśmy okazję przyglądać się akcji ratunkowej z udziałem helikoptera TOPR- u- kilkanaście minut przed nami kobieta schodząc z tej potwornej góry skręciła sobie kostke i nie mogła dalej iść, dlatego przyleciał po nią ratowniczy helikopter- nie oglądaliśmy całej akcji, bo chcieliśmy zdążyć zejść na główną drogę jeszcze po widnioku ( a pokonanie całej trasy wynosi przeszło 2 godziny- wiadomo w zimie troszkę dłużej ze względu na warunki- momentami było bardzo ślisko), kiedy dotarliśmy na parking byliśmy wykończeni, ale zadowoleni, że udało się nam dotrzeć do celu mimo wielu przeszkód. Zwieńczeniem naszego wypadu był pobyt ostatniego dnia na Termach Bania, gdzie mogliśmy się zrelaksować i zrekompensowac naszym mięśniom wszystkie te trudy.... Trzeba przyznać, że pogoda nam dopisała, lepszej chyba nie mogliśmy sobie wymarzyć

Komentarze

  1. Kocham góry, a termy chyba jeszcze bardziej ;) w tym roku byliśmy z mężem w Zakopanem 3 razy, 2 razy na tydzień i eaz na weekend i żałuję że w tym roku nas już tam nie będzie. Ja się czuję tam tak wspaniale, że kiedyś chyba tam po prostu zamieszkam : )

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...