"Dochodzenie" do siebie- L4....

Cieszę się, że dostałam l4 poszpitalne- człowiek może trochę odpocząć, oddychnąć od pracy i nabrać sił; nie czuję się jakoś tak bardzo źle, ale nie czuje się też na siłach żeby wrócić do pracy; po operacji miałam lekkie brązowe plamienia, a od soboty praktycznie do wczoraj plamienia przerodziły się w krwawienia- zastanawiałam się, czy tak się ma dziać - efekt po laparoskopii, czy może przyśpieszył mi się okres (ale żeby aż tak szybko- w 19 dniu cyklu, a po 2 nie był obfity, zbyt bolesny i nie trwał dłużej niż 3 dni- więc nie wiem co jest grane), jutro jadę do mojego gina na ściąganie szwów, więc mu o tym powiem; w niedziele miałam ból lewego barku wraz z łopatką i obojczykiem- skojarzyłam to sobie z "efektami ubocznymi" resztek gazu po laparoskopii, a wczoraj wieczorem wylądowałam na izbie przyjęć- popołudniu dostałam takiego potwornego bólu głowy, że z tego wszystkiego w ciągu 2 godzin zwymiotowałam chyba z 5 albo 6 razy- był to najgorszy ból głowy, jaki miałam w całym moim życiu- nic nie pomagało, nawet kiedy leżałam na poduszce, czy nawet bez niej, wszystko mnie gniotło w głowę, a kiedy położyłam na czole zimny okład miałam wrażenie, że leży na nim cegła; wzięłam 2 silne tabletki przeciwbólowe, wymazałam czoło alpą ( bo alpa zawsze mi pomagała), ale nic nie pomagało, jestem nawet przekonana, że te tabletki nie zdążyły zadziałać, bo zostały zwrócone, byłam bardzo blada i mocno osłabiona- szczerze wystraszyłam się, czy nie ma to jakiegoś związku z laparoskopią- mąż co chwilę nalegał żeby jechać na izbę, aż w końcu kiedy widziałam, że nic nie jest lepiej, a przecież noc przede mną, a zasnąć nie idzie, zdecydowałam się pojechać, oczywiście jeszcze po drodze zwymiotowałam (dobrze, że wzięłam ze sobą nerkę); dobrze, że na izbie nie było dużo osób, bo szybko trafiłam w ręce lekarza (hmm, choć w cale nie wyglądał mi na lekarza i nie zachowywał się jak prawdziwy doktor, no ale mniejsza o to)- wypytał mnie o wszystko, ja mu o wszystkim powiedziałam, zlecił mi zastrzyk dożylny albo z ketonalu albo z pyralginy- nie wiem co to było dokładnie, bo nie dostałam nawet żadnego świstka z tej wizyty, ale szczerze to wtedy nie miałam nawet do tego głowy- liczyło się tylko to, żeby jak najszybciej przestało boleć i żeby te wymioty ustąpiły; dostałam mocną dawkę leku ( od razu 2 ampułki), ale już w kilka sekund podawania zastrzyku poczułam znaczną ulgę- nim dojechaliśmy do domu, ból ustąpił; dziś nie czuję się najlepiej- fakt faktem- potworny ból głowy ustąpił, ale czuje się bardzo osłabiona- ale odpoczywam, także myślę, że szybko dojdę do siebie....

Zdecydowałam się również na to, aby skorzystać z leczenia sanatoryjnego- pierwotnie chciałam jechać z ZUS-u ( bo mają na lepszych warunkach niż NFZ), ale się okazało, że nie ma tam mojej jednostki chorobowej, więc muszę mimo wszystko skorzystać z funduszu zdrowia. Dużo czytałam o dobroczynnych właściwościach borowiny- ( okłady, plastry, tampony borowinowe)- nie nastawiam się, że mi na 100% pomoże, ale spróbować warto; myślę o sanatorium w Krynicy Zdroju oraz w Połczynie (perełce specjalizującej się właśnie głównie w chorobach kobiecych i niepłodności), ale to wszystko zależy od tego gdzie wyśle mnie NFZ- w sumie jest mi to obojętne. czekam tylko na wypis ze szpitala, bo wczoraj jeszcze nie był gotowy; zastanawiam się tylko, czy takie skierowanie może wypisać lekarz rodzinny, czy musi ginekolog- jutro będę na wizycie u mojego gina, to się wszystko popytam- mam tylko nadzieję, że nie będzie mi robił problemów i nie będzie mnie próbował przekonać do tego, że to i tak nie będzie miało większego sensu ( wiadomo, że w dzisiejszych czasach 3/4 lekarzy jest negatywnie nastawionych na tego typu rzeczy); jutro się wszystkiego dowiem i będę jak najszybciej to wszystko załatwiać, żeby nie tracić czasu, a jak będzie, to się wszystko okaże.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...