Takie tam, co u nas...

"wszystko albo nic


o początek albo koniec
Toczy się ta gra
W samym środku mnie
Wszystko we mnie płonie
Chcę w końcu znać odpowiedź
Nie mam więcej sił..."


  Czas nieubłaganie płynie- zdecydowanie za szybko; powiem szczerze, że ja w te święta, a raczej przed nimi w sumie nie robie nic- zero jakiejś nerwówki, że się nie wyrobię, że nie zdążę, zero jakichś nadzwyczajnych przygotowań, bo w święta idziemy do moich rodziców, wiadomo, że pomoże się im w przygotowaniach, ale to na głowie mamy w sumie wszystko spoczęło. .. boję się trochę 1 dnia świąt, bo mamy iść na kawę do moich teściów, a ja jak już wiecie nie przepadam za moim teściem i odwrotnie- po prostu nie trawie jego różnych zachowań i tyle- jest specyficzną osobą, ale musimy tam iść chociaż na chwilkę; na te święta jakoś nastrajają mnie zapowiedzi kolęd w telewizji...

Po Nowym Roku czeka nas trudny czas, bo musimy podjąć decyzje co dalej- trochę boję się tego terminu, bo decyzja ta nie jest i nie będzie łatwa- sama próbuje się do czegoś przekonać- może adopcja- za którą byłam jak dotąd, z drugiej strony przekonanie, że możemy mieć nasze dziecko, bo jestem dobrym przypadkiem na in vitro, ale ja jeszcze do niedawna byłam przeciwnikiem tej metody- chodzi głównie o aspekty religijne i " mechaniczne"- laboratoryjne zapładnianie w probówkach, a także o skutki przyjmowania tych wszystkich hormonów- mam pewne obawy, ale tak samo mam obawy co do adopcji, na razie wole o tym nie myśleć, ale jakąś decyzje trzeba będzie podjąć- chyba to bedzie jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu....

Ostatnimi czasy, jak już ostatnio wspomniałam, powróciłam do moich ulubionych zajęć z dzieciństwa, jakimi było układanie puzzli- jedne puzzle z 2000 elementów mam już poukładane- układałam sama i zajęło mi to tydzień czasu- oczywiście nie układałam ich non stop, teraz zajęłam się druga paczką, gdzie do ułożenia jest 4000 puzzli- dam radę- nie ma się co poddawać na starcie....

Byłam ostatnio u hematologa, pani dr widząc moje wyniki badań, powiedziała, że trochę się zanemizowałam, ale jak jej powiedziałam, że byłam w szpitalu i miałam robioną laparoskopie, to wszystko już wiedziała, przepisała mi tardyferon i kwas foliowy i jako, że mam problem ginekologiczny i z krwią nie jest aż tak najgorzej ( założenie, że raczej naturalnie nie znajdę w ciążę), to kazała na następną wizyte przyjechać za rok- na przełomie października i listopada; do tej pory, wiedząc, że staramy się o dziecko, umawiała wizyty co pół roku, teraz stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby... Skoro tak,to ok, dla mnie lepiej, bo nie muszę się włóczyć nocami, czy nawet nad ranem po doktorach ( tym razem wchodziłam do gabinetu po 1 w nocy)....

Kilka dni temu byliśmy w lokalu na urodzinach dziadków mojego męża, oprócz naszej imprezy, była impreza z okazji chrzcin i na tej imprezie było dużo dzieci w przedziale wiekowym od roczku do 5-6 lat; w pewnym momencie poszłam do pokoju zabaw, gdzie była gromadka bawiących się dzieciaków i te z hasłem do mnie- ciociu, pobawisz się z nami- były tam też dzieci, których nie znałam, które widziałam pierwszy raz, a one obdarzyły mnie jakimś takim zaufaniem- w końcu padło hasło, że bawimy się w policjantów i złodziei, jeden chłopczyk, który był z tej drugiej imprezy, podszedł do mnie, chwycił mnie za rękę i powiedział- ja będę z Tobą policjantem, będziemy razem łapać złodziei; poczułam uścisk w sercu; gdy zaczęliśmy łapać złodziei, że niby trafili do więzienia, wtem jedno dziecko za drugim zaczęło do mnie podbiegać bo też chciało " iść" do więzienia- też chciały żeby je przytulić, to było takie piękne- dzieciaki przekrzykiwały się- teraz ja, teraz ja.... Potem do nas dołączył mój mąż i zabawa przemieniła się w wojnę na pluszaki i każde dziecko, które rzuciło w ciocię, lądowało u wujka na " karze gilgotkowej", ale był ubaw, bo potem dzieciaki same podchodziły do mnie i mówiły- daj mnie do wujka na gilgotki; na naszej imprezie mogliśmy też zaobserwować zaadoptowane dziecko- dziewczynka wiek- 4 latka, która zmaga się z autyzmem- została adoptowana mając kilka miesięcy, obecnie  jej stan znacznie się poprawił- mówi, liczy, nazywa kolory, wylicza litery z alfabetu, ładna dziewczynka, ale ma swój świat- nie interesują ją inne dzieci, nie chce się z nimi bawić, chodzi swoimi ścieżkami, jak się jej coś nie spodoba,to gryzie, wali rączkami o stół, zauważyłam, że jej rodziców ta sytuacja też zaczyna powoli przerastać- próbowali nie dawac po sobie tego poznać, ale mimo wszystko dało się to odczuć...

 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...