Te problemy....

‌Byłam ostatnio na wigilijce- nie pisała bym o tym, gdyby nie jedno wydarzenie... Mianowicie, kiedy zaczęłyśmy wchodzić na sale i ściągać kurtki/ płaszcze, jedna z moich koleżanek palnęła na cały głos: " nasza przełożona ( tutaj wymieniła imię) jest w ciąży", faktycznie potwierdziła ten fakt i rozległy się gratulację, a mnie zrobiło się jakoś tak smutno na sercu, ale starałam się tego w ogóle nie pokazywać na zewnątrz... Spotkanie trwało, jedliśmy, gadaliśmy, śmialiśmy się, opowiadaliśmy różne ciekawe historie związane z nasza pracą; pod koniec imprezy poszłam do wc, gdzie spotkałam się z moją bezpośrednią przełożona- byłyśmy sam na sam- nie było to może odpowiednie miejsce na taką rozmowę, ale wiedziałam, że nigdzie indziej nie uda się nam tak szczerze porozmawiać- pogłaskałam ją po brzuchu - chciałam powiedzieć- zazdroszcze Ci, ale w końcu wypaliłam- " wiesz, jak się ciesze, że będziesz miała dziecko"- a ona na to: " a ja nie, bo ono w ogóle nie było planowane- nie chcieliśmy mieć 2 dziecka"-
wiesz ile, ja bym dała za to, żeby być w ciąży, o niczym innym nie marzę aż tak bardzo", przytuliła mnie mocno i powiedziała- " wiem", a ja zdziwiona zapytałam- " skąd wiesz? Nie mówiłam Tobie ani nikomu innemu z firmy o moim problemie"- powiedziała, że wie, bo kiedyś padło hasło, że my staramy się o dziecko,tylko nam nie wychodzi; pytała się co dalej, jak to znoszę itd. i nagle mi mówi, że jej dziecko, które nosi pod sercem urodzi się chore- zamurowało mnie, nie wiedziałam co mam powiedzieć, nagle ona mówi: " wiesz, nie jestem gotowa na zdrowe dziecko, a co dopiero na chore", Zaczęłam ją pocieszać tym, że zdarzały się przypadki, że rodzice będąc w ciąży dowiedzieli się, że ich dziecko urodzi sie chore, a kiedy przyszło na świat, okazalo sie zdrowym, pięknym dzieckiem, które dostało 10 punktów w skali Apgar; nie możesz się za bardzo przejmować tym, bo to nie jest jeszcze nic pewnego, a przejmowanie się nie służy absolutnie dziecku", rozmawiałyśmy  może z 5 minut, miałaś zadzwonić, martwiłam się.." -" przepraszam, nie chciałam o takich rzeczach mówić przez telefon"; sytuacją z tą jej ciąża bardzo ją przygnębiła- od kiedy ja znam, zawsze była radosna, uśmiechnięta, lajtowo podchodziła do życia- w takim sensie, że nie było dla niej problemu niedorozwiazania - przynajmniej takie ja miałam odczucia- a teraz patrzyłam na jej smutną, przejęta twarz- " Agata, ja na prawdę nie wiem co mam robić", kompletnie nie wiedziałam co w takiej sytuacji mam powiedzieć, ale wydusiłam " chyba nie myślisz o usunięciu dziecka? Urodzisz, a wszystko jakos się ułoży- musi się ułożyć- wierze w to, że będzie dobrze, nie można się załamywać"- pocieszałyśmy się nawzajem...

‌wróciłam do domu i cały czas myślałam o tej rozmowie; jakim ona obdarzyła mnie zaufaniem, że powiedziała mi o swoim problemie- nie wiem, czy ktoś z formy jeszcze o tym wie, ale ja osobiście bardzo mocno przejęłam się tą sytuacją, bo bardzo lubię tą dziewczynę i zrobiło mi się jej po prostu żal.... Nie mogłam w nocy spać; w mojej głowie kłębiły się myśli- my- czekający na dziecko i ona w ciąży z chorym dzieckiem; nie jeden powie, że takie problemy, to pikuś i de facto to żaden problem, ale dla nas- ludzi borykających się z takimi właśnie problemami,to spory orzech do zgryzienia....
‌w przyszłym tygodniu chcę z mężem pojechać do Częstochowy- kiedyś sobie obiecałam, że jak zdam mature i później znajdę męża, to pojadę podziękować za to, ale jak do tej pory nie wywiązałam się z tej obietnicy; korzystajac z tego, że bedzie to poczatek Nowego Roku, pojadę tam podziękować za te wszystkie rzeczy, otrzymane łaski i prosić o pomyślne rozwiązanie naszego problemu, o dar mądrości i rozumu w podjęciu odpowiedniej decyzji związanej z naszym macierzyństwem, a także za wszystkie pary zmagające się z problemem niepłodności oraz za moją przełożoną żeby wszytko dobrze się skończyło....

Komentarze

  1. Przykra sytuacja z Twoją szefową, ale mam wrażenie, że my "niepłodne" patrzymy na takie sytuacje przez pryzmat naszych doświadczeń i wydaje mi się, że takie rzeczy nie wydają nam się taką tragedią. Ostatnio rozmawiałam z koleżanką, z ogromnym przerażeniem opowiadała mi o tym, że jej siostra ma 3-letniego synka, u którego właśnie zdiagnozowano autyzm. Było jej przykro i podłamała się tym, a rodzice tego chłopca podobno odcięli się od świata i w depresji przeżywają tą chorobę w czterech ścianach. Ja patrzyłam na nią, słuchałam tego co mówi z wielkimi ze strachu oczami i pomyślałam sobie "tak, to ogromna tragedia dla rodziców i napewno też dla tego dziecka, ale ja kochałabym je ponad życie, napewno nie byłaby to łatwa miłość, ale to dziecko byłoby moim szczęściem". Nie wiem czy dobrze się wyraziłam, ale mam na myśli to, że każdy ma w życiu inne doświadczenia i inaczej patrzy na wszystkie sprawy. A tak naprawdę to można sobie mówić różne rzeczy, ale dopiero jak znajdziemy się w jakiejś sytuacji to wiemy jak byśmy się w niej zachowali. Pozdrawiam Cię cieplutko i przesyłam dobrą energię <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...