Kolejny "haczyk", którego się uczepiłam...

 

 2 dni temu skończyłam pierwszą serię okładów z plastrów borowinowych oraz nasiadówek z tychże borowin i soli bocheńskiej; obecnie czekam aż przyjdzie @ i po jej skończeniu ruszę z drugą serią. Zioła na niedrożność jajowodów oczywiście dalej piję- tutaj nie zamierzam robić żadnej przerwy- nie zauważyłam też żebym jakoś źle się po nich czuła- a bardzo przestrzegam ich picia.
Ale do rzeczy, jak już napisałam w tytule- znalazłam kolejny "haczyk", do którego się od kilku dni przyczepiłam. Jak już wspomniałam w ostatnim moim poście, że pani od akupunktury poleciła mi żebym jeszcze spróbowała terapii  dna miednicy- jakkolwiek to brzmi, nie wygląda to aż tak bardzo "drastycznie" i boleśnie. Kilka dni temu pojechałam na moją pierwszą taką wizytę- przyznam szczerze, że miałam małego stresa, bo nie wiedziałam, jak to będzie wyglądać, czy będzie boleć, czy nie będzie to zbyt krępujące itd., itp.- wiedziałam jedno, że muszę również tego spróbować, bo może akurat tutaj znajdę rozwiązanie na wiele moich wątpliwości i schorzeń. Wizyta trwała coś przeszło 30 minut i pierwsza wizyta kosztowała 100 zł, kolejne wizyty będą kosztować 80 zł.
Do gabinetu zaprosiła mnie młodziutka Pani- plus minus w moim wieku; wypytała co mnie do niej sprowadza, jakie mam dolegliwości, czy mam nietrzymanie moczu itd. itp., po całej serii pytań, dostałam długą spódnicę na gumce (z takiego samego materiału, jak są te płachty, które zakłada się przed operacją) i pani kazała się mi przygotować i położyć na kozetce. Od tego momentu czułam się, jak u ginekologa- dosłownie- z tym, że tutaj badanie to trwało dłużej i w pewnych sytuacjach wywoływało ból. Pani przebadała całe dno mojej miednicy- najpierw prawą, potem lewą stronę i stwierdziła, że mam duże napięcia w mięśniach i że nie wygląda to najlepiej, z tego też względu mam bolesne @ i inne schorzenia; powiedziała, że będzie się starała mi pomóc, ale  że nie może nic obiecać- a już na pewno tego, że mojej jajowody po tej terapii się udrożnią- nie miała nigdy pacjentki z takim schorzeniem- ale pow., że może uda się poprzez terapię wyeliminować uciążliwe comiesięczne objawy; miałam "stymulowanych"- jeśli to tak mogę nazwać- chyba z 5 lub 6 punktów- nie pamiętam dokładnie, ale pani pow., że podczas jednej sesji nie wolno "stymulować" więcej niż 6 punktów. "Stymulacja" polegała na tym, że pani badając daną strukturę i miejsce na dnie miednicy pytała się mnie czy dane miejsce boli, jeśli nie bolało, "jechała" dalej, natomiast jeśli pojawił się ból- skupiała się na tej okolicy kazała zacisnąć tamte mięśnie, po czym się rozluźnić- nie było to łatwe zadanie, gdyż zaciskając tamte mięśnie używałam jeszcze mięśni brzucha i pośladków- oczywiście robiłam to całkiem nieświadomie- pani, podczas "leczenia" danego miejsca pytała czy ból się nasila, czy ustępuje, a może gdzieś promieniuje- w większości przypadków ból się zmniejszał- a ona porównała to do zimnego masła i palca- jeśli wyciągniemy z lodówki masło i przyłożymy na nie palec, to po pewnym czasie masło w tym miejscu będzie się topić i ona pow., że własnie tak to odczuwała, że jej palec jakby wpadał- to znaczy, że miejsce było prawidłowo "stymulowane", czy "leczone". Pytała się mnie, czy w przeszłości nie uprawiałam czynnie jakiegoś sportu, bo bardzo często taki stan z napięciami tego typu mięśni mają sportowcy, no i oczywiście głównym winowajcą też jest stres, który przekłada się na stan struktur znajdujących się na dnie miednicy.
Dostałam 3 zadania domowe- obserwacja oddawania moczu i stolca- czy występuje parcie podczas tych czynności, czy dzieje się to samoistnie i ćwiczenie zaciskania mięśni dna miednicy bez użycia mięśni brzucha i pośladków- codziennie te ćwiczenia wykonuję, bo stwierdziłam, że jeśli człowiek się do tego nie przyłoży, to cała ta terapia jest bezsensu, bo powinno się współpracować z terapeutą, a jak nie, to wszystko pójdzie na marne i równie dobrze można dalej nie kontynuować tej terapii.
Generalnie powinnam chodzić tam przynajmniej raz w tygodniu, ale ze względu na moją pracę, nie mam takiej możliwości, ale pani prosiła, by to było nie dłużej niż 2 tygodnie; także będę robić wszystko by sobie to jakoś zorganizować; oprócz tego mam jeszcze wizyty na akupunkturze, a dni wolnych tez nie mam grafikowo za wiele, ale jakoś sobie muszę z tym poradzić. Także u mnie się coś dzieje; zanim podejmiemy decyzję czy in vitro, czy adopcja, chcę jeszcze wypróbować tych "metod", może akurat ...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...