Nie otwieraj dzioba, jak nie wiesz o co chodzi...

Siedze sobie w pracy i przeprowadzam z jednym z moich klientów luźna rozmowę- gadaliśmy o różnych rzeczach i nagle on mówi- współczuję Pani, że tyle dni i godzin musi Pani siedzieć w pracy ( bo się zgodziłam żeby  przyjść jutro za koleżankę, a miałam mieć 2 dni wolnego), tłumaczę mu, że po 1 nikt mnie do tego nie zmuszał, po 2 jeśli mam siły, zdrowie i chęci, to czemu nie mam pomóc koleżance, która potrzebuje pilnie wolne- mogę ja kiedyś też potrzebować i też ktoś będzie musiał przyjść za mnie, a po 3 trzeba się cieszyć z tego, że ma się tą robotę- że siedzę w ciepełku, nic nie kapie mi na głowę, nie muszę dźwigać sterty ciężkich skrzynek, nie muszę niczego robić na akord z zegarkiem w ręku itd., a on dalej ciągnie ten temat- w końcu mówi: " miejsce żony jest w domu, a nie zaniedbuje męża, dzieci"; odpowiedziałam: " męża nie zaniedbuję, a dzieci nie mam", wtedy to dopiero zaczęła się lawina słowna z kierowanymi do mnie " oskarżeniami"- tak najłatwiej w życiu nie mieć dzieci, iść na łatwizne, prowadzić wygodne życie, nie mieć obowiązków, żadnych ograniczeń itd.- nie mogłam tego słuchać, bo godziło mnie to w samo serce - chciałam mu wykrzyczeć, że wcale moje życie nie jest łatwiejsze, wygodne, bez ograniczeń itd. i że dała i zrobiła bym chyba wszystko, by sytuacja się w końcu zmieniła i że to, że nie mam dzieci,to nie był mój- nasz wybór, to po prostu zrządzenie losu...mogłam powiedzieć prawdę, ale oprócz tego klienta siedzieli jeszcze inni i nie chciałam mówić takich osobistych rzeczy, wydusiłam tylko: " czasem tak w życiu jest, że małżeństwa są bez dzieci i nic się niestety na to nie poradzi- nie zawsze życie jest takie, jakbyśmy chcieli", klient pokiwał głową niczego nie rozumiejąc- bo jak może zrozumieć osoba, która posiada 2, czy 3 swoich dzieci?! Dlaczego ludzie tak łatwo i szybko oceniają innych? Dlaczego nie zastanawiają się na tym, co mówią, tylko klepią, co ślina przyniesie na język, nie zdając sobie w ogóle sprawy z tego, że mogą tym bardzo ranić swojego rozmówcę...może by mnie to aż tak bardzo nie ruszyło, gdyby nie fakt, że w ostatnich dniach rozpoczęłam nowy cykl- a okres mi się o kilka dni spóźnił i myślałam, że może coś z tego wyjdzie, bo czułam się inaczej niż zawsze, ale nie wzięłam pod uwagę tego, że przecież zażywałam pod koniec cyklu primolut nor, po którym jakoś tak dziwnie się czułam- ciekawe czy przyniesie upragnione efekty.

CO AKTUALNIE U MNIE SIĘ DZIEJE

W poprzednim cyklu zakończyłam etap z okładami borowinowymi i nasiadówkami ze szlamu i ługu ciechocińskiego- ten etap ( trwający 3 pełne cykle) mam już zakończony i raczej nie zamierzam do niego wracać ( mówiąc tak na " świeżo"- chyba niewiele mi to wszystko pomogło- choć mogę się mylić); jeśli chodzi o to, jak się ogólnie czuję, to nie jest najgorzej- jest lepiej niż było wcześniej, ale to też zależy od dnia, bo czasem jest tak, że zmęczenie daje o sobie znać przez cały dzień; spożywam ashwagandę i gotu kolę- te pierwsza w tabletce, a druga w proszku; dalej codziennie ćwiczę mięśnie dna miednicy oraz orbitrek (30minut); podczas wypróżniania podkładam pod nogi miskę lub kosz na śmieci i powiem Wam, że bardzo dużo to daje- ja przynajmniej widzę różnicę, a kiedyś nie byłam co do tego przekonana; jak skończy mi się @, idę do gina po wyznaczenie terminu pobytu w szpitalu na HSG.
Żeby za dużo nie myśleć o tematyce niepłodności, postanowiłam ostatnio zabrać się za angielski- a żeby bardziej się zmotywować, wykupiłam sobie roczny kurs- ( skoro zapłaciłam,to będzie mnie to motywowało do tego, żeby jednak przysiąść nad językiem), kolejnym moim zajęciem jest czytanie i zagłębianie wiedzy na temat mięśni dna miednicy; bardziej zaangażowałam się w moją pracę zawodową i choć bezpośredni mój przełożony tego jak gdyby nie dostrzega, to co jakiś czas dochodzą do mnie słuchy od moich klientów, którym podoba się moja praca i są zadowoleni ze " swojej" kasjerki- w moją pracę wkładam całe serce- miła obsługa, uśmiech, pomocna dłoń, nie dyskutowanie z klientami- nie przekładanie im i nie udawadnianie, że nie mają racji; większość moich klientów- znając mnie i widząc jaka jestem, chyba by nigdy nie przypuszczało, że mam większy problem, bo nigdy nie daję po sobie tego znać, a szczególnie w pracy- choć mam kilku takich klientów, którzy mi bardzo kibicują, którzy czekają na tą radosną informację, którzy z całego serca mi życzą, jak najlepiej, ale o moim problemie nie wiedzą- ja im wtedy, jak o to pytają mówie: " bez obaw, doczeka się Pan" 😁

Komentarze

  1. Przykre, że ludzie szybciej mówią niż myślą, ale tego nie zmienisz. Kiedyś ktoś mi uświadomił, że właściwie zawsze warto pokazywać, że jest się szczęśliwym, niezależnie od tego jak bardzo pęka Ci serce. Jednak dając uśmiech odbierasz to samo i prawdziwy przyjaciel wie co i jak, a wróg zazdrości.
    Przekonałam się dość boleśnie, że ludzie wolą kiedy innym się nie udaje, więc trzymam się zasady powyżej i pokazuję tylko, że jest ok i zaciskam zęby.
    Tobie życzę mniej takich sytuacji i naprawdę spełnienia marzeń 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tak jest- bardzo często powinni się ugryźć w język zanim coś głupiego powiedzą, no ale taką mamy już naturę i zawsze musimy wtrącić te swoje 3 grosze.
      Masz całkowitą racje z twierdzeniem, że ludzie wolą, jak innym się nie powodzi, jak co chwilę się potykają, co chwilę odnoszą klęski- oj tak; może zauważyłaś, że czasem, jak rozmawiasz z kimś kogo dawno nie widziałaś, że kiedy mówisz, że u Ciebie wszystko dobrze, że się układa, że masz fajną pracę, że masz nowe auto, mąż awansował- zauważ, że wtedy najczęściej Twój rozmówca mówi, że nie ma czasu, że musi lecieć, a kiedy zaczynasz mówić o swoich niepowodzeniach, to Twój słuchacz jest tym bardzo zainteresowany- nie mówie, że tak jest zawsze, bo są też ludzie życzliwi, są ludzie, którzy potrafią zrozumieć, wesprzeć, ale właśnie ta mentalność ludzi w dzisiejszym świecie jest taka, że to ja muszę być lepszy, to mnie się musi zawsze udawać... Staram się trzymać z daleka od takich osób i tak, jak Ty napisałaś- przed innymi staram się pokazywać, że jestem szczęśliwa, że cieszę się tym, co mam... Sesi dziękuję bardzo i przesyłam Ci gorące uściski��

      Usuń
    2. Często bywa dokładnie tak jak piszesz. Wolimy słyszeć, że komuś jest źle niż dobrze. Takich przyjaciół, którzy cieszą się Twoim szczęściem jest bardzo niewielu. Poronienia bardzo pozwoliły mi zweryfikować ludzi. Jak było źle to wszyscy Nam współczuli. Niby na początku cieszyli się z nami, ale mam wrażenie, że czekali na kolejne niepowodzenia. A jak się udało, jesteśmy już tak daleko, to nagle nie ma przyjaciół, już kibicują tylko nieliczni. A do tego mam wrażenie, że fakt iż nie przytyłam dużo, że właściwie moja figura zmieniła się tylko w zakresie brzuszka, że dobrze znoszę ciążę, że mówię o porodzie, że będzie ok, że się nie boję, bo po co się nakręcam, to mam wrażenie, że w większości rozmówców widzę jakąś skrywaną zazdrość.
      Pozdrawiam serdecznie 😊

      Usuń
    3. Dokładnie, dlatego ja nie mam wielu przyjaciół- w sumie,to chyba nie mam ani jednego takiego prawdziwego przyjaciela- mam jedną wspaniałą koleżankę, której zawsze mogę wszystko powiedzieć i wiem, że nigdy mnie nie wyśmieje, nie obgada, nie rozpowie o moich problemach, a ona też o wielu rzeczach takich osobistych mi opowiada;
      O naszej niepłodności wie tylko kilka osób, bo i po co inni ( niewtajemniczeni) mają wiedzieć, ani nie pomogą, ani nie zaszkodzą, a zrozumieć też raczej nie zrozumieją... W mojej pracy, też słyszałam od kogoś, że chodzą pogłosy, że nie wychodzi nam w staraniach o dziecko, ale ja osobiście nikomu w pracy o tym nie gadałam- przypuszczam, że " wyciekło" od mojej szwagierki, ktora ma dobra znajdomą pracującą w firmie, w ktorej i ja pracuję.
      To jest najgorsze- tak, jak piszesz- kiedy zaczyna się dobrze dziać, ludzie zaczynają się odsuwać, bo po co zadawać się z kimś, komu dobrze się w życiu wiedzie i patrzeć na czyjeś szczęście...

      Usuń
  2. Zawiść ludzka nie zna granic, naprawdę nieczęsto spotyka się ludzi o szczerych i prawdziwych intencjach... Popieram Twoją opinię, że dla własnego dobra nie powinno się mówić i pokazywać ludziom dookoła swoich smutków, niestety dzisiaj (i chyba zawsze) życie wyglądało tak, że każdy chciał mieć lepszą pensję od koleżanki z pracy, lepszy samochód niż kuzyn, ładniejszy dom niż sąsiad... Ja na szczęście nie zatracam się w tym, bo to naprawdę zgubne, owszem czasem łapię się na tym, że komuś czegoś zazdroszczę, ale potem sprowadzam się do parteru i tłumaczę sobie, że inni tak naprawdę mnie nie obchodzą, niech sobie mają nawet wszystko najlepsze, zawsze są tego plusy i minusy. Ja mam plus taki, że mam kochającego męża, rodzinę, zawsze mogę na nich liczyć, mam kilkoro przyjaciół, dom, samochód i pracę, a do szczęścia potrzebuję tylko dziecka. I nie muszę być najbogatsza, najszczuplejsza, najmądrzejsza i najlepiej ubrana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci tak, najbardziej czego innym zazdroszcze, to dziecka, a reszta w sumie też mnie nie interesuje i mówię to całkiem serio, bo zgrzeszyłabym gdybym zaczęła narzekać na moją sytuację materialną, na moją rodzinę itp.- nie- pod tym względem jestem zadowolona- choć wiadomo, że człowiek zawsze chciałby więcej, lepiej...

      Usuń
    2. Zazdrość o dziecko zupełnia zrozumiała. Ciężko to nazwać zazdrością, to jest po prostu takie wewnętrzne uczucie, że też byś chciała. I nie jest negatywne.
      A co do drugiej części wypowiedzieć to zawsze chce się więcej, nigdy nie jest za dużo.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...