Bańka mydlana....


     Wszystko prysło, a bańka mydlana po prostu pękła bez żadnego szału...
I tym razem się nie udało, choć poprzedni cykl na prawdę był inny niż te dotychczasowe i nic nie wskazywało na to, że @ nadejdzie-
nieco spóźniona, ale przyszła...
Jestem trochę rozczarowana, bo to co w zeszłym cyklu robiłam, powinno przynieść zamierzony efekt, a tak się jednak nie stało... I znów się zamartwiam- co jest nie tak?? Przecież mój organizm dobrze zareagował na leki- na clo- pęcherzyki ładnie rosły, był jeden dominujący, była owulacja, pęknięcie pęcherzyka- wszystko szło książkowo, starania co 2 dzień i pamiętanie, żeby "po" leżeć na brzuchu- dzielnie leżałam, choć bardzo nie lubię takiej pozycji; pilnowałam żeby nie nosić nic ciężkiego, w ostatnim miesiącu zrezygnowałam nawet z brania na ręce mojej chrześniaczki, były zabiegi z moksy, ograniczenie stresu- mniej się denerwowałam, nie ćwiczyłam na orbitreku, nadzwyczaj zdrowo się przez ten czas odżywiałam, piłam sok z kiszonych buraków, była akupunktura, było wiele wyrzeczeń, pilnowania się,  nawet w dniu owulacji - wstawałam po 2 nad ranem ( na drugi dzień szłam na rano do pracy), bo wtedy mąż wrócił z pracy a pan dr powiedział żeby teraz bardziej podziałać- nie liczyło się dla mnie to, czy będę wyspana, czy nie, ale wiedziałam, że robie to dla dobra naszego przyszłego dziecka; było pozytywne myślenie, ale na nic to wszystko się zdało..
Na początku poprzedniego cyklu miałam przeczucie, że wszystko dobrze się skończy- byłam nadzwyczaj spokojna; w dniu spodziewanej @ zrobiłam test- negatywny, ale @ nie było- na myśl przyszły mi historie kobiet, u których testy wyszły negatywne, a po pewnym czasie okazało się, że były w ciąży ... Jeszcze wtedy nie myślałam o tym, że jest to "cisza przed burzą"; następnego dnia- w jego połowie- niestety przyszedł ten " nieproszony gość"...
Nie wiem co poszło nie tak... Ja rozumiem, że był to dopiero 1 cykl " bez przeszkód", ale skoro wszystko szło książkowo, to o co w tym chodzi? W czym tkwi problem? Jest mi przykro, że to wszystko, co robiłam poszło na marne...
Mąż powtarza mi, że jest dobrze, bo mam drożne jajowody, więc prędzej czy później musi się udać, a my musimy iść dalej.. 
W chwili obecnej " próbuję" znajdować plusy "niebycia" w ciąży- pierwsze co zrobiłam po przyjściu @, to zafarbowanie włosów, bo siwki już dawały o sobie znać, a na ciemnych włosach niezbyt ładnie to wygląda, potem wróciłam po przerwie do orbitrekowania, planuję w ładną pogodę znów jeździć do pracy na rowerze i teraz na prawdę nie będę się tym zbytnio przejmować- będę jeździć i koniec- nie tak dmuchać i chuchać jak w poprzednim cyklu- o nie, bo po co, skoro nic to nie dało; jutro lub w środę wybieramy się z mężem na saune (na czas zeszłomiesięcznego cyklu zrezygnowaliśmy z niej), pójdziemy też na basen, chcemy w jakiś ładny weekend wybrać się na zdobycie Babiej Góry, chcemy pojechać do Czech żeby tam pojeździć na rowerach po pięknych okolicach, przez moment były zmiany wakacyjnych planów- zamiast Zakopanego myśleliśmy o... Dominikanie ( jest to moje kolejne marzenie)- ale to była tylko teoretyczna zmiana planów wakacyjnych, bo w praktyce niestety nie było ofert na najbliższe miesiące ( takiej, jaka by nam odpowiadała- mamy ograniczony budżet), a po drugie od czerwca do listopada trwa tam sezon huraganowy, więc nie ma co ryzykować; przeraża mnie ten dłuuugi lot jakoś 10 czy 11 godzin, ale mąż mówi, że w razie cocdamy radę; więc póki nie ma dziecka, te marzenie jest bardzo realne i na wyciągnięcie ręki; wiele jest rzeczy do zrobienia, planów do zrealizowania na tym "bezdzietnym" etapie, ale nie ukrywam, że wcale bym się nie pogniewała, gdyby te plany pokrzyżowało nam...- Dziecko, a o to przecież cały czas "walczymy", na tym najbardziej nam zależy...
Jakiś czas temu, podeszła do mnie chrześniaczka mojego męża ( 11- sto letnia dziewczyna), objęła mnie ręką w pasie i powiedziała: " ciociu, a Wy z wujkiem staracie się o dziecko, prawda?", Odpowiedziałam twierdząco, a ona po chwili: " bardzo bym chciała żeby Wam się udało, kibicuje Wam i trzymam mooocno kciuki"- zamurowało mnie, bo przecież to jeszcze jest dziecko, ale na swój wiek jest bardzo dojrzała...
Wieczorem opowiadam to mężowi i on mówi, że kiedyś jak był u niej,to się go zapytała, jakie jest jego największe marzenie i on jej właśnie wtedy powiedział, że najbardziej na świecie chciałby mieć swoje dziecko- chciałby być szczęśliwym ojcem.....
Kolejny cykl "wspomagany"- Clo poszło w ruch, zaczynam moksoterapię, no i czekamy....

Komentarze

  1. jak się czegoś bardzo pragnie to kiedyś to nadejdzie. Uda się. Trzymam kciuki. Pozdrawiam Mikka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I Dzięki Mikka, choć wydaje mi się, że te pragnienie i chęć posiadania własnego dziecka osiągnęła już chyba najwyższy pułap; ale trzeba wierzyć, trzeba mieć nadzieję;

      Usuń
  2. U mnie to trwało kilka lat. Wydawało się, że wszystko jest w porządku Niestety oprócz niedroznosci wyszło kilka innych rzeczy np.zespol antyfosfolipidowy, mtftr, słabe nasienie. Nie śledzę Twojego bloga i nie wiem czy wszystkie badania zrobiłaś ale warto zbadać się kompleksowo żeby nie tracić czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas największą przeszkodą do tej pory były niedrożne jajowody; zeszły cykl był pierwszym po hsg, na którym wyszła obustronna drożność; miałam robionych szereg różnych badań- oprócz badań genetycznych, ale generalnie wszystko wyszło ok - był moment, że miałam podwyższoną prolaktynę- zbijałam ją bromergonem (przeszło rok), a pozniej jak robiłam badania ( po jego odstawieniu) wszystko było w normie; tarczyca książkowa- byłam u endokrynologa- i pow., Że nie widzi nic, co by mogło wzbudzić jego wątpliwości; po laparoskopii pan dr stwierdził, że moja macica jest ładna- czysta, że nie ma się w niej do czego przyczepić; w zeszłym roku leżałam w szpitalu reumatologicznym ( też miałam podejrzenie zespołu antyfosfolipidowego- zrobili mi szereg różnych- specjalistycznych badań, kilka takich, które miały związek z płodnością i wszystko wyszło w porządku...
      Może teraz potrzeba czasu, by organizm "zaskoczył"...

      Usuń
  3. Przykro mi, że nie wyszło :( Ale pamiętaj, że marzenia zwykle spełniają się wtedy, kiedy zupełnie się tego nie spodziewamy
    Próbujcie dalej a w międzyczasie faktycznie dobrym pomysłem jest spełniać inne marzenia. My polecieliśmy do Tajlandii na parę miesięcy przed spełnieniem naszego marzenia. Lot ... 14h!! Masakra. Pod koniec myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. ;) Wszystko przez znajomego, który uparł się na lot bezpośredni, ale z przystankiem po drodze (tylko na tankowanie, my siedzieliśmy na miejscu) Jeżeli jeszcze raz polecimy, a bardzo bym chciała, bo zakochałam się w tym kraju, to polecimy najpierw może do Dubaju (6h) tam zostaniemy chwilkę, a potem reszta drogi. Nie wiem, czy chcecie sami organizować, czy z biurem, jeśli sami to warto pomyśleć o czymś po drodze :)

    Zaciskam mocno kciuki, teraz przede wszystkim za dużo sił do dalszej walki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz całkowitą rację- tak, marzenia często spełniają się wtedy, gdy najmniej się tego oczekuje... To fakt...
      Tak właśnie ostatnio doszliśmy do tego, że teraz jest idealny moment, odpowiedni czas na zrobienie czegoś dla siebie- czas, by zwrócić się w stronę innych marzeń, a jest baardzo wiele rzeczy, których już nie zrobi się wtedy, gdy pojawi się dziecko... Mnie też baardzo przeraża ten lot na Dominikanę- jeśli się zdecydujemy,to wybierzemy lot bezpośredni, a ofert szukamy w biurach podróży; mało brakowało a byśmy mieli "wczasy" zaklepane, bo intensywnie o tym myśleliśmy, a mąż skrupulatnie śledził wszystkie oferty i czytał opinie o miejscach i hotelach, ale jednak zostają wakacje w Zakopanem- ze względu na sezon huraganowy, ale furtkę mamy nadal otwartą, bo mąż zaproponował, czy nie polecielibyśmy na Karaiby na początku przyszłego roku, kiedy będzie już "spokojnie", a wtedy też tam panują wysokie temperatury- więc polecielibyśmy się tam wygrzać, gdy za naszymi, polskimi oknami będzie pora zimowa; także co się odwlecze to nie uciecze, no chyba, że do tego czasu coś się zmieni, ale to się wtedy zobaczy;
      Tajlandia też piękne miejsce;0)kto wie, może kiedyś i my tam zawitamy hehe
      Dziękuję Ci Izzy za wsparcie, za słowa otuchy, za "doping", to wszystko bardzo wiele dla mnie znaczy i motywuje do działania; śle buziaki i słoneczne pozdrowienia

      Usuń
    2. Ja kiedyś miałam taką fazę, że ciągle odkładałam plany i marzenia, bo przecież "zaraz zajdę w ciążę" i trzeba będzie odwoływać, zmieniać. Myślę, że to było wynikiem tego, że ciągle dookoła słyszałam, że na mnie zaraz przyjdzie czas, że moja kolej już tuż tuż, tak jakby to było pewne, że ta ciąża będzie, tylko muszę na nią poczekać. Dzięki Bogu się otrząsnęłam, bo to naprawdę można popaść w depresję. Nie mieliśmy nie wiadomo ile pieniędzy, ale składaliśmy cały rok i jeździliśmy na różne wyprawy, to w Polsce, to za granicą. To dawało mi siły, bo mogłam się odciąć od tego wszystkiego. Skończyło się jak się skończyło, a pasja do podróży została :)
      Tajlandię polecam, mili ludzie, tanie pyszne jedzenie, piękne plaże i krajobrazy, wcale nie gorsze niż na Dominikanie ;) Chyba się zmobilizuję i wrzucę jakieś fotki na zachętę. My byliśmy w styczniu, kiedy w Polsce leżał śnieg ach jak wspaniale :)) 29 stopni, pogoda idealna. Na razie Zakopane też super, żeby nie było ;)

      Usuń
    3. Myśle, że większość z " nas" miała/ ma taki etap w swoim życiu, że rezygnuje z czegoś, by gdyby tak się udało i wtedy była by w ciąży...
      Też tak miałam, jak wykupowaliśmy z 10- miesiecznym wyprzedzeniem wczasy; dzisiaj patrzę już na to z innej perspektywy- nie ma już tego- a co jeśli..., a jest- na razie ciąży/ dziecka nie ma;0) - wiadomo, że my cały czas "walczymy", a takie "gdybanie" na pewno nie pomaga...
      My też nie należymy do tych, co zarabiają kokosy i również, jak Wy odkładamy sobie pieniążki przez dłuższy czas, aby potem móc sobie gdzieś pojechać...
      Cieszę się, że mamy z mężem wspólne pasje, to dużo daje...
      Będę miała tą Tajlandię na uwadzę- dzięki za "zachęte"...

      Usuń
  4. Kochana nie smuć się. To był dopiero ten pierwszy raz, tak na to popatrz. Będą kolejne dni, szanse i zaraz na pewno się uda. Najważniejsze, że nie ma przeszkód.
    Jesteśmy z Tobą. "Wirtualnie" ściskamy za łapę i uszy do góry. Wasz Aniołek już czeka, żeby do Was zejść, tylko to jeszcze nie był ten moment, ale na pewno jest już bardzo bardzo blisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci baaardzoooo; z takim wsparciem, to nie ma opcji, by się nie udało;
      Z nowym cyklem przyszły nowe nadzieje....
      ;0)

      Usuń
  5. Tak jak pisze Izzy, nie ma co odkładać planów i marzeń. Niepłodność nas z tego okrada, czasem zupełnie niespostrzeżenie.
    My w tym roku remontowaliśmy od podstaw mieszkanie. W grę wchodziło wyburzanie i przestawianie ścian, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się zostawić taki układ jaki jest- duży salon, duża sypialnia i kuchnia z jadalnią, bo się wkurzyłam i powiedziałam, że nie będę robić pokoju dla kogoś kogo nie ma, nie będę myśleć o dziecku którego nie ma i wychodziło na to, że miało go nie być. Dosłownie w tygodniu, w którym ekipa remontowa postawiła kropkę nad i i wyszła, my dowiedzieliśmy się o ciąży :)
    Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach.. Coś w tym chyba jest :)
    Uszy do góry :) Poukłada się wszystko. Prędzej lub później.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dokładnie tak jest.. przez niepłodność nasze życie ucieka między palcami- często rezygnujemy z różnych rzeczy- całkiem niepotrzebnie..
    Myśmy też wzięli się za prace związane z domem- postanowiliśmy wymienić drzwi wewnętrzne znajdujące się w naszej części domu- wynikło trochę problemów, bo nie pasują one do starych futryn, a tych nie chcieliśmy wymieniać, bo po 1 było by z tym dużo roboty, a po 2 dużo syfu, bo są one jakby w betonowane od środka i tata stwierdził, że ich nawet atom nie ruszy hehe dowiedzieliśmy się, że jest coś takiego jak ościeżnice nakładkowe, które można dać na te stare i obecnie jestesmy na etapie szukania tego rodzaju towaru...
    Masz rację- nie ma co myśleć o dziecku, którego nie ma- to bezsensu- my też mamy plany na najbliższy czas- wybieramy się w góry- idziemy zdobyć Babią Górę, w wakacje planujemy troche pochodzić po tatrzańskich szlakach- mąż kilka razy pytał- a może zamieniny góry na morze, bo jakby sie tak udało, to nie będziesz się przemęczać itd., ale ja mu pow., Że nie- że już jest postanowione i nie ma żadnej zmiany;
    Ale się to u Was fajnie poukładało hehe.
    Ja w tym cyklu podeszłam " na luzie" bez "parcia na szkło"- jeżdże na rowerze, orbitrekuję, noszę małą od brata- nie "dmucham" na siebie tak, jak w poprzedim cyklu- wiadomo dalej przyjmuję leki- Clo i duphaston, patrzę w kalendarzyk i obserwuję cykl, ale to tylko po to, by nie "przegapić" dni płodnych, bo skoro biorę leki, to szkoda by było żeby to poszło na marne; kupiliśmy żel conceive plus ( do tej pory używaliśmy oliwki dla dzieci), dalej piję na wieczór siemie lniane, robię moksoterapię, zrobiłam kilka testów owu, ale wyszły negatywne, choć miałam objawy wskazujące na nią, ale się tym w ogóle nie przejęłam, że testy jej nie wykryły ważne,że w płodne dni z mężem robiliśmy swoje...

    OdpowiedzUsuń
  7. Doskonale rozumiem twoje rozczarowanie, smutek, łzy...Przechodziłam przez to wielokrotnie. Ale w końcu po wielu próbach udało mi się zajść w ciążę dzięki in vitro i urodzić dziecko. Nie poddawaj się! Walcz do końca...bo kto wie, może tuż za rogiem czeka na Ciebie największe szczęście :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...