Za dużo wszystkiego w krótkim czasie..


Ostatnie wydarzenia, które miały miejsce, w krótkim okresie czasu, wyssały mnie emocjonalnie, do tego stopnia, że wczoraj pierwszy raz od niepamiętnych czasów zaczęłam płakać... Za dużo tego wszystkiego albo ja za bardzo przejmuje się niektórymi rzeczami ( mój mąż mówi, że zdecydowanie to drugie). Myślałam, że już będzie dobrze, że z wieloma sprawami się pogodziłam, że wiele rzeczy przyjęłam już do swojej wiadomości, że tak po prostu ma być, ale wystarczyło kilka sytuacji, a te moje " zapewnienia" rozsypały się jak puch... nastąpiło osłabienie emocjonalne, które bardzo mocno dały o sobie znać.
A co się do tego przyczyniło? Zaczęło się od jednej kwestii, a skończyło się na kilku i jak na razie, jakoś nie umiem sobie z tym poradzić, ale próbuję... Jak już wcześnej pisałam, zmienił mi się w pracy mój bezpośredni przełożony ( ubolewam nad tym baardzo mocno, bo jak już się trafił ktoś normalny, ludzki, rozumiejący różne sprawy, przemiły, zawsze otwarty na innych itd., to znowu czeka nas zmana); dzisiaj dowiedziałam się, że będzie ją zastępowała kobieta, która była już kiedyś naszym przełożonym, a której ja osobiście nie trawię, a ona w stosunku do mnie była bardzo złośliwa ( kilka lat wcześniej " darłam z nią koty" o wykorzystanie urlopu, bo wmawiała mi, że należy do końca marca stary urlop wybrać, a ja jej wyjechałam z kodeksem pracy i udawadniałam swoją rację- i ja ją miałam- ona brnęła w coś co w ogóle nie było prawdą)- i teraz widzę, jakby wszystko przeciwko mnie, bo wg mnie, gorzej trafić nie mogliśmy, ale co zrobię, jakoś muszę to przetrawić- robić swoje i tyle; kolejną sprawą, która również odbiła się na mnie, było trafienie do szpitala z ostrym zapaleniem płuc mojej chrześniaczki ( jej stan był nienajlepszy)- jak dobrze pójdzie, w piątek lub w sobote zostanie wypisana do domu; kolejna sprawa, to staranie się w pracy, a i tak znajdą się ludzie, którzy pojadą po nas, jak po przysłowiowym psie- miałam ostatnio conajmniej 2 takie sytuacje- jedna, jak zwróciłam uwagę facetowi, który wszedł do mojego miejsca pracy z psem i ten pies zaczął szczekać- grzecznie mu powiedziałam, że tutaj nie wchodzi się z psami,to mnie tak zjechał, że to ja zaczęłam się czuć " winnie", choćbym to ja wykonała jakieś przewinienie- zostałam wtedy bez słowa, ale cała się trzęsłam, bo tupetu ludziom nie brak; druga sytacja- gdy inny pan zarzucał mi, że nie jestem przygotowana do pracy, ze nie mam porozwieszanych wszystkich materiałów, a wszystko było, tylko trzeba było dobrze patrzeć i niekiedy podnieść jedną kartkę żeby zobaczyć pod spodem drugą i trzecią, a owy Pan zaczął opowiadać, że taki i siaki ze mnie pracownik- nie zgodziłam się z nim, w końcu podeszłam do niego i pokazałam mu gdzie to wszystko jest; nienawidzę ludzi, którzy szukają zaczepki i którzy  dopieprzają się do tego, do czego nie powinni- nie chwaląc się, ale widzę czasem różnice między mną, a koleżanką, która pracuje dłużej ode mnie, a wielu rzeczy nie ogarnia; kolejna kwestia, która mnie dobiła, to przełożenie mojego HSG na " za miesiąc", bo jak się okazało- za późno przyszłam do pana dr ( 9 dzień cyklu), znów jeden miesiąc w plecy, znów czekanie i nie wiadomo, czy w przyszłym miesiącu uda się to zrobić, bo może być mnóstwo różnych sytuacji, które sprawią, że to badanie nie będzie wtedy możliwe- ja już się nastawiłam, że pójdę w tym cyklu- powiadomiłam w pracy, że będę potrzebować wolne, a tu taka zmiana planów- do połowy kwietnia mamy się określić czy pojedziemy na wesele, czy nie, jeszcze niedawno byliśmy na tak, ale w obecnej sytuacji, jesteśmy w kropce, bo ja nie wiem czy damy radę- jeśli moje hsg wyjdzie dobrze mam iść na operację, a to prawdopodobnie trafiło by też w maju, kolejna kwestia jest taka, że jak teraz sobie wyliczam, to moja majowa @ właśnie miała by wypaść akurat w te dni wesela ( mają dwudniowe) i wiem, że za bardzo nic bym z zabawy nie miała bo cały czas bym myślała o tym, czy nie przeciekam, czy nie mam plamy itd.; ostatnio, jak gadałam z moją teściową, ta wypaliła: " dziecko, Ty masz depresję"- powiedziałam- nie mamo, po prostu przyszły gorsze dni- każdy je ma, one w końcu miną i znów będzie dobrze...
Informacją, która okazała się apogeum tego wszystkiego, była wiadomość o ciąży moich znajomych, którzy są po ślubie 8 lat- nie wiem czy mieli problemy, czy nie, jedno wiem na pewno, że tak,jak sobie w życiu planują, tak im się to ładnie układa i się spełnia- w moich oczach wygląda to, jak odznacanie kolejnych zaplanowanych zadań z listy, jak wykreślanie z listy zakupowej rzeczy, które już włożyliśmy do koszyka- wiem, miałam się już tym nie przejmować, miałam nie patrzeć na innych i nawet mi się to udawało, ale kiedy znów usłyszałam- całkiem przypadkiem- że ktoś sobie coś zaplanował i tak mu to pięknie wyszło, to mnie chciał dosłownie szlag trafić, bo u nas praktycznie nic z planowania nie wychodzi, bo co z tego, że sobie ładnie, pięknie zaplanujemy, dążymy do tego, przyłożymy się, a i tak nic z tego nie wychodzi- i to mnie najbardziej wkurza, że wszystkie moje plany biorą na łeb na szyję- i nie chodzi mi tu tylko i wyłącznie o samą kwestie starań, ale i o inne aspekty naszego życia; tylu naszych znajomych, którzy też mieli problem już się doczekało, a my?! Ja mam wrażenie, że znając nasze- moje szczęście- my nigdy się nie doczekamy...
Te wszystkie sytuacje przygniotły mnie- upadek pod ciężarem własnego krzyża, którego w takich chwilach nie jestem w stanie unieśc, a ktoś mówił, że Pan Bóg daje nam taki krzyż, który potrafimy unieść i kiedy widzi,że już jest naprawdę źle, przychodzi nam z pomocą....
Wiem, że te moje gorsze dni, to sytacja przejściowa- powiedzcie sami, kto dzisiaj nie ma gorszych dni, każdego coś trapi, każdy ma jakiś problem...
Fajnie mi trafiło, że po pierwsze miałam w tych dniach wolne, a po drugie że akurat padło to w takim momencie mojego życia, że miałam okazję uczestniczyć w rekolekcjach, podczas których były momenty, gdzie powstrzymywałam się od płaczu- jedna z opowieści, która wydarzyła się naprawdę- młoda dziewczyna, zakochuje się w studencie- koledze z roku, razem zaczynają uczęszczać do pewnej grupy modlitewnej, dziewczyna zaczyna się nawracać i w pewnym momencie, gdy chłopak widzi, że ta dziewczyna jest blisko Pana Boga, zrywa z nią, mówi jej, że nie mogą się dalej spotykać, że najlepiej będzie żeby o nim zapomniała, dziewczyna załamuje się, bo wydawało jej się, że chwyciła Pana Boga za nogi, że spotkała mężczyzne swoich marzeń- że będzie on wspaniałym mężem i jeszcze lepszym ojcem, a on ją odrzucił, dziewczyna popadła w mocną depresję, kompletnie się załamała, po jakimś czasie zobaczyła na jednym z portali społecznościowych informację od kolegi jej byłego chłopaka, że ten błaga o modlitwę w jego intencji, że stan tego chłopaka jest krytyczny, dziewczyna bez chwili zawachania zadzwoniła do rodziców chorego chłopaka i zdobyła adres szpitala, w którym leżał, pojechała do niego, kiedy stanęła w drzwiach sali szpitalnej, w której leżał łzy napłynęły jej do oczu- z jednej strony łzy radości, że mogła go zobaczyć, że mogła przy nim być, a z drugiej strony łzy smutku, rozpaczy, bezradności; w końcu chłopak z trudem powiedział: " dlatego z Tobą zerwałem żebyś uniknęła tego trudu, bólu i patrzenia na moje cierpienie, bo zostało mi kilka miesięcy, może nawet dni życia, kochałem i nadal Cię kocham, ale nie zniósłbym tego,jak przeze mnie cierpisz, chciałem Ci tego wszystkiego oszczędzić, byś nie widziała,jak z dnia na dzień opadam z sił i staje się coraz słabszy- chciałem byś zapamiętała mnie z " dobrej" strony- jako silnego, zdrowego mężczyznę, a nie wraka człowieka"- oboję zaczęli płakać, kiedy chłopak zaczął troche lepiej się czuć zaplanowali ślub- miał się odbyć 31 grudnia, ale niestety 25 grudnia chłopak zmarł- kobieta była oczywiście na jego pogrzebie i powiedziała, że wraz z pogrzebem tego chłopaka zamknęła pewien roździał w swoim życiu i zrozumiała, że taka sytuacja po coś była w jej życiu i mimo, że wtedy niewiele z tego rozumiała, teraz patrząc z perspektywy czasu wiele rozumie.
Także wszystko w naszym życiu dzieje się po coś....

Komentarze

  1. Gorsze chwile ma każdy. Czasami trzeba płakać, wyrzucić emocje, nie można zawsze dusić wszystkiego.
    Ja też ciągle trzymam się wersji, że Bóg daje tyle ile damy radę udźwignąć, więc dasz radę.
    A że wszystko jest po coś? Owszem. Pomimo naszej wielkiej tragedii był moment, w którym zrozumiałam po co to było. Bardzo mi źle, że akurat tak, ale może inaczej przegapiłabym coś w swoim życiu?
    A jeśli chodzi o depresję obejrzyj sobie ten filmik i przemyśl temat, czasem choroba działa podstępnie: https://youtu.be/d6_8eLGW9hg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację:0) w moim- naszym przypadku, niepłodność umocniła nasze małżeństwo- i choć był moment, który mógł wszystko przekreślić ( wybryk mojego męża), to wiem, że dzięki temu zrozumieliśmy wiele rzeczy i zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak dla siebie jesteśmy ważni; zaczęliśmy wiecej czasu ze soba spedzac, nasze relacje sie polepszyły, mniej sie kłócimy i praktycznie w ogole nie mamy cichych dni....
      Filmik świetny, daje do myślenia.
      Dziękuję Ci za to, że jesteś takim dobrym aniołem- pocieszycielem- dobrze, że jesteś; przytulam Cię tak wirtualnie:0)

      Usuń
    2. Nie dziękuj, nie masz za co 😊 i trzymaj się ciepło. Zobaczysz jeszcze będzie tak jak planowałaś, tak, jak miało być.

      Usuń
  2. Z Twoich wpisów wywnioskowałam, że jesteś wierząca. Ostatnio w Internecie przeczytałam takie zdanie: "Jeśli kiedyś będziesz chciała się poddać- pamiętaj- do najtrudniejszej bitwy Bóg powołuje swoich najsilniejszych żołnierzy.."
    Ja, mimo, że bliżej mi do agnostyka niż osoby wierzącej bardzo lubię cytaty Jana Pawła II. Mój ulubiony to: "Jeszcze będzie pięknie, mimo wszystko. Tylko załóż wygodne buty, bo masz do przejścia całe życie." Nie zapominaj o tym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jetem osobą wierzącą, w Bogu pokładam nadzieję i mimo, że czasem Go zawodze, że mam do Niego żal, pretensje, to wiem, że nigdy mnie nie zostawi samej sobie; przepiękne cytaty- super, musze sobie je zapamiętać

      Usuń
  3. Pięknie napisała Misscarp. Ktoś, kto wierzy musi się modlić i wierzyć że modlitwy zostaną wysłuchane a spełni się to, o co prosi. Jestem żywym przykładem tych słów, zawsze w nie wierzyłam i jeśli Ty też w to uwierzysz, to tak będzie. Czekanie jest trudne, czasami wydaje się że jeszcze tyle drogi przed nami i cały czas pod górkę ale potem okazuje się że za tą wielką górą jest coś pięknego, to na co tyle czekaliśmy:) odkąd zdecydowałam o in vitro, było mi łatwiej kroczyć tą wyboistą drogą, bo przestałam w sobie tłumić to wielkie marzenie. Poczułam, że nareszcie ktoś może nam pomóc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem człowiek jest bezradny, modli się za wstawiennictwem tych wszystkich świętych, przekomarza się z Bogiem, myśli, że już z taką " obstawą" modlitewną, to na bank się uda, a tu nic- cicho sza- wierze w to, że te modlitwy zostaną wysłuchane w odpowiednim czasie- i choć mi się wydaję, że ten czas nadszedł, to widocznie tak nie jest.
      Fakt faktem, że ja jestem z tych osób, co nie lubią czekać- które działają od razu i nie lubią odkładać spraw na późniejszy termin.

      Usuń
    2. Masz rację; ale tak to jest, że gdy się jeszcze czegoś nie osiągnęło, kiedy jest się jeszcze w drodze, to trudniej jest uwierzyć i myśleć, że wszystko dobrze się skończy- w sumie myśleć można, ale i tak wszystko zweryfikuje życie, bo bardzo wiele rzeczy jest niezależnych od nas, na bardzo wiele rzeczy nie mamy wpływu...ale co do modlitw, zgodzę się z Tobą, bo jeśli było by inaczej,to po co klepać modlitwy jedna za drugą- trzeba modlić się z wiarą, zaufać Bogu...

      Usuń
  4. Byłam jakiś czas temu w kościele na rekolekcjach, ksiądz opowiadał nam pewną historię podsumowując ją stwierdzeniem, że prawdziwy chrześcijanin to ten, kto o jeden raz więcej wstał niż upadł (pisałam chyba u Ciebie o tym ostatnio). Może się powtarzam, ale dziś wierzę mocno, że to prawda, że wszystko jest po coś i może w obecnej chwili kiedy jest Ci źle nie dotrze to do Ciebie i pomyślisz, że łatwo jest mówić komuś kto nie jest w Twojej skórze to ja wierzę kochana, że przyjdzie taki dzień, kiedy powiesz, że to prawda, i że Twoje cierpienie zostało wynagrodzone spełnionym marzeniem :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z utęsknieniem czekam na ten moment, naprawdę...
      Z wieloma sprawami jest właśnie tak, że dzieją się nie tak, jakbyśmy chcieli, wydaje się nam, że to jest bezsensu, że najgorsze zło nas spotkało itd., ale potem patrząc właśnie z perspektywy czasu widzimy, że jednak te nasze rozwiązanie sprawy nie było zbyt rozsądne i cieszymy się, że stało się tak, jak się stało.
      Zdaje sobie sprawę z tego, że ta nasza niepłodność była i jest w pewien sposób ważna, bo dzieki niej wiele rzeczy/ spraw poukładało by się w moim życiu zupełnie inaczej - może Bóg nie chciał żeby w moim życiu wszystko łatwo mi przychodziło i nie piszę tego mając na myśli jakąś Bożą karę....

      Usuń
  5. Kiedyś czytałam taką opowieść o krzyżach, że pewien człowiek miał pretensje do Pana Boga, że jego krzyż jest zbyt ciężki. Wtedy Pan Bóg zaprowadził go na pole, gdzie ów człek mógł sobie wybrać w taki razie taki, jaki uznał, że jest w stanie udźwignąć. Chodził i chodził, przymierzał, aż w końcu zdecydował się: nie za duży, nie za mały, taki średni. Kiedy Bóg zapytał, czy na pewno, odparł, że tak. Okazało się, że wybrał sobie swój krzyż, dokładnie taki, jaki do tej pory dźwigał... Dokładnie to samo piszesz, ale powiem Ci, że czasem ten krzyż mnie naprawdę przygniatał :( Może dlatego, że prócz niepłodności, pojawiały się takie problemy, jakie opisujesz. A to ktoś tam sprawił mi przykrość, a to w pracy coś nie poszło. Najgorzej dobijała mnie kolejna ciąża w rodzinie, wśród koleżanek... Jak zdążyłam się pogodzić z jedną, to przychodziła kolejna. I weź to człowieku się nie przejmuj. Byłam jak zamek z piasku, który ciągle odbudowywałam, a który ciągle ktoś jednym ruchem ręki burzył.
    Tak sobie myślę, teraz już z perspektywy czasu, że byłam niecierpliwa i miałam mało wiary. Czułam się strasznie pokrzywdzona przez los, niesprawiedliwie potraktowana przez Boga. Tylko to się dobrze mówi, teraz, czy tym, którym łatwo wszystko przychodzi. Nie poddawaj się, poczekaj, idź dalej, módl się. Tylko jak to zrobić? Jak być silną, gdy sił brak. Jak wierzyć, kiedy przestajesz wierzyć, że to gdziekolwiek cię zaprowadzi. Długo motałam się z tym wszystkim i nie potrafiłam pogodzić z losem. Dopiero, gdy całkowicie się "poddałam", w sercu nastąpił spokój. Tylko zanim to nastąpiło, minęły lata. Podobno nie da się inaczej, musisz przejść przez różne etapy.
    I już wiedziałam co dalej robić. Depresja to choroba, ale zwykle to po prostu smutek. Masz do niego prawo, ważne, żeby zawsze wstać, gdy upadniesz.
    Pewnie już to pisałam, ale nie mam jak wrócić teraz do starego komentarza, tak jak mam napisane na blogu "Największe dary od Boga to niewysłuchane modlitwy" Ja się tego trzymam, bo wiem, że tak jest. Dał mi tyle, że aż mi wstyd, że się na Niego gniewałam i oskarżałam, że mnie nie kocha :)

    Trzymam za Ciebie mocno kciuki, żebyś miała "dużo siły by zmienić to co można zmienić, i potrafiła zaakceptować to, czego zmienić się nie da"

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że też wielokrotnie słyszałam tą opowieść, szczególnie jest na " topie" w okresie Wielkiego Postu i to jest prawda; Bóg daje nam takie krzyże, które jesteśmy w stanie udźwignąć, chociaż nam się wydaje, że to jest ponad nasze siły....a najgorzej jest wtedy, gdy kilka problemów zbiegnie się w jednym czasie; temat ciąż u znajomych, czy nawet w rodzinie dla osoby niepłodnej zawsze jest bolesny- i pieknie to porownałaś do tego zamku z piasku; co do Boga, to Ci powiem dobrze, że Go mamy- dobrze, że nie jest taki, że tak jak my często odwracamy się od Niego, a on cały czas jest przy nas- w tym momencie przychodzi mi na myśl przypowieść- jak młody człowiek szedł plażą a miał bardzo wiele problemów, kłopotów i gdy się odwrócił zauważył na piasku tylko jedne ślady i wtedy powiedział z pretensjami- Boże, gdzie Ty jesteś?, jak zwykle Cię nie ma, kiedy Cię najbardziej potrzebuję, a Bóg mu odparł- ślady, które widzisz, to są moje ślady i tylko dlatego tylko jedne ślady widzisz, bo ja w najtrudniejszych chwilach niosłem Cię na rękach...

      Usuń
    2. Piękne <3 Dawno tego nie słyszałam, dziękuję, że mi przypomniałaś.
      Najgorsze jest to, że człowiek wchodzi i wchodzi pod górę i jak myślisz, że już widać szczyt, to się okazuje, że to tylko jakiś kolejny etap. Ale trzeba iść do przodu, bo tam na górze czekają tak piękne widoki.
      Prawda jest taka, że wolałabym oczywiście, żeby wszystko przychodziło mi w życiu łatwiej. Ale wiesz, staram się traktować to jak błogosławieństwo, bo dzięki temu wiem, co w życiu jest najważniejsze i cieszę się każdą sekundą tego, co otrzymałam z Góry.

      Może teraz masz właśnie ten okres, w którym jesteś niesiona na rękach, ale mam nadzieję, że wkrótce odzyskasz siły do dalszej walki :))

      Usuń
    3. Dokładnie tak jest, jak piszesz; my z moim mężem lubimy chodzić po górach-nawet jakis czas temu, jak bylismy w zimie w Zakopanem,to postanowilismy zdobyc Doline Pięciu Stawów- myslelismy ze bedzie to poniekąd taki spacerek, a okazało się, że to był istny hardcore- kiedy wydawało się nam, że po przejściu dosyc sporego odcinka drogi nasz cel jest na wyciągnięcie ręki i już żeśmy się cieszyli, że się udało, nagle po przejściu stromej i jak myśleliśmy-ostatniej górki, naszym oczom ukazała się jeszcze bardziej stroma, śliska, bardzo trudna do przejścia bez specjalnego sprzętu górka- i myśl- nie damy rady, wiekszość ludzi takich, jak my- bez sprzętu się wycofała, a mysmy stwierdzili, ze skoro taki szmat drogi zesmy juz przeszli i że po zdobyciu tej góry naszym oczom ukaże się przepiekny widok, to warto podjąć ten trud, dać z siebie wszystko, by osiągnąć upragniony i zamierzony cel- i po ciężkich trudach udało się- ta wyprawa pokazała mi, że pomimo różnych przeciwności losu nie warto się poddawać, trzeba dać z siebie wszystko, by osiągnąć to, co się zaplanowało- zdaje sobie sprawę z tego, że w pewien sposob zrobiliśmy cos nieodpowiedzialnego, bo warunki pogodowe byly bardzo cieżkie, ale udowodniliśmy sobie, że jak się chce,to można wiele osiągnąć i wierze w to, że w naszym codziennym życiu też tak jest i mimo, ze czasem- tak, jak piszesz, wydaje się, że już szczyt mamy w zasięgu ręki, a się okazuje, że jeszcze musimy się troche pomęczyc, by osiągnąć nasz cel.
      To racja, że czlowiek chcialby zeby wszystko przychodzilo bez wiekszego wysiłku, bez wiekszych staran, ale tak sobie mysle, ze i takie cos by sie nam szybko znudziło...
      Dziękuję Ci Izzy za ciepłe słowa.
      Bardzo się cieszę, że Was " mam"- wirtualnie, bo wirtualnie, ale fajnie mieć takie wsparcie, taką pewność,że jest ktoś, kto doskonale mnie rozumie.

      Usuń
  6. Jak ja Ciebie rozumiem Agatko i zgadzam się też w 100% z tym co napisała Izzy - pięknie to wszystko ujęłaś! W naszej chorobie mamy prawo czasami czuć się fatalnie, bo to co przechodzimy nie jest łatwe. Nie miej wyrzutów sumienia i pretensji do siebie i tym bardziej nie myśl, że zawiodłaś Boga, bo On Cię kocha tak po prostu, a nie "za coś".
    Uwielbiam te 2 historie, które przytoczyłyście - z dźwiganiem swojego krzyża i niesieniem na rękach, mnie też wiele razy dodawały siły.
    I nie patrz na życie innych i nie porównuj do swojego - to tylko dołuje, a najczęściej nie daje nam prawdziwego obrazu, bo nie wiemy co dzieje się w innym małżeństwie. Wiesz, moje małżeństwo (też 8-letnie) jest ocenianie przez innych jako idealne, wszystkim się wydaje, że mamy plan i go realizujemy, tylko nikt się nie domyśla, że brak dzieci przez 8 lat to nie element planu biznesowego, a nasz dramat. Że moja firma często wychodzi na zero, a nie 100 tys miesięcznie, że w wieku 26 lat mój mąż walczył z rakiem, gdy inni myśleli że jest na zwolnieniu bo ma grypę.
    Kiedyś usłyszałam, że "cierpienie z uśmiechem na ustach jest darem" i chyba tak. To bardzo trudne, ale próbuję się uśmiechać mimo wszystko.
    Ty też dasz radę, na każdego przychodzi czas, gdy opada bezsilność i zaczynamy inaczej patrzeć na życie. Wciągam Cię do mojego "Targu Intencji" na kwiecień, jak mówi o.Szustak ;)
    Pozdrawiam
    Lidia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację z tym porównywaniem naszego życia do życia innych- jest też takie przysłowie: " wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma"- i coś w tym jest- zazdrościmy innym wielu rzeczy, myśląc, że do nich uśmiechnęło się szczęscie i chcielibysmy byc na ich miejscu i kiedy juz to osiagniemy, nagle stwierdzamy, ze to nic nadzwyczajnego; każdy jest odpowiedzialny za swoje życie, każdy ma swoje własne problemy, trudy, znoje, z którymi musi się zmierzyć i przede wszystkim, życie każdego człowieka jest inne... Czasem po prostu nie da się inaczej- nie da się udawać, że nie widzi się szczęścia innych, podczas gdy my przechodzimy przez " piekło", trzeba wziąć się w garść i tak, jak piszesz- uśmiechać się przez łzy.
      I Tobie też Lidio bardzo dziekuję- nie bede się powtarzać, bo w końcówce poprzedniego komentarza do tego postu napisałam ogólnie o wszystkich dziewczynach, ktore mnie wspieraja tutaj na moim blogu- dziekuje za wszelkie modlitwy, wiedzcie, ze ja tez pamietam o Was w moich modlitwach- musimy się nawzajem wspierać...

      Usuń
  7. Agato, wesołych świąt dla Ciebie i Twojej rodziny, przyjemnej atmosfery, dobrego nastroju, dużo zdrowia i spokoju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DIekuje Ci kochana- Wam również życzymy pokoju i nadziei plynacych z pustego grobu. Radosnych i blogoslawionych Swiat Wielkanocnych spędzonych w gronie najbliższych osób

      Usuń
  8. Lidia, Twoja historia poruszyła moje serce, nawet nie wyobrażam sobie przez co musieliście przejść, tym bardziej jak ludzie tak na Was patrzyli :( Ludzie widzą to co chcą widzieć. Straszne. Najważniejsze, że Wam wszystko się ułożyło jak trzeba, muszę zajrzeć do Ciebie to poczytam więcej, przepraszam, na razie tylko tyle wyczytałam co tu napisałaś.

    Kiedyś pisałam właśnie o tym, że spotkałam taką dziewczynę/młodą kobietę, która z żalem patrzyła na mnie, uśmiechniętą, z dwójką maluchów. Mogłam się tylko domyślać, co czuje. Nie odezwałam się, ale pomyślałam, że przecież ona widzi tylko to, co jest teraz i to rozrywa jej serce, ale nie widzi jak długą drogę pełną cierpienia musiałam przejść, by być tu, gdzie jestem. Fakt, niektórym udaje się od razu, w ogóle im wszystko łatwo przychodzi, ale ja naprawdę przestałam zadawać sobie pytanie "Dlaczego ja", odpowiedzi nie znalazłam na etapie starań.
    Dziś doskonale wiem Dlaczego ja, tylko już nie pytam, a dziękuję, że to JA a nie nikt inny. Pomimo tego, że weszłam prawie na Himalaje ;)

    Pozdrawiam Was cieplutko :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest jak piszesz. Sami przecież często oceniamy innych, zazdrościmy im tego, co mają, co osiagneli itd., ale tak naprawde nie wiemy przez jaka droge, jakie trudy i cierpienia przeszli- owszem sa ludzie, ktorym wszystko łatwo przychodzi bez wysiłku, ale sa tez tacy, ktorzy staja na glowie, robia robia wszystko co w ich mocy, a nic z tego nie wychodzi...
      Kiedys gdzies przeczytalam, ze my ( osoby dotkniete powaznym problemem), powinnismy nie pytac dlaczego ja/ my, ale czuc sie w pewien sposob wyroznione- bo wszystko dzieje sie po cos i ma to jakis glebszy sens...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...