Dobre strony niepłodności...

Tak, myślę, że można tak powiedzieć, że niepłodność zresztą, jak wiele innych rzeczy ma też mimo wszystko swoje dobre strony- choć kiedyś myślałam inaczej, obecnie to wszystko poszło w innym kierunku- nie mówię, że nie myśle o niepłodności, bo ona zawsze zostaje gdzieś w sercu, ale nie zajmuje ona już pierwszego miejsca- nie jest czymś, co mnie zaślepia i sprawia, że nic innego się nie liczy- ten etap mam już za sobą; chciałabym jakoś " przemówić" do tych osób, które wciąż jeszcze zadręczają się tym, że kilkuletnie starania nie przynoszą zamierzonych efektów. Najlepsze co może być, to w miare szybkie "opamiętanie się" i zmiana myślenia- mówię to ja, osoba zmagająca się z problemem niepłodności od 5 lat, która też już przez wiele przeszła i patrząc teraz z perspektywy czasu może wiele powiedzieć, bo sama tego doświadczyła na własnej skórze...
Czasem pragnienie posiadania własnego dziecka jest ogromne (wydaje mi się to nawet normalną rzeczą- szczególnie jeśli chodzi o osoby niepłodne- ma to jakgdyby inny wymiar), bardzo bym chciała mieć pełną rodzinę i być tak na prawdę szczęśliwą osobą, ale co zrobić, gdy nic w tym temacie się nie udaje, nic nie wychodzi, nic się nie układa.... Trzeba przyjąć życie takie, jakie jest, bo to wszystko dzieje się po coś, przez takie różne przeciwności losu, Bóg chce nam coś powiedzieć/ pokazać.... Nie możemy się wiecznie zadręczać i użalać nad sobą i własnym losem, widocznie tak ma być. Kiedy zdamy sobie z tego sprawę i odsuniemy niepłodność na bok, po pewnym czasie docenimy to, co już mamy i zobaczymy, że tak naprawdę mimo to nasze życie jest piękne... Musimy docenić ten czas, w którym nie mamy dziecka ( czy to biologicznego, czy adopcyjnego), bo kiedy ono się pojawi, nasze życie diametralnie się zmieni i wszystko będzie podporządkowane tylko jednemu, nie może być tak, że kiedy już pojawi się dziecko, my będziemy zmęczeni życiem, bo najpierw żyliśmy problemem niepłodności, który odbił się na zdrowiu zarówno fizycznym, jak i psychicznym- ciągłe stresy, rozmyślania, zadręczania się, a gdy już będzie dziecko -wiadomo mniej czasu dla siebie, nieprzespane noce, rytm dnia podporządkowany maleństwu itd.
Doceniajmy to, co mamy i cieszmy się z tego...
Powiem Wam szczerze, że nie pamiętam kiedy ostatnio się pokłóciliśmy z mężem- a kiedyś były takie sytuacje, były nawet ciche dni- niepłodność bardzo zbliża do siebie parę- mało tego sprawia, że zaczynamy bardziej doceniać jeden drugiego i zaczynamy kochać jeszcze bardziej; w naszym życiu bywało różnie- był moment dramatyczny, kiedy to nasze małżeństwo zawisło na baaardzo cienkiej niteczce (wtedy był czas, gdy oddaliliśmy się od siebie, kiedy problem niepłodności przerósł mojego męża, a ja wymęczona badaniami, zabiegami, szpitalami, lekami nie "dawałam" mu czułości, bo byłam tym wszystkim zmęczona i załamana diagnozą obustronnej niedrożności)- wystarczył jeden moment, a nasze małżeństwo runęło by jak domek z kart, ale przeszliśmy przez to, wiele zrozumieliśmy i można powiedzieć, że obydwoje przejrzeliśmy na oczy...
Od jakiegoś już czasu zaczęliśmy dostrzegać dobre strony naszej niepłodności- naszą wspólną pasją stały się wycieczki, wypady za miasto, podróże; w ostatnim czasie dużo mieliśmy wojaży: Jura Krakowsko- częstochowska, Barania i Babia Góra, Dolina Białej Wisełki, w zeszły weekend przyszedł czas na nieco dalszą wyprawę- zorganizowaliśmy sobie weekend na Słowacji a dokładnie w przepięknych Janosikovych Dierach- przepiękne tereny, bardzo wiele szlaków o różnym stopniu zróżnicowania, widoki zapierające dech w piersiach i urozmaicenie niektórych tras w postaci metalowych " kładek" i drabinek przechodzących nad strumykiem i w otoczeniu skał- niesamowite przeżycie;



Chcemy tam jeszcze wrócić i na dłużej się tam zatrzymać, żeby troche pochodzić po szlakach ( weekend, to zdecydowanie za mało).
mamy już zaplanowaną kolejną wycieczkę- tym razem pojedziemy do Szczyrku, chcemy zdobyć Skrzyczne, Malinowską Skałkę, Zielony Kopiec, Magurki- taki jest plan na kolejny mój wolny od pracy weekend, bo tylko w takie weekendy możemy sobie pozwolić na wyjazdy. 
"Szaleństwem", ale mówię to w dobrym znaczeniu tego słowa hehe, jest to, że kilka dni temu wpłaciliśmy zaliczkę na wyjazd do egzotycznego kraju ( jedno z moich marzeń)- wycieczka będzie dopiero na przełomie marca/kwietnia 2019 r., ale jako, że była fajna promocja (można było zaoszczędzić 1200zł) zdecydowaliśmy się, choć były momenty zawahania, bo to jeszcze odległy termin, może się wiele wydarzyć, bo to będzie daleka podróż, a jakby tak się udało zajść w ciąże, to co wtedy itd., powodów zawsze znajdzie się wiele, a my mimo wszystko się zdecydowaliśmy, dodatkowo wykupiliśmy sobie ubezpieczenie od kosztów rezygnacji, gdyby coś tam się wydarzyło; ostatnio nawet palnęłam do męża: " teraz to byśmy musieli się zabezpieczać, żeby ta wycieczka doszła do skutku" i obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem....
Także mamy takie plany, korzystamy z życia, często jest coś kosztem czegoś- z czegoś rezygnujemy, ale w zamian za to, możemy pozwolić sobie na coś innego, choć z zewnątrz- oczami osób, które nas nie znają może to wyglądać całkiem inaczej, ale ja zawsze powtarzam, każdy ma taką samą możliwość skorzystania z czegoś i tylko od niego samego zależy to, na co wyda swoje ciężko zarobione pieniążki- też kiedyś byłam materialistką, było mi szkoda wydawać kasy na " niepotrzebne"- jak ja to określałam rzeczy, dzisiaj moje myślenie na ten temat już też się zmieniło- nie trwonie pieniędzy na lewo i prawo, ale też nie jest mi żal pieniążków wydanych na jakieś wczasy, wycieczki itd.

Jeśli chodzi o "leczenie", to nadal cykle stymulowane Clo, do tego od 19 dnia duphaston, kwas foliowy, wit. D, sok z kiszonych buraków, codziennie zabiegi z moksy, w miarę zdrowe odżywianie- z rana na czczo szklanka gorącej wody, na wieczór siemie lniane, w ciągu dnia owoce, warzywa, daktyle, orzechy nerkowca- to zamiast słodyczy; gdy jest ładna pogoda jeżdże do pracy na rowerze ( ok.7 km w jedną stronę), gdy mam wolne ćwiczę na orbitreku 40 minut- robię to zamiennie albo jazda na rowerze albo orbitrekowanie;
Ostatnio wzięłam się znów za układanie po raz kolejny puzzli (mnie takie układanie bardzo relaksuje, wycisza, odpręża)- dlatego też pozwoliłam sobie mimo wszystko na znalezienie codziennie chwili na to, aby nad nimi usiąść ( nie zawsze się to udawało, dlatego też to moje układanie trochę trwało) no i taki oto efekt:

Komentarze

  1. Świetnie to wszystko napisałaś i miło czytać, że tak sobie radzisz. Bardzo dobre podejście. Tak trzymać. 😊
    Masz rację, że zawsze coś jest po coś. Nam po przez stratę Bóg chciał pokazać, jak dziecko jest ważne i żebyśmy potrafili docenić, że jest. Tak to widzę. Mam teraz chwile zwątpienia, ale zawsze przypominam sobie, jak walczyłam i łatwiej wtedy przezwyciężyć trudności, a gdyby przyszło łatwo, bez problemów, teraz moglyby mi nie raz puścić nerwy, a po co.
    Życzę Wam wielu miłych wspólnych chwil i spełnienia wszystkich marzeń i planów 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba było w końcu zmienić swoje myślenie, nastawienie i podejście, bo skoro się nie udaje, to nie ma co robić czegoś na siłę, trzeba w końcu odpuścić, nawet wtedy, gdy bardzo się czegoś pragnie. Moment pogodzenia jest z jednej strony trudny, ale z drugiej strony przynosi ulgę i wytchnienie...
      Dokładnie tak jest, jak piszesz i nawet kiedyś się nad tym zastanawiałam, czy mając dziecko nie puszczą mi nerwy w niektórych momentach, ale potem przywoływałam się do porządku i mówiłam sobie, że przecież tyle lat o nie walcze itd.
      To tak jest, że jak coś komuś łatwo przyjdzie, to człowiek przeważnie tego nie docenia...
      Sesi baaardzo Ci dziękuję, ja też trzymam za Was kciuki- za to, żeby ta Wasza mała istotka codziennie dawała Wam wiele radości, by była zdrowa i dobrze się rozwijała.. buziaczki

      Usuń
  2. Świetnie ujęłaś w słowach to zmęczenie, bo jak mielibyśmy zająć się wymagającym dzieckiem skoro już bylibyśmy wyczerpani codzienną walką o to dziecko... Ważne jest to, żeby zdać sobie sprawę, że w pewnym momencie trzeba przestać walić głową w mur, wiem że każdy na początku wali w ten mur i niestety musi dojść do tego sam, ale ważne żeby w ogóle zdać sobie z tego sprawę i zrozumieć, że trzeba też normalnie żyć. Jestem z Ciebie bardzo dumna i cieszę się, że zdecydowaliście się wykupić tą wycieczkę, przez rok czasu wszystko może się zdarzyć, ale na pewno nie można podporządkowywać całego życia niepłodności, bo naprawdę za dużo się przez to traci. Trzymam za Was kciuki i bardzo Wam kibicuję 😚😚😚

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie... tak jest- same wiecie, jak to wygląda...
      O to chodzi, że nie można tak ciąglę użalać się nad sobą , bo ileż można tak żyć w takim stresie, zadręczaniu się.. ale tak, jak piszesz- każdy musi sam dotrzeć do tego momentu, gdy mówi- basta- jedni dochodzą do tego w miarę szybko, inni potrzebują trochę więcej czasu, ale trzeba pamiętać o tym żeby ten czas nie trwał w " nieskończoność"... Trzeba normalnie żyć, bo życie jest takie ulotne, więc szkoda go "marnować" na niepotrzebne rzeczy...
      Masz rację- przez niepłodność bardzo dużo się traci- człowiek bardzo często rezygnował z czegoś, bo ciągle braliśmy pod uwagę to,że może akurat wtedy będzie ten szczęśliwy cykl, zrezygnowaliśmy z czegoś a ciąży jak nie było, tak nie ma, dlatego nie warto....
      Bardzo dziękuję za wsparcie... Ja też nadal trzymam kciuki za Was- żeby ciąża przebiegała bez problemów, a potem poród- bez żadnych komplikacji... Buziaki

      Usuń
  3. Jestem bardzo ciekawa, jaki to egzotyczny kraj, zdradzisz?😊Ja marzę o wyjeździe chociaż nas nasze morze. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś już chyba coś wspominałam- podróż moich marzeń, czyli Dominikana;0)
      Jeśli chodzi o wyjazdy nad morze, to powiem tak, że my wolimy sobie pojechać za granicę- cenowo wychodzi podobnie niż nad naszym morzem, a po 1 w miarę pewna pogoda, po 2 lepsze "widoki" i po 3 generalnie mniejszy tłok na plażach, często gęsto - za granicą troszkę większa kultura; każdy ma jakieś swoje upodobania, znam ludzi, którzy po prostu boją się jechać za granicę i przez to wybierają nasze, polskie morze- ja osobiście uważam, że jeśli ma się coś stać, to i tak się stanie, czy to będziemy w kraju, czy za granicą- wszędzie trzeba uważać;

      Usuń
    2. Ale ja się nie boję i ma wakacje za granicę jeżdżę 😊po prostu lubię polskie morze. Jedziemy we wrewrześ, kiedy nie ma już tłumów, a pogoda jeszcze jest ładna. No wystarczy, żeby nie padało, chcemy się nawdychać jodu. Poza tym, z małym dzieckiem i w ciąży jednak nad morze najwygodniej.

      Usuń
  4. Nawet nie wiesz jak się cieszę że potrafisz odnaleźć te pozytywne strony. Mi to się udało po kilku latach, chyba dopiero, gdy zaczęłam prowadzić bloga, poznawać ludzi z takimi problemami jak moje i przelewać emocje "na papier;)". Często w tej chorobie zapomina się o tym, co się ma a dostrzega tylko braki w ten sposób zapominając o życiu i innych potrzebach.
    Fajnie, że nie zamykacie się w domu, oszczedzając tylko na leczenie.my długo odmawialiśmy sobie wszystkiego bo za chwilę będą drogie badania, leki, potem ivf... dopiero dwa ostatnie lata mogliśmy sobie pozwolić na jakieś"niepotrzebne;)" rzeczy. Korzystajcie i cieszcie się sobą:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje niepłodnościowe początki też były trudne, ale się cieszę z tego, że aktualnie mimo wszystko jest dobrze...
      Powiem Ci, że u nas nie ma jakoś tego, że odkładamy- zbieramy na leczenie- na dzień dzisiejszy w ostateczności wchodzi inseminacja, ale na to przyjdzie w razie co jeszcze czas, pan dr powiedział, że na razie mamy o tym nie myśleć, bo to za krótki czas od tego szczęśliwego hsg...
      Korzystamy z tego czasu na prawdę, czytając blogi innych i słuchając opowieści młodych rodziców, coraz bardziej zaczynam doceniać czas tylko we dwoje...

      Usuń
  5. Przede wszystkim gratulacje kochana, że jedno z Waszych marzeń już zostanie spełnione :)) Nie ma się co oglądać na nic, róbcie swoje.
    Jeśli chodzi o mnie to trudno mi znaleźć "dobre strony" niepłodności, ale na pewno w każdej sytuacji można znaleźć coś pozytywnego zamiast się załamać. Gdybym miała wybierać, to oczywiście wolałabym zajść w ciążę, ale patrząc z perspektywy czasu, wiele dobrych zmian mogę w sobie zauważyć. Najważniejsze, żeby się nie poddać i iść do przodu pomimo wiatru, cały czas wierzyć, że to wszystko dobrze się skończy, a gdy przychodzi czas słabości umieć otrzepać się i iść dalej. Nieustannie zaciskam kciuki za tę właśnie wiarę, no bo jak powiadają potrafi góry przenosić ;)
    Uściski :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te niektóre mniejsze marzenia już też się spełniły;0), ale wciąż czekamy na spełnienie tego najważniejszego, póki co musimy cieszyć się egzotycznym wyjazdem- co prawda jeszcze odległy czas, ale to tak szybko przeleci, że ani się nie odwrócimy a już będziemy się pakować na podróż naszego życia. ;0)
      Dokładnie, nie ma co ani rezygnować z czegoś, ani odkładać tego na później, bo może być tak, że niewykorzystane okazje już się po prostu nie powtórzą..
      Masz rację Izzy, ja też jakiś czas temu nie widziałam pozytywów niepłodności, byłam nią tak zaślepiona, że nie liczyło się nic więcej- swoje odchorowałam- jeszcze wtedy miałam świadomość tego, że to moja wina (przy pierwszych hsg wyszła obustronna niedrożność jajowodów), czułam się wszystkiemu winna i w sumie zaczęłam za to obwiniać moich lekarzy ginekologów, do których chodziłam jeszcze przed ślubem, a którzy twierdzili, że u mnie wszystko w porządku i można śmiało zachodzić w ciąże....
      Dziś widzę, że takich osób jak my, czyli dotkniętych problemem niepłodności jest dosyć sporo, ale ważne tak,jak mówisz żeby mimo przeciwności losu umieć iść dalej z podniesioną głową i nie brnąć w głąb tego problemu...
      Powiem Ci, że coraz bardziej zaczynam doceniać ten czas we dwoje, to co mam, to co już osiągnęłam...
      Dziękuję Izzy za ciepłe słowa, za wsparcie...
      Śle co prawda wirtualne, ale gorące pozdrowienia;0)

      Usuń
    2. Agatko, to jeszcze dodam jedno. Pamiętaj, że niemożność zajścia w ciążę to problem pary, nie jednej osoby. Wiem, że o tym wiesz, ale nie zapominaj proszę. Ja też kiedyś miałam takie głupie myśli, że gdyby nie ja (choć u nas jest niepłodność idiopatyczna, nie wiemy dlaczego nie urodziłam nigdy dziecka) to może z inną kobietą mój mąż miałby dziecko. Można zwariować w tym wszystkim...
      Co było to się nie odwróci, ale ważne, żeby iść teraz do przodu, albo pozwolić się nieść jak to kiedyś mówiłyśmy ;)
      Ściskam bardzo mocno i tez wysyłam gorące pozdrowionka, u nas właśnie wyszło słonko <3
      Czekam z niecierpliwością na waszą wycieczkę :)))

      Usuń
    3. Właśnie chyba dojrzałam do tego i teraz już wiem, że to nie jest niczyja wina- pamiętam, jak na początku naszej niepłodnościowej drogi, gdy mąż zrobił badania i wyniki były nienajlepsze, załamałam się i nawet ( wstyd się przyznać) w mojej głowie pojawiły się myśli, że to jego wina, potem gdy okazało się, że ja mam niedrożne jajowody, opamiętałam się i powiedziałam do siebie: "Agata, jaka Ty jesteś głupia, przecież taki stan rzeczy nie jest zależny od nas i na niektóre rzeczy nie mamy wpływu"- i pomyślałam wtedy, przecież niedrożne jajowody, czy nienajlepsze wyniki badań nasienia to nie jest moje, czy męża "widzimisię", bo to jest coś, co jest, a czego my nie chcemy...
      Jedna z mniejszych wycieczek już jutro- tym razem weekendowy wypad do Szczyrku;0)
      U nas też słoneczko przewijało się przez cały dzionek, tylko pod wieczór, akurat,jak wracałam z pracy zaczęło padać.
      Buziaczki

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ku pokrzepieniu serc- " sposoby" na niedrożne jajowody

Moja walka z niedroznymi jajowodami...

I jesteśmy dalej; zrobiliśmy krok do przodu...